Biję męża
Wstyd się przyznać, ale biję męża... Zdarza się to bardzo rzadko i zawsze w ataku wielkiej złości, ale przyznaję, ze czasem nie potrafię się powstrzymać. Mój mąż jest człowiekiem, który na wszystko ma czas, nigdzie się nie spieszy, nie przejmuje wieloma sprawami. Ja jestem osobą bardzo zorganizowaną, punktualną i wzięłam na siebie większość obowiązków domowych i rodzinnych. Kiedy proszę męża go o zrobienie czegoś pilnego, pospieszenie się, on zawsze „ma czas”, mówi „za chwilę”, „potem”... i wtedy nie wytrzymuję. Najczęściej krzyczę i wypominam mu, jakim jest leniem i niedojdą, że nigdy nie mogę na niego liczyć. Ale zdarza się, że kiedy on nadal nic sobie nie robi z moich próśb - lub co gorsza - zaczyna mówić, że zachowuję się jak furiatka i wariatka, wtedy dochodzi do rękoczynów. Ostatnio podrapałam go do krwi. Wcześniej rzuciłam w niego pieluchą dziecka. On zawsze reaguje w ten sam sposób, najpierw krzyczy, że jestem nienormalna, a potem zamyka się w pokoju i nie odzywa do mnie przez kilka dni... Czy może mi Pani poradzić, co powinnam robić, kiedy czuję, że zaraz wybuchnę? Jak ochłonąć i wrócić potem do rozmowy z mężem, która zmotywuje go do zmiany zachowania?
Magdalena
Krystyna Wysocka, psychoterapeuta:
Witam Panią,
Jak widzę, pokonała Pani różne trudne uczucia blokujące sięgnięcie po pomoc. Wnikliwie opisuje Pani schemat, który rządzi Państwa relacją. Pani duża aktywność i odpowiedzialność w porównaniu z małą aktywnością męża, wywołuje złość. Jak Pani pisze, emocje dochodzą do głosu w momencie narosłego napięcia, więc w sposób gwałtowny. Są to wspomniane niszczące momenty "wielkiej złości". To sugeruje, że jest czas, kiedy złość jest mniejsza. Jest to moment, żeby ją Pani usłyszała i wzięła pod uwagę potrzeby, które pojawienie się złości sygnalizuje. Pomocne mogą być próby rozmowy z mężem w tym właśnie czasie, nim emocje przesłonią wszystko. Słyszalne pod tym jest Pani marzenie, żeby móc tak jak mąż odpocząć, zadbać o siebie. Niezgoda na istniejący stan rzeczy może iść w kierunku niszczenia męża spokoju, lub zachęcania go do wsparcia Pani w obowiązkach, do zadbania Pani o siebie. Opisywana przez Panią sytuacja, jak rozumiem, doprowadziła do zabrnięcia w przysłowiowy "kozi róg": Pani już nie czeka na podjęcie przez męża działań, on już nie próbuje, Pani aktywizuje się sama, a męża za brak pomocy każe. Pani nie pozwala sobie na powiedzenie "za chwilę", "potem"... tak jak on. A może warto by było. Postawienie męża w sytuacji, w której Pani nieraz się znajduje, może mu pomóc zrozumieć jak jest Pani trudno. Pani próba zastopowania samej siebie w powinnościach i obowiązkach, powiedzenie stop terrorowi słowa "muszę", może dać równowagę Państwa relacji. Proszę zacząć myśleć o traktowaniu samej siebie na równi, jak innych członków rodziny. Mam nadzieję, że wtedy też bliscy zobaczą w Pani kogoś, kto potrzebuje pomocy, kto bywa bezsilny i zmęczony. Obie wiemy, że pod maską złości, czeka ktoś, kto bardzo potrzebuje wsparcia innych... Gdyby "domowe "próby zaradzenia zwiodły, proszę pamiętać o możliwości terapii małżeńskiej. Pozdrawiam i życzę powodzenia w zmianach.
Krystyna Wysocka, psychoterapeuta Pracowni Integra w Białymstoku, prowadzi terapię par, rodzin oraz zajmuje się psychoterapią indywidualną dorosłych w ujęciu psychodynamicznym. Pracowała jako terapeuta w placówkach zajmujących się pomocą młodzieży zagrożonej prowadząc socjoterapię i zajęcia psychoedukacyjne. Do dziś współpracuje z placówkami zajmującymi się pracą z młodzieżą.
Od 2005 przez sześć lat pracowała w Młodzieżowym Ośrodkiem Konsultacji i Terapii, gdzie zajmowała się terapią osób dorosłych dotkniętych alkoholizmem w rodzinie lub przemocy stosowanej przez najbliższych.