Mamy więc dylemat: czy lepiej przystać na to 7 w skali 1-10 i pogodzić się z tymi kilkoma przerażającymi cechami charakteru, niczym żona Homera Simpsona, kochająca swego przygłupawego i nieporadnego grubaska, czy też twardo obstawać za 10/10 patrząc na kilka tych par, które każdy z nas zna, pasujących do siebie jak dwie połówki jabłka, jak niebo i ziemia, jak truskawki do szampana…
No dobrze, to wariant negatywny i zdecydowanie pesymistyczny, choć każdy pewnie wie dobrze, że wcale nie taki nieprawdopodobny. Jaki jest różowy scenariusz? Pełen dziecięcych śmiechów dom, czas na upieczenie ciasta i pójście do fryzjera, niedzielne rodzinne pikniki… a przede wszystkim ON: zapewniający bezpieczeństwo, dumny ze swej pięknej żony (o czym jej nie zapomina szepnąć podczas tradycyjnych piątkowych kolacji sam na sam), czuły i pełen ochoty na seks (z nią), pogodny, uczciwy i chcący rozmawiać o wszystkim.
Czy to jest dziesiątka? Ideał? No pewnie nie. Nie piszemy przecież prozy sci-fi tylko scenariusz na udane małżeństwo. Może nieco zbyt łatwo się irytuje i czasem bywa autorytarny. Może jest strasznym bałaganiarzem i namiętny fanem futbolu w wersji koledzy, piwo i krakersy. Realistycznie: 9/10.
Teraz przyznam szczerze i prywatnie, że ten różowy scenariusz to dla mnie zawsze był nie piękny sen, ale oczywistość. Że muszę kiedyś poznać faceta, przy którym wszystko będzie płonęło inaczej, a serce krzyczało głośniej niż rozum. Że jako ładna, mądra i dobra kobieta będę starać się z całej siły być jak najlepszą żoną, matką, gospodynią, a on będzie też podlewał te nasze wyhodowane kwiatki z równie częstą i mocną pasją. No, bo chyba o to chodziło Stwórcy, cokolwiek to była za siła na początku tego świata mężczyzn i kobiet?
Wracamy do pytania wyjściowego – żenić się czy czekać? Szukać na gwałt czy wierzyć w przeznaczenie? Traktować słabości z przymrużeniem oka, jak ten jeden punkt na minus od ideału, czy widzieć w każdej wadzie potwora wyhodowanego na kilku latach byle jakiego związku? I co zrobić z tą kobiecą zmiennością, która jednego dnia dudni ci w sercu, że to właśnie ten jeden jedyny, a drugiego przypomina, że już od niego kwiatów bez okazji się spodziewać nie należy, że przy dziecku wiele pewnie nie pomoże, a ostatni raz usłyszałaś z jego ust, że jesteś piękna, dwa lata temu?
Wyczytałam gdzieś kiedyś zdanie, że największy horror kobiety to pakować się w małe, przyziemne, często nudne i nieprzynoszące zysków przedsiębiorstwo. Racja bez dwóch zdań. Tylko ta alternatywa wciąż niejasna i niepokojąca…
Agata Chabierska