Morszczuk w sosie z pomarańczy - przepis z bloga Ziołowy zakątek

Studentka z zacięciem kulinarnym. Ziołowy zakątek to uwieńczenie jej wieloletniej pasji. Czytelników We-Dwoje.pl zaprasza na rybę w oryginalnym wydaniu.
Marta Kosakowska / 01.04.2011 07:17

Studentka z zacięciem kulinarnym. Ziołowy zakątek to uwieńczenie jej wieloletniej pasji. Czytelników We-Dwoje.pl zaprasza na rybę w oryginalnym wydaniu.

Jemy za mało ryb. Japończycy jedzą więcej. Mieszkańcy Basenu Morza Śródziemnego też. Nie wspominając o Anglikach. Powinniśmy je jeść co najmniej dwa razy w tygodniu. Ryby wpływają na nasze zdrowe w fantastyczny sposób: dzięki nim możemy żyć dłużej i radośniej. Zapraszam na morszczuka w subtelnym sosie z nutką pomarańczy i fenkuła! - zachęca Klaudyna Hebda, autorka bloga Ziołowy zakątek.

 

Morszczuk w sosie z pomarańczy i fenukła z orientalną nutą

Czas przygotowania: 15-20 minut
Efekt? Dla mnie bardzo intrygujący. Harmonijnie współgra ze sobą słodkość pomarańczy, świeżość imbiru, rześkość fenukułu.. kontrapunkt stanowi wyrazisty rozmaryn i kwaskowate pomidory. Całość spięta orientalną klamrą tunezyjskiej harissy i suszonych pomidorów. Ryba jest dość delikatna w smaku, jednak nie ginie w tej całości. Czy polecam? Jak najbardziej!

Uwagi techniczne:
w przepisie możecie wykorzystać dowolną, białą rybę (sola, dorsz, morszczuk..) płaty ryby rozmrażałam w misce z chłodną wodą, następnie odsączałam na talerzyki rybę trzeba kroić ostrożnie, ostrym nożem, aby się nie rozpadła.
rybę dodajemy kiedy sos jest już gotowy, gotujemy na dużym ogniu przez kilka minut (bardzo szybko będzie gotowa). Mieszamy bardzo delikatnie, aby kawałeczki się nie rozpadły podstawą dania jest perfekcyjnie doprawiony sos; nie dodawajcie ryby jeśli nie będzie Wam smakował! Jeśli wyda się Wam za kwaśny, możecie dodać trochę brązowego cukru, jeśli za słodki, odrobinę soku z limonki harrisę można pominąć i zastąpić ją np. mieszanką curry, ostrej papryki i suszonego czosnku (czosnek świeży wydaje mi się zbyt mocny do tego dania). Uwaga: papryki i czosnku nie można smażyć zbyt długo bo staną się gorzkie, miejcie na to oko!
cebulę i fenkuł smażyłam tylko przez kilka minut. Nie chciałam, aby się rozgotowały i były bardzo miękkie i delikatne. Jeśli przeszkadza Wam wyrazisty smak cebuli, smażcie ją około 7 minut.

Morszczuk w sosie z pomarańczy i fenukła z orientalną nutą

(dla dwóch osób)
Przed przygotowaniem zapoznaj się z uwagami technicznymi powyżej.

2 rozmrożone filety białej ryby (u mnie morszczuk)
kilka łyżek oleju do smażenia
skórka starta z połowy pomarańczy
kawałek świeżego imbiru startego na tarce (około 2 cm)
troszkę świeżo startej gałki muszkatołowej (opcjonalnie, nie używajcie gałki w proszku, to nie ten smak!)
łyżeczka harissy (może być mieszanka papryki słodkiej, ostrej, suszonego czosnku, jednak to nie będzie do końca ten smak)
łyżeczka kurkumy
1/2 łyżeczki suszonych pomidorów (opcjonalnie)
gałązka świeżego rozmarynu
1 cebula, pokrojona w kostkę (użyłam pół zwykłej, pół czerwonej)
1/4 bulwy kopru włoskiego, pokrojonego w kostkę lub piórka
sok wyciśnięty z całej pomarańczy
400 g pomidorów (w puszcze, kartoniku, lubię krojone z Podravki)
sól, pieprz do smaku
(ewentualnie): odrobinę brązowego cukru lub soku z cytryny
Przygotowanie:

W dużej patelni (woku) rozgrzewamy olej. Dodajemy przyprawy: skórkę z pomarańczy, imbir, harissę, kurkumę, gałkę muszkatołową, suszone pomidory, rozmaryn. Smażymy, aż zacznie uwalniać się piękny aromat.

Wrzucamy pokrojoną w kostkę cebulę i fenkuł, smażymy przez około 5 min, aż zmiękną ale nadal pozostaną jędrne. Zalewamy sokiem z pomarańczy i gotujemy jeszcze chwilkę. Dorzucamy pomidory i smażymy na małym ogniu przez kilka minut, by smaki się przeniknęły. Doprawiamy sos dokładnie solą i pieprzem. Jeśli jest zbyt kwaśny, dodajemy odrobinę cukru (ale pomarańcze same w sobie są słodkie, powinno być O.K), jeśli za słodki, dodajemy sok z cytryny.

Kiedy uznamy, że sos jest perfekcyjny, kroimy filety na kawałki, dorzucamy do sosu, smażymy przez koło 5 minut, aż będą ugotowane, ale nadal jędrne (gotują się b. szybko). Podajemy jako samodzielne danie albo w towarzystwie ryżu.

Smacznego!

 

Rozmowa z Klaudyną Hebdą, autorką bloga Ziołowy zakątek

Od jak dawna Pani bloguje i skąd pomysł na blogowanie?

Bloguję stosunkowo od niedawna - zaczęłam zaledwie półtorej roku temu. Skąd pomysł? Nie mogę powiedzieć, że gotowałam "od zawsze", ponieważ
zaczęłam "na poważnie" jakieś trzy lata temu. Zaczynałam praktycznie od podstaw (do tej pory pamiętam, jak Mama martwiła się, że nie będę umiała
przygotować sama zupy, całkiem słusznie swojego czasu!). Przeszłam etap fascynacji blogami kulinarnymi, z niektórymi blogerkami gotowałam
praktycznie "na bieżąco". Po jakimś czasie kupiłam pierwszą, własną książkę kulinarną... przeprowadziłam się do mieszkania, gdzie miałam własny aneks.
kuchenny. Pierwsza porządna patelnia, naczynie żaroodporne, blender.. i zaczęłam się rozkręcać.
Pewnej ciepłej letniej nocy na Mazurach (tak, były wakacje) pomyślałam sobie.. dlaczego ja nie miałabym założyć bloga? Chociażby po to, żeby mieć archiwum swoich własnych przepisów? Początki były trudne- nieudane zdjęcia, niewielkie zainteresowanie ze strony czytających.. (no dobrze, zerowe). Cierpliwie rozwijałam stronę i czerpałam przyjemność z samej możliwości
pisania o tym co robię. Wkrótce odkryłam swoją drugą pasję: fotografię. Wtedy zaczęło się robić coraz ciekawiej...

Blog jest ważną częścią mojego codziennego życia. Uwielbiam gotować, na blogu zamieszczam zaledwie część tego, co przygotowuję w tygodniu. Staram się, żeby moje przepisy były lekkie, ciekawe, zaskakujące i pięknie podane. Prowadzenie bloga daje mi bardzo dużo satysfakcji, jednak jest to też pewien obowiązek wobec czytelników - obowiązek przedstawiania treści najlepszej
jakości, na którą aktualnie mogę się zdobyć. Ale dopóki będę miała czas i możliwości, dopóki blogowanie będzie mi sprawiać radość, będę pisała!

Jaką kuchnię Pani preferuje - gotować i konsumować?

Wolę jeść niż konsumować. Zupełnie na poważnie, lubię różne kuchnie. Najbardziej to, co jest starannie przygotowane. Kiedy nie mam nastroju, nie gotuję. Kiedy jestem zła, przygnębiona, zmęczona, wolę wyciągnąć sobie coś z zamrażarki albo po prostu zjeść kanapkę. Uważam, że jedzenie jest dobre wtedy, kiedy wkłada się w przygotowanie odpowiednio dużo uwagi i serca. Lubię dania aromatyczne, dobrze doprawione i opierające się na składnikach dobrej jakości, bardzo często poruszam się pomiędzy kuchnią śródziemnomorską a orientalną (najczęściej indyjską, arabską), czasem wracam też do rodzimych smaków. Bardzo chętnie odkrywam nowości, staram się zawsze próbować czegoś innegom jeśli tylko mam możliwość. Wiem, że się powtarzam, ale dobrze przyrządzone danie moim zdaniem obroni się samo: nawet jeśli nie trafi w moje gusta (do tej pory pamiętam słodko-kwaśną zupę w Londynie), doceniam wysiłek włożony w przygotowanie.

Skąd czerpie Pani kulinarne inspiracje?

Ze wsząd. Tak jak na początku wspomniałam, początkowo były blogi. Teraz mam kilka półek książek kulinarnych, śledzę portale kulinarne, kulinarne czasopisma, blogi (a jakże), czasem oglądam Kuchnię TV. Na samym początku mojej przygody z gotowaniem po prostu kopiowałam przepisy ulubionych kucharzy (czego wcale się nie wstydzę, uważam, że to świetny pomysł na
rozpoczęcie nauki!), potem zaczęłam coraz śmielej eksperymentować. Teraz często sama wymyślam potrawy, ale nie boję się korzystać z gotowych inspiracji. Najważniejsze, żeby było zdrowo i smacznie! P.S. O gotowaniu myślę bardzo, bardzo często w ciągu dnia. Jadąc tramwajem, autobusem; będąc na rynku czy w sklepie zwracam uwagę na składniki i układam w głowie gotowe połączenia smaków. Czasem czytam książki kulinarne tylko po to "żeby nie zapomnieć jakie przepisy w nich są". Strasznie jestem zakręcona, jeśli chodzi o świat kulinariów.

Czy korzysta Pani swoje kulinarne guru?

Moim ulubieni kucharze to, niezbyt oryginalnie, Jamie O. i Gordon R. Na początku mojej przygody z
gotowaniem wręcz zachłysnęłam się ich przepisami.. Po jakimś czasie stwierdziłam, że często korzystają z podobnych rodzajów składników, gotując dania "uniwersalnie pyszne" (i nic w tym złego). Zaczęłam uwalniać się od "kulinarnych autorytetów" i powoli staram się wypracować własny styl. Często "podkręcam" potrawy tak, żeby odpowiadały moim gustom, czasem wymyślam coś
własnego. Niemniej jednak mam kilka ulubionych książek powyższych autorów, po które zawsze z chęcią sięgam: po prostu wiem, że ich przepisy są dopracowane i nie zawiodą mnie, jeśli będę chciała zaprosić gości. Właściwie wciąż czekam na swoje kulinarne guru. Chociaż szczerze mówiąc, nie wiem czy potrzebuję guru: doceniam pracę i pasję wielu kucharzy (tych mniej
i bardziej znanych) i myślę, że bardzo długo będę mogła czerpać z ich talentu.

Redakcja poleca

REKLAMA