Przyjaźń jest najważniejsza

Przyjaźń jest najważniejsza
Tak. Moja najlepsza przyjaciółka mnie zdradziła. Ale dzięki temu odmieniłam swoje życie. Poznałam wspaniałego mężczyznę i robię to, co sprawia mi przyjemność. Jej błąd przyniósł mi szczęście.
/ 14.04.2008 13:11
Przyjaźń jest najważniejsza
Wszystko zaczęło się od Arka, najprzystojniejszego chłopaka w naszym liceum. Każda z nas się w nim podkochiwała, również ja i moja najlepsza przyjaciółka, Iwona. Każda chciała go poderwać i każda czuła, że nie ma szans. Bo jest za gruba, za chuda, za pryszczata, za nieśmiała...

Ja też tak myślałam do czasu, gdy któregoś dnia, tuż przed balem maturalnym, nie podszedł do mnie ten uśmiechnięty półbóg i nie zapytał od niechcenia z kim wybieram się na bal.
– Eeee, nie wiem, jeszcze o tym nie myślałam – bąknęłam przerażona, że oto tak niespodziewanie dostąpiłam zaszczytu rozmowy z tym wymarzonym jedynym.
– A ja przeciwnie! Myślę o tym cały czas i nie wiem, co zrobić. Jest tyle fajnych dziewczyn... – poklepał mnie po ramieniu i odszedł uśmiechnięty.

Nie wytrzymałam i natychmiast pobiegłam do Iwony, podzielić się tą nowiną. Właściwie dopiero wtedy zdobyłam się na wyznanie, jak bardzo jestem zadurzona w Arku. Przyjaciółka uważnie mnie wysłuchała, a potem spróbowała sprowadzić mnie na ziemię.
– Elwira, przecież to była tylko nic nieznacząca rozmowa – tłumaczyła.
– Ale przecież podszedł do mnie! Nie do tej zgrabnej Ewki, czy Marleny, tylko do mnie. Nawet z tobą nie rozmawiał o balu, prawda? – broniłam się.
– Nie rozmawiał, ale może będzie – ucięła dyskusję.

Ale ja nie mogłam przestać myśleć o naszym spotkaniu. Oczyma wyobraźni już widziałam, jak tańczymy razem na sali pełnej uczniów i nauczycieli. Jak płynę przez ten tłum w jego silnych, męskich ramionach. Jednak moje marzenia prysły równie szybko jak się pojawiły. Następnego poranka zobaczyłam flirtującą z Arkiem Iwonę. Stali przed wejściem do szkoły, zapatrzeni w siebie, uśmiechnięci. W pewnym momencie ona dotknęła jego ramienia, a we mnie jakby piorun strzelił. Chciałam coś powiedzieć, krzyknąć, żeby odwrócić jego uwagę, ale zdobyłam się tylko na to, by z podniesioną głową i wzrokiem utkwionym przed siebie wejść do szkoły. Od tej chwili Iwona przestała dla mnie istnieć. Nie słuchałam jej opowieści o balu, Arku, o tym, jaki jest cudowny, co mówi, myśli i dokąd ją zabierze w wakacje. Ona też ignorowała moje uczucia. Jakby zapomniała o moim wyznaniu!

Wtedy podjęłam decyzję, że zerwę z Iwoną wszystkie kontakty. By na nią nie patrzeć, przesiadłam się do innej ławki, chodziłam do szkoły inną drogą, do innego kina i zmieniłam plany na życie.
– Złożę dokumenty na medycynę w Krakowie – oznajmiłam rodzicom.
– Jak to? Przecież wybierałyście się z Iwoną do Olsztyna na historię lub do Gdańska na ekonomię? Co się stało? – pytali zaskoczeni.
– Medycyna jest ciekawsza.
– Ale trudniejsza! To sześć lat nauki – odparł mój tata. – Nigdy nie przepadałaś aż tak za biologią.
– Dam radę. Zobaczycie!

I dałam. Kułam całe noce i dnie do matury, a potem do egzaminów wstępnych. Odcięłam się od Iwony i znajomych, myślałam tylko o jednym, żeby uciec z tego miasta, od niej i od niego. Ogłoszenie wyników przyjęłam jak zbawienie. Od tej pory byłam studentką krakowskiej uczelni. Wiedziałam, że czekają mnie trudne lata nauki, ale to nie miało znaczenia.
– Nie będę miała czasu na głupoty – kwitowałam pytania rodziców.
Z jednej strony widziałam, że byli ze mnie dumni, z drugiej nie bardzo wiedzieli dlaczego wybrałam takie studia i dlaczego nagle zerwałam kontakt z przyjaciółką. Ale taktownie milczeli, kiedy nie chciałam o tym rozmawiać.

W październiku, jak na skrzydłach, wyfrunęłam do Krakowa. Czekało mnie siedem długich godzin podróży w zatłoczonym pociągu, ale to było niczym w porównaniu z tym, że miałam już nie zobaczyć Iwony.
– Cześć! Czy my się nie znamy?
– Głupi tekst – podniosłam głowę znad książki i skwitowałam starania chłopaka w dżinsach i kraciastej marynarce.
– Ale ja pytam naprawdę. Twoja twarz wydaje mi się znajoma – ciągnął ani trochę nie speszony.
– No nie wiem, może widziałeś mnie kiedyś na ulicy.
– Nie, to nie to, a gdzie się uczyłaś?
– W drugim liceum, Jana Kazimierza.
– Właśnie! Wiedziałem! Skończyłem je w zeszłym roku? Jadę na studia a ty?
– Ja też, na medycynę – wypięłam dumnie pierś.
– No coś ty?! Ja też studiuję medycynę. Może mi jeszcze powiesz, że w Krakowie? – spytał z niedowierzaniem.
– Tak! – roześmiałam się.

Krystian okazał się fajnym kumplem. Dużo opowiedział mi o naszej uczelni, pomógł znaleźć odpowiedni autobus, a następnego dnia umówił się ze mną po wykładach. Czułam, że się mną opiekuje, jak młodszą siostrą. Pożyczał podręczniki, poznał ze swoimi znajomymi i pokazał mi Kraków, jakiego wcześniej nie znałam. Kiedy na weekend wróciliśmy do naszych domów, przedstawiłam mojego nowego kolegę rodzicom. Ani się spostrzegłam jak po roku zostaliśmy parą. Krystian był cudowny i opiekuńczy. Wymarzony mężczyzna dla takiej krnąbrnej dziewczyny, jak ja. Przy nim zapomniałam o wszystkich urazach i znów cieszyłam się życiem. I nawet medycyna zaczęła mnie pasjonować.

Po dwóch latach zaczęliśmy planować nasze specjalizacje. On chciał zostać anestezjologiem, ja wybrałam ginekologię. Na trzecim roku wzięliśmy ślub. Przyznam, że w ciągu tych trzech lat ani przez chwilę nie pomyślałam o Iwonie. Rodzice czasem coś wspominali, że ją widzieli, że gdzieś studiuje, ale ja zaczęłam już nowy rozdział życia. Myślałam, że wykreśliłam ją z pamięci i jak to często bywa – myliłam się.

Któregoś dnia, pędząc na uczelnię wpadłam na jakąś dziewczynę. Zaczęłyśmy się przepraszać i nagle spojrzałyśmy na siebie.
– Elwira?
– Iwona...
Obie byłyśmy zaskoczone. Ona wyraźnie się ucieszyła, chciała pogadać, ja szybko ucięłam rozmowę. Wytłumaczyłam się zajęciami i pobiegłam dalej. Ale to spotkanie nie dawało mi spokoju. Przypomniałam sobie szkolne lata, naszą przyjaźń i chłopaka, dla którego obie straciłyśmy głowę. Któregoś wieczoru spojrzałam na mojego zapracowanego męża, który przerzucał stosy książek w poszukiwaniu opisu jakiegoś przypadku. Był taki skupiony, mądry, kochany... Uśmiechnęłam się do siebie.
– Kochanie widzę, że jesteś w świetnym nastroju – powiedział, choć wydawało mi się, że nie widzi niczego poza książkami.
– Tak, jestem... Bo mam ciebie... – przytuliłam się do niego i już wiedziałam, że muszę się spotkać z Iwoną.

W weekend pojechałam odwiedzić rodziców. Przywitałam się z nim, rzuciłam torby w swoim dawnym pokoju i tak jak stałam poszłam do... domu rodziców mojej dawnej przyjaciółki. Otworzyła mi jej mama. Na mój widok rozpromieniła się i od razu zawołała córkę.
– Elwira? – Iwona była naprawdę zdziwiona. – Ty tutaj? Proszę wejdź.
– Nie, dziękuję. Może lepiej chodźmy na spacer. Mamy sobie wiele do powiedzenia – zaproponowałam.
Iwona przyjrzała mi się uważnie.
– Nie bój się, obiecuję, że nic złego ci nie zrobię. Stęskniłam się za tobą? – uśmiechnęłam się.
– Byłam taka głupia... – Iwona rozpłakała się.
– Iwonko, nie płacz. Chciałam ci podziękować za to, co zrobiłaś wtedy. Za tę głupotę, jak mówisz. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi pomogłaś w życiu.
– To znaczy, że mi wybaczysz? – spytała.
– Tak, szkoda tylko, że zajęło mi to tyle lat, ale w końcu i ja zmądrzałam.
Przytuliłyśmy się, a potem poszłyśmy na długi spacer...

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA