„Moja córka nie rozumie, że facetom nie można ufać. Oddasz im serce, a oni zdepczą je i wyrzucą - jak jej ojciec”

matka zmartwiona o córkę fot. Adobe Stock
Marzyłam, by Małgosia była szczęśliwa, a jednocześnie, zupełnie nieświadomie, jej to uniemożliwiałam. Przepraszam, córeczko!
/ 21.12.2020 16:06
matka zmartwiona o córkę fot. Adobe Stock

Jestem samotną matką. Mąż zostawił mnie 15 lat temu, gdy nasza córka, Małgosia miała siedem lat. Odszedł do innej kobiety i wkrótce wyjechał z nią za granicę. Od tamtej pory ślad po nim zaginął. Nigdy go już nie widziałyśmy. Ani razu się nie odezwał, nie napisał, nie płacił alimentów. Zupełnie zapomniał o naszym istnieniu. Bardzo to wszystko przeżyłam. Gosia niestety też. Była za mała, żeby zrozumieć, co się dzieje. Tęskniła, płakała, dopytywała się, kiedy tatuś wróci. Czułam się taka bezradna… Nie potrafiłam zrozumieć, jak mąż mógł skazać własne dziecko na takie cierpienie? Przecież Małgosia bardzo go kochała. A on wymazał ją z pamięci. Gdyby chociaż czasem zadzwonił, odwiedził ją, wytłumaczył swój krok, łatwiej by jej było pogodzić się z tym, co się stało. A tak wciąż pytała, a ja nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć.

Mijały lata. Jakoś ułożyłyśmy sobie życie tylko we dwie, nauczyłyśmy się cieszyć tym, co mamy. Nie związałam się z żadnym innym mężczyzną. Owszem kręciło się wokół mnie kilku panów, ale odrzucałam ich zaloty. Nie potrafiłam im zaufać. Wydawało mi się, że każdy z nich, wcześniej czy później, okaże się takim samym sukinsynem jak mój były mąż. A nie chciałam więcej przeżywać rozczarowań. Zresztą nie miałam kiedy chodzić na randki. Cały swój wolny czas poświęcałam Małgosi. Chciałam jej wynagrodzić brak ojca. A córka odwdzięczała mi się za to. Dobrze się uczyła, nie sprawiała kłopotów wychowawczych, nie kłóciła się ze mną, nie buntowała. Świetnie się dogadywałyśmy, zwierzała mi się ze swoich sekretów. Byłam przekonana, że tak będzie zawsze. Ale, niestety, nie jest. I to nie ona ponosi za to winę, tylko ja…

Wszystko zaczęło się cztery lata temu. Małgosia miała wtedy niespełna 18 lat i przyprowadziła do domu swojego chłopaka. Artur chodził do tego samego liceum, co ona. O Boże, jaka ona była wtedy szczęśliwa! Po raz pierwszy zakochała się tak mocno i to z wzajemnością. Godzinami opowiadała, jaki to jej ukochany jest naj, naj, naj… Snuła plany wspólnych wakacji. Powinnam cieszyć się razem z nią, ale… nie potrafiłam. Patrzyłam na tego Artura, w sumie sympatycznego chłopaka, a widziałam swojego byłego męża. Na początku też wodził za mną nieprzytomnym wzrokiem, też zapewniał o dozgonnej miłości, czarował, uśmiechał się do mojej mamy… A potem zdradził, oszukał i porzucił.
Im bardziej Małgosia zachwycała się swoim chłopcem, tym bardziej ja go nie lubiłam. Denerwowało mnie, że zawraca głowę mojej dziewczynce. I wszelkimi sposobami próbowałam ją do niego zniechęcić. Mówiłam, że jest zarozumiały, egoistyczny, że chyba nie kocha jej tak mocno, jak mówi, bo poświęca jej za mało czasu i zamiast zabrać ją do kina, umawia się z kumplami. Kręciła głową, broniła go, ale widziałam, że zaczyna mieć wątpliwości.

Koniec nastąpił, gdy kiedyś rzuciłam mimochodem, że widziałam go z inną dziewczyną. Nie kłamałam. Faktycznie tulił się na ulicy do jakiejś blondynki. Później okazało się, że to była jego siostra cioteczna, której nie widział wiele lat, ale na wyjaśnienia było już za późno. Małgosia z nim zerwała. Byłam z tego powodu bardzo szczęśliwa. Taka sytuacja powtórzyła się jeszcze dwukrotnie. Po Arturze córka spotykała się z Maćkiem, a potem z Filipem. Obydwu mi oczywiście przedstawiła. Ale choć byli mili, grzeczni i uprzejmi, nie wzbudzili mojego zaufania. Znałam przecież tę grę. Znowu więc kręciłam nosem, znowu wybrzydzałam, szukałam dziury w całym. Córka jeszcze słuchała, ale zauważyłam, że jest coraz bardziej zniecierpliwiona i rozdrażniona.

Któregoś dnia, gdy po raz kolejny przekonywałam ją, że Filip nie zasługuje na jej miłość i uwagę, nie wytrzymała.
– O co ci chodzi, mamo? Jesteś o mnie zazdrosna, czy co? Albo chcesz, żebym została starą panną? Kogo nie przyprowadzę, to słyszę tylko „nie” i „nie”. To zaczyna być już denerwujące! – powiedziała z pretensją w głosie.
– Nic podobnego! Po prostu uważam, że nie spotkałaś jeszcze na swojej drodze odpowiedniego chłopaka – obruszyłam się.
– O rany, tobie to się żaden chyba nie spodoba! Coś mi się wydaje, że nawet u księcia z bajki wynalazłabyś jakieś wady! – naburmuszyła się.

Bo każdy książę w ostateczności okazuje się obrzydliwą ropuchą plującą trującym jadem. Im wcześniej to zrozumiesz, tym lepiej – odparłam.

– A tak trochę jaśniej, bez metafor? – przyglądała mi się badawczo.
Lepiej żyć samotnie, niż narażać się na ból rozstania i cierpienie. Mężczyznom nie można ufać. Uwierz mi, coś wiem na ten temat. Twój ojciec też wydawał się księciem z bajki. A jak się skończyło, sama wiesz… – westchnęłam.
– A więc o to chodzi… Nie podejrzewałam, że ciągle jest w tobie tyle złości – zamyśliła się.
– Właśnie o to! Krytykuję twoich chłopaków, bo chcę cię uchronić przed błędem, który sama kiedyś popełniłam – zapewniłam ją gorąco. Myślałam, że mnie zrozumiała, zwłaszcza że kilka dni później rozstała się z Filipem. Okazało się jednak, że jest zupełnie inaczej...

Od miesiąca Małgosia znowu spotyka się z jakimś chłopakiem. Niestety nie znam nawet jego imienia, bo mi go nie przedstawiła. Wcześniej zawsze to robiła, zwierzała mi się ze swoich uczuć, a teraz milczała jak zaklęta. Nie miałam pojęcia, co się dzieje. Kilka razy próbowałam ją podpytać, co to za jeden, ale mnie zbywała. Twierdziła, że to tylko zwyczajny kolega z uczelni, a nie żadna wielka miłość. Czułam jednak, że kłamie. Przecież znikała wieczorami z domu i wracała taka rozanielona, szczęśliwa… Wreszcie tydzień temu powiedziałam wprost, żeby zaprosiła go do nas na obiad, że przygotuję kaczkę, upiekę szarlotkę. Tylko wzruszyła ramionami.
– Nie ma mowy! Po co? Żebyś znowu wybrzydzała, komentowała? Mówiła, że to chłopak nie dla mnie? I rozwaliła mi kolejny związek?! Co to to nie! – wrzasnęła. Byłam w szoku. Nigdy wcześniej nie odezwała się do mnie w ten sposób.
– Ależ dziecko! O czym ty mówisz? Przecież ja to robiłam dla twojego dobra! Żebyś później nie cierpiała! Rozmawiałyśmy na ten temat i myślałam, że mnie zrozumiałaś! – zaprotestowałam.
Córka aż poczerwieniała ze złości.
– Jestem już dorosła i mam prawo do własnych błędów. A zresztą, nie wszyscy mężczyźni są źli! To, że tobie i ojcu nie wyszło, nie oznacza, że mnie też się nie uda! Nie wiem, czy zauważyłaś, ale na świecie jest wiele szczęśliwych małżeństw! – wysyczała i nawet nie chciała wysłuchać, co mam do powiedzenia.

Byłam zdruzgotana. Nie potrafiłam pojąć, dlaczego córka jest dla mnie taka okrutna! Przecież nie zrobiłam nic złego. Tylko martwiłam się o jej przyszłość! Tak mi było z tym źle, że postanowiłam opowiedzieć o wszystkim przyjaciółce. Słuchała mnie spokojnie, nie komentowała. A ja im dłużej wypłakiwałam się na jej ramieniu, tym coraz wyraźniej widziałam, że… nie mam racji. Że zamiast chronić córkę, krzywdziłam ją. Przez męża straciłam zaufanie do mężczyzn i chciałam tym brakiem ufności zarazić własne dziecko. Pozbawiając ją tym samym prawa do miłości i szczęścia

No i teraz nie mogę zasnąć. Czekam na córkę, bo muszę z nią porozmawiać, przeprosić, jakoś przekonać, że zrozumiałam swój błąd. Mam nadzieję, że mi uwierzy i zaprosi do nas tego swojego ukochanego. Może faktycznie to będzie prawdziwy książę z bajki, a nie wstrętna ropucha przebrana za królewicza?

Więcej prawdziwych historii:
„Przez pandemię straciłam pół etatu. Żeby utrzymać siebie i dziecko, sprzedaję swoje nagie zdjęcia w internecie”
„Wiem, że wychowuję cudze dziecko. Nie odejdę od żony, bo w przeszłości też ją zdradziłem”
„Mój narzeczony stracił nogę w wypadku. Rozważam odwołanie ślubu, bo nie chcę niepełnosprawnego męża”
„Od lat próbuję uciec od przemocowego byłego partnera. Ale on ciągle mnie odnajduje...”

Redakcja poleca

REKLAMA