Winterhoff a sprawa polska
Krytykowane przez Michaela Winterhoffa modele wychowania partnerskiego małych dzieci odnoszą się do współczesnej sytuacji społeczeństwa niemieckiego. Podobne tendencje są w Polsce wprawdzie już zauważalne, lecz bez porównania słabsze. Dla polskiego czytelnika diagnoza, jaką stawia jego książka, może być przede wszystkim ostrzeżeniem, by nie posuwać się w tym samym kierunku.
Zobacz też: Błędy wychowania - jak ich uniknąć?
Winterhoff w realiach waldorfowskich
Bardzo interesujące może być dla nas natomiast to, co autor zaleca jako pomoc w zbudowaniu nowych modeli wychowania, są to bowiem zasady po części zbliżone do tych, na których opiera się waldorfska pedagogika małego dziecka. Oto one: Funkcje psychiczne nie rozwijają się automatycznie. Dla ich właściwego rozwoju jest konieczna osoba wychowawcy, kogoś, kto jest i chce być dla dziecka autorytetem, kto kieruje, łagodnie koryguje, dba o strukturę i rytm, wyznacza granice, uczy respektu wobec innych ludzi. Gdy tego w dzieciństwie brakuje, odbiera się dziecku prawo do orientacji i do wsparcia.
Winterhoff doradza również wychowawcom „wieczorną introspekcję”, czyli przywoływanie w pamięci zdarzeń minionego dnia. W pedagogice waldorfskiej jest to jedno z podstawowych ćwiczeń zalecanych wszystkim rodzicom, wychowawcom i nauczycielom. Nazywa się je „spojrzeniem wstecz”.
Droga złotego środka
Powracając do zasadniczego zagadnienia, można powiedzieć, że pedagogika waldorfska próbuje w wychowaniu szukać „drogi złotego środka”. Taki środek nie jest oczywiście nigdy z góry dany. Każdego dnia i w każdej nowej, konkretnej sytuacji wychowawczej trzeba go na nowo odkrywać. Do tego potrzebne są nie tylko kreatywność i odwaga, lecz również pewne drogowskazy czy zasady, w których możemy się jako wychowawcy zakotwiczyć.
Zobacz też:Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały?
Zaangażowane plus dystans
Zgodnie z tym, co powiedziano wcześniej, najlepsza postawa wychowawcza i najlepsza baza do stworzenia optymalnej więzi z dzieckiem to kombinacja zaangażowania i dystansu. Wychowawca powinien z wrażliwością i empatią postrzegać i interpretować sygnały nadchodzące od dziecka, lecz jednocześnie w pewnych sytuacjach umieć powstrzymać własną instynktowną chęć do niesienia pomocy i nie odbierać dziecku szansy na samodzielne rozwiązanie jakiegoś małego problemu.
Niekoniecznie dla dzieci
Partnerskie relacje i „dyskutowanie o problemach”, zgodnie z koncepcją Gordona, są znakomitą metodą w odniesieniu do nastolatków, jednak okazują się zupełnie nieodpowiednie wobec małych dzieci. Ciągłe pytanie dziecka na przykład o to, jaki sweterek chce założyć lub czym posmarować kanapkę, czyni je niepewnym, usuwa mu niejako grunt pod nogami. Emocjonalny stan małego dziecka, które nie potrafi wybrać, mimo że właśnie tego się od niego oczekuje, wyraża zabawne, lecz bardzo trafne zdanie: „Nie wiem, czego chcę, ale chcę to mieć natychmiast”.
Wolność to nie dowolność
Dziecko nie potrafi jeszcze przewidzieć następstw niektórych własnych wyborów (na przykład konsekwencji założenia letniej sukienki w mroźny dzień) i dlatego „przywilej” nieograniczonej swobody wybierania obarcza je właściwie ciężarem odpowiedzialności, której niesienie przekracza jego siły. W codziennym życiu jest natomiast bardzo wiele sytuacji, w których w ramach różnych „akceptowalnych” dla wychowawcy opcji pojawiają się możliwości wyboru, z których dziecko może skorzystać, jeśli tego chce. Najważniejsze są przy tym umiejętność przewidywania reakcji dziecka i kreatywność w zakresie formy, w jakiej mu się te możliwości podsuwa.
Spotkanie z „granicą” umożliwia dziecku doznanie samego siebie, pomaga mu w wykształceniu własnej woli i stopniowo prowadzi do uświadomienia sobie własnej odrębności: „Tu jestem ja, a tam jest reszta świata”.
Fragment pochodzi z książki: "Mam czas dla dziecka. Pedagogika waldorfska dla najmłodszych. Propozycja alternatywnej kultury wychowania w domu, przedszkolu i w żłobku", Barbara Kowalewska (Wydawnictwo Impuls). Publikacja za zgodą wydawcy.