Telefon wyrwał mnie ze snu. Spojrzałem na zegarek. Trzecia.
– Kto u licha dzwoni o tej porze – myślałem podnosząc słuchawkę.
– Adam, tata jest w szpitalu – moja siostra Iza miała zapłakany głos.
– I co z tego? – rzuciłem poirytowany.
– Jest w ciężkim stanie. Adam, on może umrzeć...
– Szkoda, że tak późno – rzuciłem słuchawką, lecz do świtu nie zmrużyłem oka.
Ojciec znów wkradł się do mojego życia. Miałem trzydzieści lat, ale on wciąż tkwił w moim życiu, jak przekleństwo. Wiedziałem, że Iza się nim opiekuje. Jednak dla mnie ojciec umarł dawno temu.
– Czy ty nie widzisz, że on się nie zmienił! – kłóciłem się z nią. – Ten człowiek zrujnował życie nam i mamie, a ty wciąż koło niego tańczysz!
– Ale to jest nasz ojciec.
– Szkoda, że on o tym nie pamiętał, kiedy byliśmy dziećmi – syczałem i tuliłem moją zapłakaną, młodszą siostrzyczkę tak, jak za dawnych lat. Jak wtedy, kiedy ze strachem nasłuchiwaliśmy szczęku klucza w drzwiach, a potem kroków ojca w przedpokoju. Czytaliśmy z nich w jakim stanie "tatuś" jest dzisiaj. Czy tylko pracował do późna i zajrzy do nas, by dać buziaki na dobranoc, czy otworzy z hukiem drzwi, bo pijany ledwie trzyma się na nogach i zrobi pobudkę.
Ta niepewność została we mnie na zawsze. Do dziś budzi mnie w nocy każdy szmer.
– Ojciec, drań, gnojek – powtarzałem sobie przewracając się w łóżku. To nocne przepytywanie z zadanych lekcji, niby sprawdzanie zeszytów, a w zasadzie szukanie pretekstu, by zrobić mamie awanturę, że nas źle wychowuje. A potem rozkaz pójścia spać i krzyki za ścianą. Strach o mamę, jej szlochy, prośby, jego pełne pretensji wrzaski. Rano widziałem ją z siniakami na rękach, nogach – na twarzy nigdy, bo by się wydało.
I tatuś na kacu – kochany, przepraszający, robiący nam kanapki, tańczący wokół mamy, aż do następnego razu. Z czasem tych razów było coraz więcej. Mama próbowała się z nim rozwieść, ale on zawsze tak długo ją błagał, aż miękła i wycofywała pozew. Wreszcie nie wytrzymała i odeszła.
– Tylko co z tego – pomyślałem. – Rozwód w polskim wydaniu. On mieszka w jednym pokoju, my w drugim.
W alkoholowym upojeniu papier rozwodowy nie miał dla niego żadnego znaczenia, tylko ja byłem coraz starszy i silniejszy. Broniłem mamy, aż kiedyś uderzyłem go i z całych sił wepchnąłem do jego pokoju. Wtedy ojciec przestał się awanturować. Pił nadal, ale już nie bił. Człapał do swojego pokoju i drzemał w nim, póki nie wytrzeźwiał. Czasem musiał minąć cały dzień, nim się znów pokazał.
Marzyłem tylko o jednym, żeby wyrwać nas z tego piekła. Zdałem na studia, a po mnie Iza. Udało nam się znaleźć dobrą pracę i wyprowadziliśmy się. Ona zamieszkała z mężem i mamą w ładnym domku z ogrodem. Ja w kawalerce w mieście. Moja rodzina, to były siostra i mama, aż do chwili kiedy Iza po raz pierwszy powiedziała, że jedzie do ojca. Nie rozumiałem, dlaczego chce go jeszcze widywać.
– Bo go kocha – tłumaczyła mi mama.
– Kocha? Takiego potwora?
– Bywał dobry – broniła go.
– Kiedy? Bo jakoś nie pamiętam?
– Kiedy się poznaliśmy, jeszcze nie pił, a i potem miewał dobre chwile. W gruncie rzeczy to słaby człowiek...
– To potwór! Nie powiesz mi, że już nie pamiętasz jak cię bił, poniżał? – kipiałem ze złości.
– Pamiętam, kochanie, pamiętam wszystko. I te złe chwile i te dobre. Dlatego tak długo zwlekałam z rozwodem. Nie umiem z nim rozmawiać, ale czasem gotuję coś dla niego i daję Izie. Wiesz, on oprócz nas nie ma nikogo.
– Zasłużył sobie na to! Powinien się smażyć w piekle! – krzyczałem.
Dochodziła piąta rano. Wiedziałem, że na próżno próbuję zasnąć. W końcu poddałem się. Wziąłem prysznic, wypiłem kawę i zadzwoniłem do mamy.
– Nie śpisz? – spytałem.
– Nie, zaraz jedziemy z Izą do szpitala – odpowiedziała zmęczonym głosem. Czułem, że wcześniej płakała.
– Po co? – rzuciłem. – Nic mu nie będzie.
– Och, synku...
– Tak, nie ma się czym przejmować.
– To dlaczego nie śpisz? – zapytała.
– Bo myślę, o tobie, o mnie, o Izie, o całym naszym życiu.
– Bywało koszmarne prawda? Ale pamiętasz, były też dobre chwile. Zabierał was do wesołego miasteczka, kupował prezenty. Pamiętał o urodzinach...
– Tak i po wręczeniu prezentu szukał pretekstu do wzniesienia toastu, a potem było już jak zawsze.
– Adasiu, on jest chory...
– Czemu się więc nie leczył?
– Próbował, ale nie starczało mu sił.
Nie wytrzymałem, trzasnąłem słuchawką. Stolik zadrżał, a kubek z niedopitą kawą stoczył się i rozbił na dywanie.
– Szlag by to! – zakląłem, ubrałem się i wyszedłem z domu.
Była szósta rano, miasto jeszcze spało. Owinąłem się szczelniej marynarką i poszedłem prosto przed siebie, przez parki, puste ulice i zaułki. Szedłem tak długo dopóki nie rozbolały mnie nogi. Wtedy przysiadłem na jakimś murku i zapaliłem papierosa. Podniosłem głowę... i zobaczyłem szyld "Szpital miejski".
– W mieście są trzy szpitale, skąd mam wiedzieć, że to ten? – pomyślałem, ale poszedłem na izbę przyjęć.
– Czy jest u państwa Tadeusz Mroźny? – zapytałem.
– Proszę poczekać, sprawdzę – recepcjonistka przerzuciła kartki w brulionie. – Jest, IV piętro, oddział neurologiczny, ale nie wiem, czy pana teraz tam wpuszczą. Zaraz! – recepcjonistka wychyliła się zza kontuaru. – Ela, idziesz na górę? Pan chce się do was dostać. Kim jest dla pana ten chory?
– To mój ojciec, ale ja nie... – chciałem zaprotestować, ale pielęgniarka chwyciła mnie pod ramię i poprowadziła do windy.
– Nie wiem, czy chcę z nim rozmawiać – wykrztusiłem w końcu.
– Powinien pan, proszę potraktować to spotkanie jak pożegnanie.
Pielęgniarka otworzyła drzwi sali. Tuż za nimi stało łóżko. Leżał w nim jakiś pozwijany, zasuszony staruszek.
– To nie on – odwróciłem się w kierunku kobiety. – Tak, to on – uśmiechnęła się i zamknęła za mną drzwi.
– Niemożliwe, to ty? – wyszeptałem zbliżając się do łóżka.
Staruszek nie spał. Na czole mieniły mu się krople potu, oczy zaszły mgłą, ale kiedy zbliżyłem się do łóżka, odwrócił się i spojrzał w moją stronę.
– Pić – wyszeptał, a we mnie aż się zagotowało.
– Oczywiście, pić! – syknąłem, ale wtedy staruszek dodał bezradnie.
– Wody...
Zrobiło mi się głupio, ten człowiek w niczym nie przypominał tamtego osiłka sprzed lat. A jednak to był mój ojciec. Poszukałem butelki z wodą (pewnie przyniosła ją Iza), nalałem trochę do szklanki, podsunąłem mu ją do ust, a staruszek delikatnie oparł dłoń na mojej ręce nie spuszczając ze mnie oczu.
– Adaś? Jak się cieszę, że przyszedłeś. Adasiu...
– Cieszysz się? Jakoś nie wydawało mi się, że ci na mnie zależy – bąknąłem.
– Synku, zależy i zawsze zależało.
– Nawet wtedy, kiedy zmieniłeś mi życie w piekło?
– Przepraszam, za wszystko co ci zrobiłem. Przepraszam, wiem, że to było straszne. Adasiu, byłem głupim człowiekiem... – zapłakał. – Tak bardzo was skrzywdziłem, a przecież tylko was miałem.
– Szkoda, bo może raniłbyś kogoś innego, a ja i Iza mielibyśmy innego ojca – byłem bezlitosny.
– Masz rację, zasługiwaliście na lepszego ojca, a Marylka na lepszego męża. Dawno powinienem umrzeć... Nie mam prawa o nic cię prosić...
– Nie masz – poczułem potworne zmęczenie, jakby przygniótł mnie ciężar lat spędzonych z tym człowiekiem, który był moim ojcem. Nie wytrzymałem i rozpłakałem się.
– Dlaczego nam to robiłeś? – szlochałem. – Dlaczego krzyczałeś, biłeś, poniżałeś? Dlaczego, tato? – a on w odpowiedzi podniósł swoją suchą, małą dłoń i spróbował otrzeć mi łzy.
– Przepraszam synku, za wszystko...
I wtedy wybuchnąłem, opowiedziałem mu jak się czułem, kiedy wracał w nocy pijany, kiedy wkraczał do naszego pokoju i zaczynał to cholerne przepytywanie, gdy wręczał mi prezent, a po dwóch godzinach leżał pijany na fotelu. Jak się go wstydziłem przed kolegami. Jak kłamałem, żeby tylko nie chodził na wywiadówki i w końcu, jak bardzo to przeżyłem, że musiałem go pchnąć do jego pokoju.
– To prawda, żałuję, że nigdy nie powiedziałem ci, jaki jestem z ciebie dumny. Jak cieszę się z twoich sportowych medali, jak rosłem kiedy dostałeś się na studia... i to na moją wymarzoną politechnikę!
– Medali? To ciebie to interesowało? Wiesz, co trenowałem? Co studiowałem?
– Synku, wiem wszystko, tylko nigdy nie umiałem ci tego powiedzieć, a kiedy byłem już pijany, to nawet nie mogłem... – ojciec był wyczerpany. Wytarłem mu pot z czoła, podałem wodę. Nie miał sił, by znów chwycić moją rękę, ale czułem, że gdyby mógł ściskałby mnie teraz przez cały czas.
– Kocham cię tato – wyszeptałem ku swojemu zaskoczeniu, a on uśmiechnął się ciepło do mnie. – Kocham się i wybaczam ci to wszystko, co było.
– Synku...
– Nie mów nic, tato, śpij, odpocznij, będę przy tobie przez cały czas.
Odtąd czuwałem przy ojcu codziennie. Byłem, nim nie odszedł, ale nawet wtedy miałem wrażenie, że wciąż się uśmiecha.
Więcej prawdziwych historii:
„Złamałam córce życie dwa razy. Raz, gdy straciła władzę w nogach. Drugi, gdy okłamywałam ją, że kiedyś ją odzyska”
„Moja siostra bliźniaczka uwiodła mojego faceta. Nie wiem, które skrzywdziło mnie bardziej, ale nie chcę znać obojga”
„Przez całe życie ukrywałam przed córką, że jest adoptowana. Boję się, że nie wybaczy mi, gdy dowie się prawdy”