Kot Colette i inne metody antykoncepcyjne

mężczyzna, kot
Mama w chwilach rodzicielskiego rozluźnienia spowodowanego nalewką z wiśni, opowiadała mi o tacie...
/ 30.07.2014 11:13
mężczyzna, kot
... który również „rozluźniony” prowokując sytuację intymną pomylił ją z dobermanką. I mama i suka Dina były dziewczynami o szczupłych, elastycznych ciałach (ale to Dina miała sześć sutków), biedny zamroczony tata musiał uznać, że po prostu tamtej nocy jego żona nie ogoliła sobie nóg…

A gdzie ona w ogóle była? Na pozycji obserwacyjnej, na pewno nie w łóżku. Moje prywatne doświadczenie mówi, że trójkąt mężczyzna, kobieta i suka z trudnością mieści się na materacu (zwykle to ja ląduję na podłodze). Seks zaś w towarzystwie psa jest absolutnie niemożliwy. Kiedy pies (suka) moja i mojego męża (bardziej męża) widzi, że zabieramy się do rzeczy, to najpierw usilnie próbuje nas rozdzielić wciskając się pomiędzy nasze tułowia. Kiedy to nie skutkuje, gdzieś z nóg łóżka zaczyna rozpaczliwie skuczeć, co tak w ogóle psuje przyjemność. Szczeka z podłogi, a raz zdarzyło jej się zwymiotować. Czy mąż (w sytuacji intymnej) przejmuje się mną? Nie, martwi się o zdrowie psychiczne ukochanego psa, a wiec śpieszy się bardziej niż zwykle. Ja leżę jeszcze w łóżku, a oni już maszerują na spacer. Przypomina mi się w takiej sytuacji opowiadanie Colette o mężczyźnie zakochanym nie we własnej żonie, a w kotce.

Nie twierdzę, że małżeństwo gwarantuje uczucie, ale żeby tak jawnie scedować miłość na kota? Jestem zazdrosna, obrażona, a wtedy z seksu w ogóle nici. Oczywiście miłość do domowego zwierzątka dotyka także kobiety. W podsłuchanej w parku rozmowie usłyszałam jak koleżanka chwali koleżance seksowną, pośladkową mięśniaturę… psa, a nie męża. W tej sytuacji pozostawiony w domu mąż może już tylko ćwiczyć mięsień piwny. Z równą swobodą na „rozluźnionych” babskich wieczorkach dziewczyny rozmawiają o penisach swoich burków, co o Wackach ich ślubnych. Bo skoro przyrodzenie wyżła może być czarne, podpalane na brązowo, i w dodatku w kropki, to czemu Stwórca nie postarał się bardziej stwarzając małżeńskiego penisa? Możliwe, że wiedział, że kobiety będą dobierały sobie sierściaste filutki pod kolor botków (w odwrotnym przypadku musiałybyśmy zdecydować się na jedną barwę, zmieniając tylko fasony - czyli o połowę radości mniej).

Tak, zwierzęta domowe przeszkadzają nam w seksie, ale jeszcze lepsze są w tym dzieci. Własne dziecko to doskonała metoda antykoncepcyjna. Nasz konsumpcyjny świat nie sprzyja idei dużej rodziny. Dowód? W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych znudzone dzieciaki, ganiające po podwórku z kluczem na szyi, domagały się brata lub siostry jak nowej zabawki, którą bierze się z porodówki zamiast z Pewexu. Dzisiaj niejedna zaprzyjaźniona mama ledwo odrosłej od ziemi latorośli opowiada o tym, jak Antoś czy Maja wpadli w histerię widząc, że ich rodzice się całują. Ja nie chcę siostry, łeee! Ja nie chcę brata! Już widzę te wszystkie miśki ze Smyka poprzecinane salomonowym mieczem na pół. Dzisiejsze dzieciaki wiedzą, że rodzeństwa nie przynoszą bociany (zresztą znają te ptaki tylko z gipsowych reklam Atlasa), nie znajduje się ich w kapuście (a kapusta nie rośnie na polach tylko w hipermarkecie, czyściutka i w folii); za rodzeństwo odpowiedzialni są „nieodpowiedzialni” rodzice. Nie wolno im pozwolić zbliżyć się do siebie!

Jeśli mama będzie chciała pocałować tatę, to ja natychmiast połknę tę plastikową kulkę i zaraz się pochwalę. W szpitalnej poczekalni tego nie zrobią. Jedyne wyjście: przed seksem trzeba nie tylko wziąć prysznic, ale dziecko oraz/i psa wysłać do dziadków na daczę. Im szybciej tym lepiej, to znaczy wolniej, bo więcej łóżkowego czasu dla siebie. Do tak zwanych „legend miejskich” przeszła anegdota o maleńkim szantażyście, który grozi mamie przy sklepowej kasie: kup mi batonika, bo inaczej powiem babci, że trzymałaś siusiaka taty w buzi. Ciekawe czy chodziło o babcię po kądzieli czy po mieczu? To, aby dzieciaki nie zdybały nas na seksie, przekracza już problematykę obyczajowo-sądową. Tu chodzi o życie! A swoją drogą ciekawi mnie, jak teraz przeprowadza się rozmowy o pszczółkach i takich tam i kiedy je się rozpoczyna? W żłobku? W dodatku nie jest to problem naszych rodziców, a nasz (coś podobnego!). I jeszcze trzeba umieć wytłumaczyć, że dziecko jest najlepszą metodą antykoncepcyjną, ale nie dla dziecka. A co, kiedy małego bądź małą, sfrustrowana babcia bądź dziadek odwiozą za wcześnie z daczy? Pocieszyć się, że może wyrośnie z dziecka satyryk, aktor albo felietonista. Siedmioletnia Chelsea Handler pstryknęła fotkę kotłującym się miłośnie rodzicom (tata nagi i jakby wzwiedziony, mama w pielęgniarskim czepku, brr), a teraz prowadzi program komediowy The Chelsea Handler Show w telewizji E!. Oczywiście, jeżeli chcecie, aby Wasze dziecko zostało kiedyś Ministrem Sprawiedliwości to od razu musicie ślubować celibat na całe życie.

Redakcja poleca

REKLAMA