Jestem na skraju załamania i szukam ratunku. Opowiem krótko swoją sytuację.
Byłam żoną człowieka, który był chorobliwie zazdrosny, co doprowadziło mnie do wyczerpania nerwowego. Rozwiodłam się po 10 latach małżeństwa. Sama wychowywałam dwoje naszych dzieci. Nigdy już nie założyłam nowej rodziny. Całe swoje życie, czas i pracę chciałam oddać dzieciom.
Z biegiem lat zauważałam, jak moje życie z mężem wpłynęło na dzieci, a właściwie jak wpłynął na nie brak ojca. Córka bała się stałego związku z obawy, że jej mąż będzie taki, jak jej ojciec (też ją zostawi). Teraz jest mężatką, ma dwoje dzieci, choć czasem widzę, że walczy z własnymi "demonami" przeszłości.
Myślałam, że młodszy syn nie "nasiąkł" tymi przeżyciami, bo był zbyt mały, by to pojmować. Niestety! Dziś, gdy ma 25 lat, żonę i 2-letniego syna, okazuje się, że powiela zachowania swojego ojca. Od trzech lat, odkąd jest ze swoją wybranką, nie mam nawet miesiąca życia bez leku, wciąż widzę, jak się kłócą. Sądziłam, że dorósł, skoro zdecydował się zawrzeć związek małżeński. Po 4 miesiącach ich małżeństwa dowiedziałam się, że znowu dzieje się źle miedzy nimi. Synowa powiedziała mi, że on zachowuje się jak chorobliwie zazdrosny mąż. Mój świat się zawalił, gdy słuchałam jej opowieści. To było jak powrót do mojego życia.
Nadmienię, że z byłym mężem żyjemy w zgodzie. On po rozwodzie związał się kimś, mają dziecko, ale po latach doszło do tego, że został bez dachu nad głową. Na prośbę dzieci pomogłam mu stanąć na nogi. On sam wiele zrozumiał, jest kochanym dziadkiem i pomaga dzieciom, opiekując się wnukami, gdy ja jestem w pracy.
Największym problemem jest mój syn. Co mam robić, jak pomóc jego rodzinie? On sam, jak mi się wydaje, nie zdaje sobie sprawy, że jego zazdrość to choroba! Synowa chce się rozwieść. Rozumiem ją, bo sama wiem, co czuje. Chciałbym im pomóc i ratować rodzinę, a właściwie leczyć i uchronić syna przed powielaniem błędu, który zniszczył naszą rodzinę.
Przepraszam, że mój list nie jest bardziej precyzyjny, ale te wydarzenia są dla mnie jak gradobicie. Moja przeszłość stała się żywa, do tego pojawił się lęk, ból i strach o własne dziecko. Błagam, pomóżcie mi!
Odpowiedź psychologa:
Gdy nasze dzieci są małe, my – rodzice staramy się, na ile to możliwe, uchronić je przed problemami ludzi dorosłych. Gdy między rodzicami narasta konflikt i trudno rozwiązywać wspólnie problemy, decydujemy się na rozstanie z partnerem. Tak, jak rozumiem, postąpiła Pani, decydując się na rozwód ze swoim mężem.
Choć po latach stosunki między Państwem zmieniły się na lepsze, wydaje się, że do dzisiaj dźwiga Pani ciężar odpowiedzialności za tę decyzję. Rozpacz, jaką wyraża Pani w swoim liście, pokazuje, że czuje się Pani bezradna wobec problemów, jakie Pani dzieci przeżywają dzisiaj w swoim dorosłym życiu. To naturalne, że pragniemy szczęścia dla naszych dzieci.
Ale czy możemy za nie przeżyć życie, czy możemy je uchronić od błędów? Chyba nie... i może dobrze, że nie. Dzięki temu, że same popełniają błędy, cierpią, szukają rozwiązań, mogą się rozwijać, zdobywać doświadczenie, uczyć odporności na trudy życia. Możemy służyć im wsparciem i pomocą, ale to one same muszą wziąć odpowiedzialność za swoje zachowania i decyzje, za swoje życie.
Podobnie jest w sytuacji Pani syna i synowej, którzy borykają się z własnymi problemami. Pani nie rozwiąże ich kłopotów, choć rozumiem, że bardzo by Pani tego chciała. Dlatego proponuję, aby nakłoniła Pani syna i synową do skorzystania z pomocy psychologicznej w ramach terapii małżeńskiej.
Może pomyśli Pani: tylko tyle? Tak. Decyzja należy do nich. Pisze Pani, że mąż jest kochającym i pomocnym dzieciom dziadkiem. To wspaniała życiowa rola, która może również Pani przynieść zadowolenie i radość. Może to właśnie będzie dobra forma pomocy dla dorosłych dzieci, które mając tego rodzaju wsparcie od Państwa zajmą się rozwiązywaniem swoich małżeńskich problemów.
Polecamy: Zazdrość patologiczna - jakie są jej przyczyny?