Zabawy językiem - jak poprawić jakość seksu?

Seks / fot. Fotolia
Zamiast miliona nowych gadżetów, które mają urozmaić nasze życie erotyczne i uczynić je bogatszym, lepszym i wspanialszym, warto pomyśleć o użyciu języka. Nic tak, bowiem nie wzbogaca wzajemnych relacji, jak … dobrze dobrane słowa.
/ 27.09.2016 14:17
Seks / fot. Fotolia

100 sposobów na „lepszy” seks

Myśląc o ulepszaniu seksu, myślimy zapewne o technikach. Kobiety dość często zasypywane są różnymi eksperckimi artykułami prasy kolorowej, z których dowiadują się, jak „należy” wykonać striptiz, zrobić fellatio czy w jakiej pozycji się kochać. Mężczyźni zaś bardzo często znajdują na swoich skrzynkach mejlowych wiadomości o tym, jak przedłużyć erekcję lub – nawet(!) – penisa. Autorzy seksualnych porad skupiają się na technice i ciele. Ale jest też bardzo miękka sfera seksualności, której wyzwolenie potrafi przynieść wiele satysfakcji. Jest nią język.

Zobacz też: Gra wstępna – klucz do orgazmu

Jak rozmawiać o seksie?

Założę się, że i Tobie zdarzyło się usłyszeć, że język polski jest zbyt ubogi, żeby rozmawiać bez skrępowania o seksie. To tylko stereotyp. No i świetna wymówka, żeby nie informować swoich partnerów o oczekiwaniach, nie mówić, czego się pragnie, nie rozmawiać o fantazjach a nawet o antykoncepcji itp. Wiele osób myśli nawet, że wypowiedzenie pewnych rzeczy zepsuje całą atmosferę tajemnicy i mistycyzmu.

Nazywajmy rzeczy po imieniu

Z doświadczenia wiem, że nazywanie rzeczy po imieniu i rozmawianie o seksualności i seksie - wzbogaca. Wiem, że wiele kobiet ma problem z mówieniem o swoich waginach. Czują się zażenowane, mając powiedzieć słowo 'pochwa', 'wagina' czy 'cipka' – czy to w sypialni, czy w gabinecie ginekologicznym. To wielka szkoda, dlatego że nie nazywając swojego pięknego, wrażliwego i bardzo ważnego seksualnego organu, tracą go. Jak mają zakomunikować partner(k)om swoje potrzeby, gdy wstydzą się nazwania wprost tego, co chcą? Pary są zdane na domysły, które niełatwo rozszyfrować, kiedy jedna z osób mówi: popieść mnie tam, no ...wiesz gdzie. Są osoby bardziej i mniej domyślne. Łatwo o niezrozumienie i frustrację. Kiedy już raz przejdzie się ten próg i nazwie waginę waginą – albo jakimś innym imieniem, np. joni – będzie o niebo łatwiej.

Kolejną sprawą jest poznanie nie tylko ogólnej, ale i szczegółowej mapy „miejsc rozkoszy”. Kobiety mają przecież nie tylko waginę, łechtaczkę i strefę G, ale także inne czułe punkty: trzon łechtaczki, kapturek, fourchette, perineum. Nazwanie czułych punktów pozwoli w bardzo precyzyjny sposób pokazać partner(k)om, czego konkretnie chcemy.

Granice mojego języka wyznaczają granice mojego świata

Język warto wzbogacić o słowa takie jak: masturbacja, miesiączka, penis, prezerwatywa, antykoncepcja... Banały? Może i banały, ale ile z Was jest w stanie powiedzieć partnerom wprost: chcę patrzyć, jak się masturbujesz, (nie) chcę się z tobą kochać w czasie miesiączki, załóż prezerwatywę? Bardzo często to język wyznacza granice tego, co zrobimy w łóżku. Brak słów, żeby opisać nasze zachcianki? Wstyd sznuruje usta? Boisz się, że coś brzmi zbyt wulgarnie, medycznie, infantylnie lub nieprzyzwoicie? Jeśli Ty i partner(ka) wypracujecie odpowiedni język, dzięki niemu będziecie tylko poszerzać strefę seksualności i intymności. Kobiety są słuchowcami, są takie, które mogą doznać orgazmu tylko i wyłącznie słuchając jakichś podniecających, pikantnych historii. Naprawdę warto rozmawiać. A czasem nie tyle rozmawiać, co snuć pieprzne opowieści lub poświntuszyć. Chodzi po prostu o to, aby język giętki powiedział wszystko, co czym pomyśli głowa.

Zobacz też: Edukacja (anty)seksualna?

Redakcja poleca

REKLAMA