– Nika, uśmiechnij się! Dobrze, kochanie, jeszcze trochę. Wysuń biodro, dooobrze – mechanicznie wypełniałam polecenia fotografa, starając się opanować drżenie.
Byliśmy w Darłówku. Miałam na sobie jedynie skąpe bikini, a dzień był wietrzny i chłodny. Od morza szła lodowata bryza, zmarzłam do szpiku kości.
– Napij się, słońce – jedna z charakteryzatorek podała mi kubek z gorącą herbatą. – Wlałam trochę rumu, powinnaś chociaż na moment się rozgrzać – dodała.
Miałam ochotę rzucić wszystko w cholerę, a przynajmniej zapytać, ile to jeszcze potrwa, ale wiedziałam, że profesjonalistka nie zadaje takich pytań. Kręciliśmy katalog z bielizną i strojami kąpielowymi dla niemieckiego potentata odzieżowego, stawka była wysoka, nie było czasu na moje fochy.
– Robisz się sina, położę jeszcze trochę fluidu brązującego – zauważyła charakteryzatorka, nakładając na moje ciało całe tony make-upu.
Skończyliśmy dopiero po kolejnych dwóch godzinach.
– Idziemy na obiad, później parę drinków, może znajdziemy w tej dziurze jakiś nocny klub – Mariusz, fotograf rzucił w moją stronę zachęcające „chodź, mała” i puścił mi oczko.
„Palant” – pomyślałam i odmówiłam. Wszyscy wiedzieli, że sypiał z każdą modelką, która była na tyle naiwna, żeby dać mu się uwieść. Za długo tkwiłam w tej branży, żeby dać się nabrać na gładkie słówka typków takich, jak Mariusz. Problem polegał jednak na tym, że ostatnio spotykałam tylko takich mężczyzn. Wyrachowanych, pustych, pewnych siebie, którzy traktowali dziewczyny jak towar. Nie zdążyłam nawet poznać zwykłych chłopaków w moim wieku, nie przeżyłam szkolnej miłości, nawet zauroczenia.
Modelką zostałam w wieku czternastu lat
Tamtego dnia siedziałam z mamą w pizzerii. Pałaszowałam podwójną Margheritę, kiedy podeszła do nas jakaś pulchna kobieta.
– Nie powinnaś tyle jeść – powiedziała, z przerażeniem patrząc na mój talerz.
Położyła na naszym stoliku wizytówkę i powiedziała mojej mamie, że wysoka, szczupła blondynka jak ja, ma szansę w świecie mody. Poprosiła mamę o szybką decyzję i telefon. Pamiętam, że strasznie się śmiałam. Modelka? Wolne żarty. Uwielbiałam chemię i biologię, chciałam zostać lekarką, może farmaceutką. Praca modelki kojarzyła mi się wtedy z robieniem idiotycznych min i głodzeniem się.
– Dziękujemy pani, ale nie – powiedziałam do tej kobiety, a mama posłała mi przerażone spojrzenie.
– Wiesz, jak to mogłoby nam pomóc? – żachnęła się, chowając do torebki wizytówkę tej kobiety. – Twój ojciec nie spieszy się z alimentami, ja ledwo dyszę na dwóch etatach – powiedziała i poczułam się głupio.
Obiecałam, że to sobie przemyślę i tydzień później brałam udział w reklamie ubrań dla nastolatek. Spodobałam się, posypały się propozycje. Dwa lata później, w wieku szesnastu lat byłam dojrzałą kobietą. Pomieszkiwałam w Paryżu, czasem w Mediolanie, wiedziałam, że mam się wystrzegać narkotyków, nie umawiać z podstarzałymi playboyami obiecującymi złote góry, nie pić alkoholu i racjonalnie się odżywiać. Wiedziałam też, że świetnie zarabiam i że jako zwykła nastolatka nigdy nie miałabym dostępu do takich pieniędzy, ale powoli czułam się zmęczona.
Nie miałam przyjaciół, nie miałam życia osobistego
Praca zajmowała mi całe dnie, a jeśli akurat nie pracowałam, obsesyjnie dbałam o ciało albo biegałam na castingi. Czasem, w nieliczne dni które moja agentka pozostawiała mi wolne, snułam się uliczkami Paryża, marząc o wielkiej miłości.
Na widok zakochanych par coś mnie ściskało w dołku. Kiedy szłam ulicą, faceci szaleli, a ich kobiety posyłały mi pełne nienawiści spojrzenia. Czułam się, jak zwierzę wystawione na jakąś nieludzką ekspozycję. Czasem miałam ochotę wyjść na spacer, jednak zostawiając moją twarz… w domu. Czułam się zaszczuta, zmęczona.
Kiedy dostałam propozycję z Nowego Jorku odmówiłam i wróciłam do kraju. Wyżaliłam się mamie, że już nie wyrabiam, ale ona – kobieta, którą życie nauczyło zarówno pokory, jak i ciężkiej pracy – nie pozwoliła mi na rezygnację.
– Nie masz jeszcze nawet siedemnastu lat, nie czas na mówienie o zmęczeniu – fuknęła na mnie, wysyłając mnie z powrotem do Paryża.
Zresztą po kilku dniach spędzonych w rodzinnej miejscowości sama chętnie tam wróciłam. Myślałam, że w kraju uda mi się nawiązać kontakty z dawnymi przyjaciółkami ze szkoły, ale spotykałam się tylko z niechęcią, wręcz wrogością. Mówili, że zadzieram nosa, ale sami nie mieli ochoty ze mną rozmawiać… Wróciłam do Francji. Uczyłam się w szkole przy polskiej ambasadzie, dalej pracowałam. Tuż przed moimi osiemnastymi urodzinami spotkałam Michele. Był Włochem na stałe mieszkającym we Francji i zajmował się reklamą.
Miał kilka lat więcej ode mnie i spodobał mi się od pierwszego wejrzenia. Szłam wtedy jedną z wąskich uliczek, oglądając wystawione w witrynach sklepów z antykami starocie, on szedł z przeciwka. Kiedy obcas utknął mi w jednej ze szczelin w bruku, szarmancko ruszył mi na pomoc. Tuż obok była kafejka na wolnym powietrzu.
– Skoro uwolniłem zarówno bucik, jak i piękną damę, może wypijemy razem kawę? – zagadał łamaną francuszczyzną.
„Kolejny podrywacz” – oceniłam go wtedy, ale coś mnie w nim ujęło. Może szczery uśmiech, może niepokojąco ciemne, wręcz czarne oczy, nie wiem. W każdym razie po chwili rozmawialiśmy jak starzy znajomi, świetnie się czując w swoim towarzystwie. Kiedy zaprosił mnie na niedzielną kolację, nie wahałam się długo. Poszłam i znowu świetnie się bawiłam, zostaliśmy parą. Moja agentka nie była zachwycona.
– Zawsze to samo – najpierw zakochujecie się, a potem zawalacie pracę – mruknęła, tak jakbym co tydzień spotykała się z innym.
Trochę się na nią boczyłam, ale przecież wiedziałam, że jest złośliwa, bo ma wiele na głowie. A ja się zakochałam i nic się dla mnie nie liczyło. W moje osiemnaste urodziny Michele poprosił mnie o rękę.
– Wiem, że to szybko, ale na co mamy czekać? Ti amo, carissima – szeptał.
Zgodziłam się, byłam zadurzona po uszy. Zrezygnowałam nawet z lukratywnej sesji dla paryskiego jubilera, żyłam tylko miłością. Miłością, która okrutnie ze mnie zadrwiła. Michele zginął na dwa miesiące przed naszym weselem. Wracał z Marsylii, stracił panowanie nad kierownicą. Nie pojechałam z nim wtedy, bo zatrzymał mnie w Paryżu kontrakt. Nie pamiętam za dobrze tamtego czasu, zupełnie jakby mój mózg ukrył gdzieś przede mną wspomnienia tak bolesne, że aż nie do zniesienia. Na pogrzebie zasłabłam, ambulans zabrał mnie prosto do jednej z paryskich klinik.
– Anemia, wyczerpanie i stres mogą być zabójczą kombinacją. Dodatkowo jest pani odwodniona, dużo pali, serce może nie wytrzymać – powiedział mi lekarz.
Pomyślałam, że moje serce już umarło, nie obchodziły mnie badania ani leczenie.
Wypisałam się na własne życzenie i wróciłam do kraju. Mama tym razem była pełna zrozumienia, tylko że ja nie mogłam znaleźć sobie miejsca. W Paryżu powinnam dokończyć szkołę średnią, tutaj nie miałam co robić. Całe dnie spędzałam, leżąc w łóżku. Nawet mama nie potrafiła mnie podnieść na duchu. Wpadłam w otępienie, nie jadłam, nie spałam, tylko rozmawiałam sama ze sobą. No i z Michele. Wciąż pytałam go, czemu mnie zostawił, ale nigdy mi nie odpowiedział…
Nie wiem, jak potoczyłoby się moje życie, gdyby nie moja agentka
Przyjechała po mnie do Polski, przekonała mamę, że praca jest tym, co pomoże mnie postawić na nogi i prawie siłą zawlokła mnie na lotnisko. W sumie miała rację – praca stała się moim narkotykiem, pigułką zapomnienia. Tylko Paryż stracił cały urok. Każdy zaułek kojarzył mi się z Michele. Po jakimś czasie przeniosłam się do Londynu, zaczęłam pracę dla jednej z firm kosmetycznych, dostałam kontrakt jak marzenie i własne mieszkanie. Pracowałam od świtu do nocy. Brałam każdą możliwą sesję, byłam jak nakręcona.
Rok po śmierci Michele pojechałam na weekend do Paryża, ale nie wytrzymałam tam nawet jednego dnia, uciekłam pierwszym samolotem. Podczas lotu spotkałam Adama. Był inżynierem, mieszkającym w Londynie. Kiedy poprosił mnie o numer telefonu, dałam mu. Chyba po prostu marzyłam o kimś, kto chociaż na moment sprawi, że przestanę myśleć o Michele.
Jednak Adam nie potrafił mnie w sobie rozkochać. Zostawiłam go po dwóch miesiącach. Później byli inni, ale też nie potrafili dać mi szczęścia. Traktowali mnie jak drogą błyskotkę, jak dodatek do swoich szpanerskich, sportowych wozów.
Dziś mam dwadzieścia sześć lat i czuję, że niedługo nastąpi koniec mojej kariery. Nowe, młodziutkie dziewczyny zalały stolicę mody, wróciłam do kraju. No i jestem w Darłówku, trzęsąca się z zimna, samotna i zagubiona wśród obcych ludzi, którym się wydaje, że mnie znają…
– Patrz, to ta modelka, Nika – idąca plażą dziewczyna szturchnęła swojego chłopaka, a on niemal potknął się o własne nogi.
Wracam do hotelowego pokoju. Zapalam nocną lampkę i idę do łazienki. Kiedy
z prysznica płyną pierwsze strumienie ciepłej wody, nieco się odprężam, ale i tak chce mi się płakać. Kładę się do pustego łóżka. Na nocnym stoliku leży moja komórka, ale nie muszę sprawdzać wiadomości, żeby wiedzieć, że Igor nie zadzwonił.
Poznałam go dwa miesiące temu, na sopockim molo. Ja wyrwałam się na weekend do spa, on robił tam zdjęcia do jakiejś gazety. Spojrzeliśmy na siebie, zaiskrzyło. Zapytał, czy nie zjadłabym z nim obiadu.
– Halibut z frytkami albo morszczuk. Świetnie je tutaj podają – powiedział, prowadząc mnie w stronę lokalu.
Rozmawialiśmy aż do zachodu słońca, później odprowadził mnie do hotelu. Zdałam sobie sprawę, że jest pierwszym mężczyzną, który zdołał mnie zauroczyć. Pierwszym, po Michele… Dałam mu mój numer, powiedziałam, żeby zadzwonił. Obiecał, że się odezwie, pocałował w policzek. Myślałam o nim, ale mój telefon milczał. Spotkałam go tydzień temu, na jednym z branżowych przyjęć. Obejmował szczupłą szatynkę o dość pospolitym typie urody. Wypiłam kilka lampek szampana, nabrałam odwagi.
– Czemu się nie odezwałeś? Tak dobrze nam się rozmawiało – podeszłam do niego, kiedy szatynka zniknęła mi z oczu.
– Nie rozumiesz? Jesteś oszałamiająca, boska, obłędna. Takie kobiety się podziwia, ale wiąże się z innymi – powiedział. – Nie potrafiłbym być z dziewczyną, którą chce mieć każdy. Rozejrzyj się – dodał.
Spojrzałam dookoła. Pod ścianą stało kilku młodych facetów bezczelnie gapiących się w mój dekolt, przy barze dwóch podstarzałych gości śliniło się na widok moich nóg, kelner mało nie upuścił tacy, kiedy spojrzałam mu w twarz. Zakręciło mi się w głowie, uciekłam na taras.
– Cześć, laleczko – ubrany w połyskujący smoking blondyn z tonami żelu na głowie posłał mi krzywy uśmiech.
– A może skoczymy do mnie? – zagaił, podchodząc bliżej.
Miałam ochotę walnąć go pięścią w tę jego zarozumiałą gębę, ale wymamrotałam tylko coś na odczepnego i wróciłam do sali bankietowej. Tłum szemrał cicho, ludzie tańczyli, flirtowali. Czułam się przeraźliwie samotna, chciało mi się wyć. Więc to już tak ma wyglądać? Jestem skazana na beznadziejnych podrywaczy albo podstarzałych typków proponujących mi romans w zamian za dobry kontrakt? Już nikt mnie nie pokocha, nie będzie miał odwagi? A może po prostu mam pecha?
Mówi się, że uroda otwiera kobietom wszystkie drzwi
Może i tak, ale za tymi drzwiami nie ma mojego świata, jest zupełnie inna bajka. Bajka o samotnej dziewczynie, która ma wszystko oprócz najważniejszego. I wiem, co sobie myślicie – że się nad sobą użalam. Może i tak, ale czy nie mam do tego prawa? Jestem modelką, ponoć we Francji nawet gwiazdą, ale przede wszystkim jestem kobietą, której nikt nie kocha. A samotność boli zawsze, bez względu na stan konta, zawartość szafy, czy odbicie w lustrze.
Więcej prawdziwych historii:
„Związałem się z alkoholiczką. Co tydzień obiecywała mi, że przestanie pić. Ja wciąż wierzę, że się zmieni”
„Powiedziałam znajomej, że przyłapałam jej męża na zdradzie. Ona się obraziła, że próbuję zniszczyć jej małżeństwo”
„Moja córka nie rozumie, że facetom nie można ufać. Oddasz im serce, a oni zdepczą je i wyrzucą - jak jej ojciec”
„Mój narzeczony stracił nogę w wypadku. Rozważam odwołanie ślubu, bo nie chcę niepełnosprawnego męża”