Mogłoby się wydawać w oświeconym nowoczesnym społeczeństwie, które debatuje właśnie nad in vitro. A jednak…
Samotnych matek jest w Polsce coraz więcej - według spisu powszechnego nawet 1,8 miliona, co stanowi co szóstą rodzinę w kraju. Zjawisko to zawdzięczamy nie tylko rosnącej fali rozwodów, ale także proporcji dzieci poczętych poza małżeństwem (16%). Wydaje się, że zjawisko tak powszechne, w dobie emancypacji kobiet nie powinno być już nawet tematem do dyskusji, ale oczywiście w Polsce stale jeszcze mamy małomiasteczkowość, religijne zabobony i moralność lokalnego proboszcza.
„Wysokie Obcasy” zamieściły niedawno na swoich łamach fotoreportaż o niepełnych rodzinach - na zdjęciach zobaczyliśmy kobiety, które na co dzień radzą sobie z rolą matki, ojca, żywiciela i opiekunki, a także rzecznika prasowego wybrakowanej społecznie rodziny. I choć ciężko już dziś mówić o jakimś piętnowaniu społecznym panien z dziećmi, ich życie jest niewątpliwie ciężkie, a ludzie niekoniecznie pomagają komentarzami. Bohaterki „Wysokich Obcasów” mówią o poczuciu samotności w towarzystwie zdominowanym przez pary, o wstydzie i lęku, które ustąpiły trudnemu szczęściu, o złośliwych opiniach w stylu „panna z dzieckiem ma tyle do zaoferowania, co samochód po czołowym zderzeniu z ciężarówką”.
A tych ostatnich na forach nie brakuje. Samotnym przygnębionym 30-latkom, które piszą, że dają radę same… ale przydałby się facet, odpowiadają pocieszycielki i sarkastyczne głosy o konsekwencjach puszczania się i finansowym pasożytnictwie partnerki z dwójką cudzych w końcu dzieci. Mnie samej, choć podziwiam multi-funkcjonalne matki, nie chce się wierzyć w samotne rodzicielstwo z wyboru, które ma już swoje strony internetowe, kluby i wydawnictwa książkowe. Co innego los, a co innego świadoma decyzja o tym, by pchać całe życie głaz, którego ciężar poczują też przecież najmłodsi.
W Stanach wyszła już książka, napisana przez lesbijkę z dzieckiem, która radzi kobiecie jak być pół-matką, pół-ojcem. Bo faceci nie są nam do szczęścia potrzebni - obwieszcza autorka. W poradniku znajdziemy krok po kroku tajniki samotnego macierzyństwa. Ot, zrób to sama.
Faktem jest, że w społeczeństwie wciąż jeszcze ciąża jest powodem do ślubu, choćby z przymusu rodziców. W ateistycznych Czechach nikt wręcz nie myśli o ożenku, póki USG nie wykaże pulsującego serduszka. Rozwodów jest strasznie dużo (ok. 50% małżeństw), ale pomysł na bycie samotną mamą wciąż jeszcze nie wydaje się opcją lepszą niż przymusowy związek, który i tak najprawdopodobniej się rozpadnie. Czy to mądrość ludowa, która stara się ochronić gatunek ludzki przed scenariuszem z „Seksmisji?”.
Kobiety, które dźwigają brzemię samotnego macierzyństwa zasługują bez wątpliwości na szacunek, podziw, pomoc i wsparcie. Zwłaszcza, że w wielu przypadkach są po prostu ofiarami męskiej nieodpowiedzialności a nawet przemocy. Czy jednak jest to alternatywa, którą powinniśmy rozważać w kategorii wyboru życiowego młodej kobiety, która ma trudności ze znalezieniem partnera, a zegar biologiczny ją tłoczy? Nie sądzę. Dobro dziecka najpierw, a zaspakajanie instynktu macierzyńskiego później. Bo choć samotna mama może być wspaniałym rodzicem, do tego tanga naprawdę potrzeba dwojga.