Fot. Fotolia
Matka: Zastanawiałam się nad tym, czy kontakty innych matek i córek są podobne do naszych. Oprócz radości, miłości bywa tak trudno! Pojawia się niezrozumienie i nierzadko poczucie krzywdy.
Córka: Tak. Kiedy rozmawiam z dziewczynami, zgodnie przyznajemy, że matki są dla nas ogromnie ważne, jednak po chwili zaczynamy was krytykować, a ta krytyka trwa i trwa, i trwa…
Matka: Mhm.
Córka: Między tobą i mną dużo lepiej się układa, od kiedy się wyprowadziłam, jak uważasz?
Matka: Chyba tak. Przeszkadzały wzajemne niedopowiedziane oczekiwania, złe myśli, tyle sprzecznych uczuć…
Córka: Myślę, że odkąd mieszkam sama, jakoś lepiej akceptujesz fakt, że dorosłam i nie próbujesz za mnie decydować. A powiedzmy sobie szczerze – to był spory problem. Mniej się teraz wtrącasz, co zdecydowanie ułatwia nam kontakt.
Matka: Ja się troszczę, a nie wtrącam.
Córka: No taaak, troszczysz. Jednak zrozum, taka troska czasem strasznie przydusza. Wiem, że się starasz, teraz umiem to docenić, bo też mam nad tym jakąś kontrolę. Ale ogólnie co za dużo, to niezdrowo. Wiesz, o co mi chodzi?
Matka: Nie do końca… Ale mnie też jest teraz łatwiej. Paradoksalnie czuję się spokojniejsza. Kiedy byłaś tuż obok, czułam potrzebę sprawdzania, czy z tobą wszystko w porządku.
Córka: No właśnie, o tym mówię. Byłam na ciebie czasem tak wściekła za to, że… Bo czułam się za bardzo zależna. Miałam wrażenie, że nie chcesz mnie puścić, że chcesz mieć władzę, tak to odbierałam.
Matka: Myślę, że dystans pomaga w znalezieniu rozwiązań, traktowaniu łagodniej tej drugiej. Nie siedzimy sobie na głowie, więc możemy przemyśleć, co i jak.
Córka: Choć nadal się zdarza, że się obawiam twojego niezadowolenia ze mnie, krytyki. Zależy mi na twojej akceptacji, choć trudno mi to przyznać…
Matka: Ale ja często staram się cię doceniać, mówię otwarcie, jaka jestem z ciebie dumna!
Córka: Tak i to jest super, bardzo pomaga, daje oparcie. Dawniej było z tym różnie, a i ja miałam niekiedy ochotę obwiniać cię za moje niepowodzenia, bo „mogłaś mnie przecież nauczyć, przestrzec, i w ogóle przewidzieć…”
Matka: Przyjemnie jest zwalać winę na kogoś, co?
Córka: No nie, raczej właśnie przyznaję, że od pewnego momentu dobrze za siebie wziąć odpowiedzialność. Myślę, że ja tak zrobiłam i w konsekwencji przestałam się ciebie czepiać.
Matka: Czyżby?
Córka: Noo, w każdym razie teraz czepiam się mniej. Z innej beczki: lubię mieć poczucie, że mogę się ciebie poradzić, nawet oczekuję, że pokażesz mi swój punkt widzenia, a jednocześnie zależy mi, żebyś ostatecznie uznała moją decyzję. Może to duże wymagania, jednak chcę wiedzieć, że mi doradzisz, ale też uznasz, że mam swój rozum. Tymczasem miewam wrażenie, że chcesz mi dać jedynie słuszną odpowiedź i jeśli się do niej nie zastosuję, to się zaraz obrażasz okropnie.
Matka: Hm… Pewnie czasami… Ale teraz dobrze się dzieje, kiedy obie bierzemy odpowiedzialność za swoje słowa, zamiast głównie sypać oskarżeniami. I jeszcze świetnie by było, żebyśmy miały poczucie, że zostaniemy usłyszane i wysłuchane. Ja mam to poczucie, przyznam się, rzadko, niestety.
Córka: Ja też, mamo. Zraziłam się, bo często mówisz coś, po czym pospieszasz rozmówcę jakbyś była znudzona, nieobecna lub w ogóle ucinasz rozmowę. Wyrażasz swoje zdanie i koniec dyskusji. Złości mnie to bardzo i wtedy nie chcę już słuchać.
Matka: Jak to okrutnie brzmi… Ale dobrze, że o tym rozmawiamy. Bywam niecierpliwa.
Córka: To prawda. Przyznaję też, że czasem lubię mieć ostatnie słowo w naszych rozmowach.
Matka: A widzisz.
Córka: Pytanie… po kim to mam.
Matka: Ech, ty!
Fragment pochodzi z książki „Odsłony, czyli rozmowy z córką” autorstwa H. Hamer, M. Hamer (Impuls 2011). Publikacja za zgodą wydawcy.
Zobacz także: Kobiety chcą mieć córki, a mężczyźni synów