- Policjant przesłuchuje staruszkę:
- Czy mogłaby Pani opowiedzieć, co tu się właściwie wydarzyło?
- Siedziałam na ławce, przed domem, kiedy przyszedł ten młodzieniec i usiadł obok mnie.
- Znała go Pani?
- Nie, ale był przyjaźnie nastawiony.
- Co stało się po tym, jak usiadł obok Pani?
- Zaczął pocierać moje udo.
- Czy powstrzymała go Pani?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo to było przyjemne. Nikt nie robił tego od czasu, kiedy mój mąż odszedł z tego świata.
- Co stało się potem?
- Zaczął pieścić moje piersi.
- Czy próbowała go Pani powstrzymać?
- Nie.
- Dlaczego?
- Od lat tak się nie czułam!
- Co stało się później?
- Rozpalił mnie do czerwoności, więc zawołałam: „Bierz mnie”
- I co dalej?
- Zawołał: „Prima Aprilis”, i wtedy zastrzeliłam żartownisia...
- Rozpędzony motocyklista potrącił przechodnia i pojechał dalej. Do poszkodowanego podchodzi policjant i rozpoznaje w nim notowanego kieszonkowca.
- Zapamiętałeś numer rejestracyjny?
- Nie, ale mam portfel.
- Funkcjonariusz policji wodnej na brzegu jeziora zatrzymał faceta z dwoma wiadrami ryb:
- Czy ma Pan pozwolenie na łowienie ryb?
- Ależ proszę Pana, to są udomowione rybki.
- Udomowione?!
- Tak, co wieczór wyprowadzam je na spacer, żeby sobie popływały. Później gwiżdżę i one wpływają do mojego wiadra.
- Co mi Pan kit wciskasz! Żadna ryba tego nie potrafi!
- Wobec tego udowodnię, że to prawda!
- Dobra, pokazuj Pan.
Facet wlał więc zawartość wiader do jeziora, postawił je na ziemi i stoi. Policjant stoi obok zaciekawiony:
- No i co?
- Jak to, co?
- Zawoła je Pan czy nie?
- Zawoła, kogo?
- No, ryby!
- Ale jakie ryby, panie władzo...
Zobacz także: Dowcipy o policjantach - część 11