Wyciągam się i nagle trafiam rękami na coś, co z pewnością nie jest częścią składową pościeli, na której leżę. To kartka. Przewracam się na brzuch i, przybliżając kartkę do oczu, staram się odczytać jeszcze zaspanymi oczami tekst, który na niej widnieje. W końcu litery układają się w ciąg, który brzmi: "Cześć Kochanie, spotkajmy się o 12:00 w centrum przy fontannie. Do zobaczenia."
Fontanna w lutym oczywiście nie działa, ale jest to przynajmniej znane miejsce, do którego można trafić z każdego punktu miasta. Choć chce mi się spać, wstaję i ubieram się, by zdążyć na wyznaczoną godzinę. W końcu kto jak kto, ale ja nienawidzę się spóźniać. On o tym wie, i kiedy przychodzę tam 10 minut przed spotkaniem, już czeka na mnie z bukietem niebieskich róż. Kiedy mi go wręcza, całuje namiętnie moje usta, na krótką chwilę przygryzając moją górną wargę, jakby w obietnicy tego, co nadejdzie później. Prowadzi mnie do samochodu i kiedy już w nim siedzę, zawiązuje mi oczy, żebym nie widziała, gdzie jedziemy. Zanim jeszcze opaska zaciśnie się na mojej głowie, wsadza język do mojego ucha, a później jego ręka trafia na mój biust. Gdy jednak chcę się odwzajemnić, odsuwa się ode mnie i zapala silnik, mówiąc, żebym była cierpliwa.
Jedziemy w milczeniu. Staram się poznać, gdzie jedziemy po ilości zakrętów, ale nie jestem w stanie. Czas też się rozciąga w taki sposób, że nie mogłabym stwierdzić, czy jedziemy pół, czy dwie godziny. Kiedy wreszcie stajemy, on mnie powoli wyciąga z samochodu, silnie przytrzymując moje ramię, i prowadzi w jakieś miejsce. Nie czuję żadnych zapachów ani dźwięków. Nie wiem gdzie jesteśmy, ale wydaje mi się, że pewnie poza miastem, skoro nie można usłyszeć nawet odgłosu wiecznie pędzących samochodów, który słychać w promieniu kilku kilometrów od miasta. Najważniejsze, że śnieg przestał padać i teraz idzie mi się nawet przyjemnie, jako, że i zimny lutowy wiatr przestał wiać mi prosto w twarz. Kiedy rozwiązuje mi opaskę, zaczynam rozumieć. Jesteśmy na starym nieużywanym wiadukcie o wysokości 50 metrów. Moście znanym z jednego. Obok stoją ludzie z gotowymi uprzężami dla nas dwojga.
"Mówiłaś, że chcesz to zrobić" - mówi mi cicho do ucha, po czym dajemy się przypiąć różnego rodzaju linkami i zapinkami do siebie i do lin, które odchodzą od uprzęży. Kwadrans później stoimy już za barierą, patrząc w pięćdziesięciometrową przepaść, obejmując się jedną ręką, drugą zaś trzymając barierki. Milczymy, a później nasz wzrok krzyżuje się na naszych twarzach. Patrzymy sobie głęboko w oczy i zaczynam czuć ogromne podniecenie, więc całuję jego usta silnie, aż tracę oddech i po chwili oboje puszczamy barierkę, spadając w przepaść, od której uchronić ma nas tylko lina. Spadając czuję, jak on obejmuje mnie drugą ręką, bynajmniej nie w strachu, tylko sunąc po moim ciele z pewną dozą agresywności, która sprawia mi niekłamaną przyjemność i pobudza moje zmysły coraz bardziej.
Zbliżamy się do ziemi i nagle wyskakujemy znów do góry dzięki sprężystości liny, i tak kilka razy. Po paru minutach jest już po wszystkim, choć oboje czujemy narastającą adrenalinę, jakbyśmy dopiero mieli skoczyć. Po zdjęciu uprzęży dziękujemy instruktorom i dajemy się na chwilkę zagadać, po czym niespiesznie oddalamy się w stronę stojącego poniżej poziomu wiaduktu, samochodu. Słyszę nasz krótki, coraz krótszy oddech, gdy się zbliżamy i zaciskam coraz mocniej ręce, aby wytrzymać sytuację. Kiedy on otwiera mi drzwi auta, nie wytrzymuję i wciągam go za sobą na tylne siedzenie, a on od razu zaczyna ze mnie zdzierać ciepłe ubranie, przygryzając moja skórę w niektórych miejscach....Czujemy zapach potu i słodycz naszej śliny...
Wracając później do domu, znów milczymy, wiedząc, że to nie koniec. Jedziemy do mnie. Powoli otwieram drzwi, czując na szyi jego ciepły oddech. Wchodzimy nie zapalając światła. Kierujemy się w stronę łazienki, by zmyć z siebie wcześniejsze wrażenia. Odkręcam kurek z ciepłą wodą i strugi wody wpadają do wanny, rozgrzewając jej porcelanowe zimno. W tym czasie staję za nim, i przesuwając dłońmi po jego plecach, powoli zdejmuję poszczególne części jego garderoby. Wchodzi do wanny i patrzy na mnie. Wtedy ja powoli zaczynam rozpinać guziki bluzki, później spodni...zostając w bieliźnie, zdejmuję najpierw figi i w staniku przysiadam na brzegu wanny z rozchylonymi nogami i powoli rozpinam stanik, rzucając mu go w twarz. Powoli zanurzam się w wodzie, a on nachyla się w moją stronę, by zakręcić kurek z wodą, znajdujący się za moimi plecami...i nie tylko po to....
Autorka Urszula Wołos jest laureatka II edycji konkursu "Chwile uniesienia"