Cokolwiek by nie powiedzieć o seksualnej emancypacji, statystyczna prawda jest taka, że to kobiety mają w seksie więcej zahamowań.
Skala jest oczywiście bardzo indywidualna i zapewne w jednej studenckiej grupie znajdzie się taka, co wszystko i z ochotą, nawet w uczelnianej toalecie, oraz taką, co najlepiej po ciemku i na misjonarza, ale nie częściej niż raz w tygodniu. To się oczywiście również zmienia w trakcie życia i doświadczeń, za które odpowiadają zwykle panowie, tak w sensie seksualnego wyswobodzenia, jak i totalnego pogrążenia damskiej erotyczności. Generalnie, uwielbienie czyni cuda, a drwina i obcesowość zabijają tę odrobinę ladacznicy, która jest w każdej kobiecie.

Buzią nie!
Już sam seks oralny dla wielu kobiet jest trudny i to zarówno w kwestii dawania, jak i brania. Pierwsze łatwiej zrozumieć (w końcu można się nawet udławić), ale drugie jest chyba nawet częstsze. Nie dla każdej bowiem przedstawicielki płci pięknej idea oglądania, smakowania i wąchania jej intymnych miejsc jest komfortowa. Tę barierę jednak dość łatwo przełamać, jeśli tylko uzmysłowi się partnerce, że seks nie ma pachnieć różami, a mężczyzn podnieca właśnie fizjologia damskiego ciała, a nie półka perfumeryjna – w końcu sam król Sobieski pisząc do Marysieńki prosił, aby na kilka dni przed jego powrotem rezygnowała z nadmiernego mycia.
Od tyłu też nie!
Sprawą znacznie trudniejszą, jeśli chodzi o perswazję, jest seks analny, którego niektóre kobiety nie akceptują ani fizycznie, ani psychologicznie. Winne temu mogą być przykre doświadczenia związane z bólem oraz elementem brudu, który nieodłącznie towarzyszy tylnej części ciała. Naturalnie, czasem warto jest się przekonać, że przy dużej dawce delikatności ze strony mężczyzny i dwóch litrach lubrykantu, taka zabawa może być całkiem nowym, egzotycznie przyjemnym doświadczeniem dla obojga, ale obsesyjne nastawanie na zgłębianie tajemnic wstydliwego odbytu nie jest w dobrym tonie. Niechęć widać łatwo już przy pierwszych pośladkowych pieszczotach i jedyne, co można wtedy zrobić, to po prostu o pomyśle porozmawiać, poczytać, pooglądać – jednym słowem dać jej czas.
W trudne dni tym bardziej nie!
Wreszcie, częstym tematem tabu, nieporuszanym w wielu związkach, choć przemyśliwanym, jest współżycie w trakcie menstruacji. Zasadniczo większość kobiet wtedy nie musi, a i panów wizja chirurgiczno-rzeźnicka przeraża, więc nie ma o czym debatować. Zdarza się jednak tak, że tydzień przestoju łóżkowego w miesiącu stanowi dla żarliwych kochanków dość duże utrapienie i wtedy pojawia się pokusa. Faktem jest, że w okresie miesiączki wiele pań odczuwa dość duże ciśnienie erotyczne, a i typowe dla trudnych dni rozdrażnienie przyjemnie jest zamienić na sesję z pożądaniem. Co można zrobić? Spytać o samopoczucie, rozpocząć delikatne pieszczoty, zasugerować wspólny prysznic - w te lżejsze dni stosunek można odbyć zupełnie bez przykrych śladów.
Zahamowań może być wiele, bardzo różnych i tak, jak w każdej innej dziedzinie życia, wszystko zaczyna się zwykle w głowie i z czasem niepotrzebnie narasta. O wielu z tych naszych seksualnych barierach można pożartować i porozmawiać, a potem delikatnie przełamać tabu. Są jednak takie łóżkowe pomysły, które danej kobiecie czy mężczyźnie po prostu się z erotyką nie kojarzą i wtedy bezwzględnie należy prawo do odmowy zaakceptować. Bo dobry związek wart jest więcej niż jedna czy druga fantazja, a repertuar seksualnych możliwości tak duży, że zawsze można znaleźć coś, co pasuje obojgu.
A jakie są Wasze seksualne granice?