To historia pracownicy mojej znajomej. Przerażająca, ale prawdziwa. Dziewczyna wpadła z kolegą i nie chciała, żeby mąż się dowiedział. Poza tym miała już dwoje dzieci i raczej nie marzyła o trzecim. Wymyśliła więc, że je zabije zanim się urodzi.
Nikt normalny tak by nie postąpił, choć w dzisiejszych czasach „normalność” dla każdego ma inne znaczenie. Wszystko zależy od progu wrażliwości, zasad moralnych i naszego egoizmu. Egoizmu? Tak! Bo nie brakuje kobiet, które myślą: ja jestem najważniejsza! Nikt inny się nie liczy! Nie chcę tracić wolności! Nie będę znosić mdłości, wymiotować, a później jeszcze słuchać płaczu przez dziesiątki kolejnych nocy! Mam ochotę dalej się bawić, chodzić do łóżka z kim chcę, kiedy chcę i się nie zabezpieczać! Mam do tego prawo! Mam prawo zabić drugiego człowieka, tylko dlatego, żeby mieć święty spokój i swoją wolność! Ale czy to jest jeszcze wolność, kiedy pozbywamy życia drugą osobę?
– To małe miasto, dlatego wcale mnie nie zdziwiło, że po jakimś czasie usłyszałam tę historię od pani ginekolog, która prawdopodobnie tę trzydziestolatkę, moją pracownicę przyjmowała w szpitalu. Nie podała mi jej imienia ani nazwiska, ale przypuszczam, że to mogła być ona, bo zgadzało się kilka szczegółów. Chyba, że to była podobna historia. To też możliwe, bo z wypowiedzi pani doktor wynika, że podobnych przypadków jest bardzo dużo – komentuje moja znajoma.
Nie trzeba się bardzo starać, żeby wyobrazić sobie tę próbę poronienia z perspektywy tego maleństwa. Ta mała kruszynka, której jedynym bezpiecznym miejscem powinno być ciało matki, doznała tam próby zabójstwa. I chciała jej to zrobić osoba, która powołała ją do życia. Czy to nie jest wbrew naturze? Czy w normalnym kraju powinno być na to przyzwolenie? Czy każdy, kto chce zabić, może to bezkarnie robić? Czy prawo nie powinno chronić nienarodzone dzieci przed takimi sytuacjami i karać kobiety, które się dopuściły próby poronienia?
Lidia Góralewicz: czarny wybór