Istnieje popularne przekonanie zgryźliwych żon, że mężczyźni połakomią się na wszystko, co się rusza…
Psychologowie od dawna badający fenomen doboru partnera doszli jednak ostatnio do nieco innych wniosków. Istnieje oczywiście twierdzenie, że panie są bardziej wybredne w wyborze kochanków niż panowie, którym znacznie łatwiej przemówić do rozsądku, ukrytego zazwyczaj w spodniach. Jest to łatwo wytłumaczalne dzięki teorii ewolucji: bądź co bądź, to kobieta musi nosić w swoim łonie owoc nieostrożnej miłości i na nią spada większość obowiązków, nawet jeśli tatuś poczuwa się do jako takiej odpowiedzialności. Decyzja więc o dopuszczeniu osobnika do swoich płodnych zakątków jest znacznie bardziej życiowa i brzemienna w skutkach, niż tzw. zaliczenie panienki.
Tę prawdę potwierdzają obserwacje dokonane podczas „speed dating”, czyli formy łączenia się w pary poprzez krótkie spotkania z wieloma przedstawicielami płci przeciwnej podczas kawiarnianego popołudnia. Liczba mężczyzn, których jest w stanie zaakceptować kobieta, jest znacznie niższa od liczby potencjalnych ofiar faceta. Paradoksalnie jednak, jeśli tylko zmieni się warunki gry i zamiast wariantu: „panie siedzą, panowie zmieniają stoliki”, to płeć piękna wędruje od amanta do amanta, proporcje są już zupełnie różne!
Okazuje się, że kobiety zmuszone do przejęcia tradycyjnej “agresywnej” roli męskiej - polegającej w tym przypadku na aktywnym podejściu do stolika i nawiązaniu kontaktu, są znacznie mniej wybredne i łatwiejsze do uwiedzenia. Panie w tym wariancie zgadzają się na taką samą liczbę potencjalnych kochanków, jak panowie. Jaki z tego wniosek? Naukowcom wydaje się, że to tysiące lat stereotypowego podziału ról w społeczeństwie doprowadziły do wybredności kobiet, jeśli zaś jednak zaburzyć konwencjonalną ideę łączenia się w pary dla potomstwa, to nie bronią się one już tak bardzo przed zbliżeniem z osobnikiem płci przeciwnej.
A że mamy dziś antykoncepcję, urlopy macierzyńskie dla ojców, alergię na małżeństwo i zakładanie rodziny, to i kobiety stają się bardziej uległe i rozwiązłe. Czy to dobrze? Z punktu widzenia przyszłości ludzkości, pewnie nie do końca, ale z punktu widzenia kobiety, która nie musi już poświęcać życia na wysiadywanie jaj partnerowi to zupełnie inna historia…