W szponach namiętności

W szponach namiętności fot. Panthermedia
Seks w liczbach wygląda interesująco, ale technicznie. A jakie jest życie seksualne młodych Polek w rzeczywistości?
/ 22.05.2012 12:56
W szponach namiętności fot. Panthermedia

Nasze dziennikarki poprosiły cztery czytelniczki: kobietę w początkowej fazie związku, po trzech latach bycia razem, po 12 latach małżeństwa i samotną, żeby przez miesiąc prowadziły dla nas seksdzienniki. Komentarz dr Andrzej Depko.

Justyna i Paweł spotykają się od trzech miesięcy. Ona, 31 lat, jest bezdzietną rozwódką. Uczy języka angielskiego w prywatnym liceum. On, 35-letni kawaler, jest księgowym. Mieszkają osobno.
DZIEŃ PIERWSZY: Paweł dzwoni, że będzie u mnie za 15 minut. Szybko kończę porządki w szafie i znikam w łazience. Biorę prysznic, maluję się. Już w drzwiach całuje mnie namiętnie. Udajemy, że będziemy jeść kolację, ale obydwoje wiemy, że nic z tego nie wyjdzie. Cały czas dotykamy się czule i patrzymy na siebie jak licealiści. Wreszcie biorę go za rękę i prowadzę do sypialni. Kochamy się aż do jedenastej.
DZIEŃ DRUGI: Paweł budzi się o siódmej. Znika w łazience. Idę do niego i kochamy się pod prysznicem. Potem jeszcze raz w sypialni. Wychodzi o 7.45. Dzwoni, że spóźnił się do pracy.
DZIEŃ CZWARTY: Jest trzecia. Kolejny raz tego dnia myślę o Pawle. Tęsknię. Dzwonię do niego: „Wpadniesz po pracy?”. Okazuje się, że jest umówiony i nie może tego przełożyć. Jestem wściekła. Wieczorem, w domu, nie wytrzymuję, idę do łóżka i zaspokajam się sama.
DZIEŃ SIÓDMY: Paweł dzwoni, że zarezerwował stolik w restauracji. Spotykamy się o 20.00. Jemy i flirtujemy. Przed deserem rozmowa robi się naprawdę gorąca. Jedziemy do mnie. Całujemy się w samochodzie, na klatce schodowej. Kochamy tuż po przekroczeniu progu mieszkania. Potem oglądamy film. W przerwie na reklamy zaczyna mnie pieścić. Kochamy się jeszcze raz.
DZIEŃ DZIESIĄTY: Paweł ma przyjść na noc. Chcę, żeby ten wieczór był wyjątkowy. Ale od rana nic mi nie wychodzi. Najpierw dostaję mandat. Potem okazuje się, że muszę wziąć dwie lekcje za koleżankę, która jest chora. Wracam do domu załamana i wściekła. Paweł ma przyjść za 15 minut. Wchodzi i od razu orientuje się, że coś jest nie tak. Wylewam wszystkie żale. Rano chciałam się z nim kochać, teraz jest to ostatnia rzecz, o jakiej myślę. Uspokaja mnie, zabiera na spacer. Wracamy po godzinie. Złość mi mija. A pożądanie powraca. Kochamy się jeszcze w kuchni. Potem idziemy do sypialni.
DZIEŃ CZTERNASTY: Paweł znów u mnie śpi. Nie kochamy się, mam okres. Gramy w gry komputerowe do późnej nocy. Wieczór bez seksu sprawia nam radość, ale niedosyt pozostaje.


Co na to seksuolog?
Justyna i Paweł przechodzą fazę wzajemnego zauroczenia, typową dla początku każdego związku. Teraz działa chemia. Za sprawą fenyloetyloamimy, neuroprzekaźnika, który zalewa nam mózg, czujemy się szczęśliwi i bezpieczni. Bez ukochanej osoby nie możemy żyć. Ciągle jej pragniemy. Nawet w ciągu dnia, zamiast skupić się na pracy, wspominamy wczorajsze ekscesy łóżkowe. Wszystko to piękne, ale fascynacja seksualna prędzej czy później mija. Warto więc od samego początku zastanowić się, czy z naszym partnerem łączy nas coś poza superseksem. Czy tę dziką namiętność, która teraz jest między nami, da się przemienić w głęboką emocjonalną więź? Czy myślimy podobnie, mamy z nim o czym rozmawiać, wyznajemy podobne wartości? Czy będziemy w stanie stworzyć z nim dobry i stabilny związek? Taki wewnętrzny rachunek sumienia oszczędzi nam ewentualnych późniejszych rozczarowań. Jeśli czujemy, że coś w tej relacji nie gra: facet jest świetny w łóżku, ale nie interesują go nasze problemy, trzeba zrobić bilans zysków i strat. Albo przeżywamy swoją fascynację dalej, wiedząc, że prędzej czy później nastąpi jej kres. Albo zrywamy ten związek i czekamy na mężczyznę, który dopełni nas w szerszym znaczeniu.

Redakcja poleca

REKLAMA