Muzeum menstruacji

To typowy news z cyklu „czego to ludzie nie wymyślą”, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie zrozumie chyba fascynacji comiesięcznym krwawieniem kobiety.
/ 24.06.2011 09:38

To typowy news z cyklu „czego to ludzie nie wymyślą”, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie zrozumie chyba fascynacji comiesięcznym krwawieniem kobiety.
 

Wspaniale, że o miesiączce da się już mówić publicznie, że tampony są dobrem powszechnym, a kobieta nie musi stawać na głowie próbując ukryć przed społeczeństwem swoje trudne dni.

Panowie rozumieją już regułę PMS-u, bywają wyrozumiali, a nawet czuli, niektórzy chętni są nawet na spełnianie erotycznych żądzy swych krwawiących partnerek… i to chyba wystarczy w kwestii społecznej ewolucji.

Nie wszystkim, jak się okazuje. Niedawno w sieci natknęłam się na inicjatywę muzeum menstruacji on-line (www.mum.org), gdzie odnaleźć można dużo więcej niż by się chciało. Owszem, ciekawe a nawet zabawne są archaiczne reklamy pierwszych podpasek, historia damskich sanitariatów czy wyjaśnienia społecznych zachowań takich jak bicie menstruujących po raz pierwszy dziewcząt po twarzy przez matki czy babki. A propos tej ostatniej tradycji, to wywodzi się ona z kultury żydowskiej i ma oznaczać wybudzenie z okresu dzieciństwa a zarazem przestrogę, aby nie zbezcześcić honoru rodziny wypełnianiem obowiązków płodności bez zawarcia małżeństwa.

Z materiałów muzeum możemy się też dowiedzieć, że starożytne Egipcjanki jako tamponu używały papirusa, zaś Rzymianki kijka owiniętego w pasmo lnu. Na przestrzeni wieków do produkcji sanitariatów używano również zwierzęcej skóry, traw, mchu, morskiej gąbki, wełny i drewnianych wiór, nie wspominając o zewnętrznych sakwach działających jak kubeczek menstruacyjny, tyle że zawieszonych między udami.

Najgorsze, co udało mi się wyczytać to zwyczaje polegające na swobodnym krwawieniu bez higienicznych pomocy - w prymitywnych społeczeństwach kobiety z okresem zaganiano po prostu do specjalnej chaty, gdzie pozbywały się one swoich nieczystości wprost na ziemię. Wypuszczano je dopiero, gdy było już bezpiecznie.
 

 

Jeśli powyższe wzbudziło w Was już dreszcz niesmaku, to ostrzegamy przed dalszym czytaniem. Okazuje się bowiem, że dla niektórych kobiet comiesięczna bolączka jest prawdziwym natchnieniem do tworzenia. Sztuka menstruacyjna to trend polegający na wykorzystywaniu swojej własnej krwi do malowideł i instalacji, z których najniewinniejsze przypominają rysunki jaskiniowców, zaś najbardziej kontrowersyjne polegają na ekspozycji zaplamionych krwią damskich majtek. Czy to nam naprawdę potrzebne?

Redakcja poleca

REKLAMA