Helen i Russell Green mieszkający na co dzień w Australii postanowili zabrać swoją półroczną córkę Bonnie na wycieczkę do Anglii. Nie wiedzieli, że to będzie ich najgorszy wyjazd w życiu, bo o mały włos nie stracili swojej córeczki na zawsze.
Nigdy nie sądziłam, że mój całus mógłby zrobić krzywdę mojej córeczce. Całusy mamy powinny leczyć, nie krzywdzić –ostrzega rodziców Helen – mama małej Bonnie.
Helen zaraziła wirusem opryszczki swoją córkę w tych dniach, kiedy jeszcze u siebie nie widziała żadnych objawów. Nie przypuszczała, że może być nosicielką wirusa. Gdy zauważyła pierwsze objawy opryszczki, była ostrożna przy kontaktach z dzieckiem, ale było już za późno. Po kilku dniach zauważyła opryszczkę przy uchu dziecka, ale lekarz stwierdził, że to niegroźna infekcja i przepisał antybiotyki.
Po sześciu dniach dziewczynka straciła przytomność. W szpitalu lekarze stwierdzili, że Bonnie nie miała infekcji bakteryjnej, ale zaraziła się od Helen wirusem HSV-1, na który antybiotyk w ogóle nie działał. W czasie, gdy dziewczynka go przyjmowała, wirus atakował jej mózg. Doprowadziło to do jego uszkodzenia, a w konsekwencji do paraliżu jednej strony ciała i utraty czucia w drugiej części ciała. Na szczęście przeżyła, ale czeka ją długa rehabilitacja, która nie daje do końca gwarancji przywrócenia małej Bonnie zdrowia.
fot. Today Tomorrow/Yahoo.com
Wszystko, co powinnaś wiedzieć o wirusie opryszczki
Nosicielami wirusa opryszczki jest około 90% społeczeństwa, ale nie u wszystkich występują objawy. Większość z nas nie wie, czy należy do grupy zarażonych, dlatego nikt nie powinien całować dziecka w usta, policzki i ich okolice, żeby go nie zarazić.
Układ odpornościowy dziecka nie jest do końca rozwinięty, dlatego jego organizm zupełnie inaczej reaguje na wirusa opryszczki niż organizm osoby dorosłej. U dorosłego po zarażeniu może pojawić się tylko zmiana skórna, a u dziecka może dojść do uszkodzenia mózgu, a nawet śmierci. Dlatego nie ryzykujmy zarażeniem dziecka i nie pozwalajmy na to innym. Jeśli chcemy dać dziecku buziaka, pocałujmy je w stopki, plecki albo brzuszek. Nigdy w buzię!
Przypadek Bonnie jest jednym z wielu na całym świecie. Niektóre dzieci umierają w kilka dni po pocałunku, inne zostają niepełnosprawne do końca życia mimo intensywnej wieloletniej rehabilitacji, a tylko pojedyncze przypadki udaje się doprowadzić do niemal całkowitego wyleczenia.