Olu, tak dłużej być nie może. Nie uczysz się, za to nie brakuje ci czasu i energii na imprezy. Wracasz późno do domu, obracasz się w jakimś nieciekawym towarzystwie – gderała mama.
– Nie chcę tego słuchać, jestem dorosła, mogę robić, co mi się podoba!
– Proszę bardzo, ale jak będziesz na swoim. Teraz mieszkasz z nami i my cię utrzymujemy. Wróciłam nad ranem z dyżuru w szpitalu, ojciec też musi po pracy odpocząć. W zlewie sterta brudnych garów, u ciebie w pokoju głośna muzyka. Zobacz, jakie twój brat ma wyniki w nauce. I jeszcze pracuje.
Mama ciągle czepiała się o wszystko
– Praca głupich kocha. Do czego doszliście, harując jak woły? Pensje macie takie, że wstyd komuś powiedzieć, do tego mieszkanie w bloku i stary samochód.
– Nie krzycz! Ty nie będziesz miała nawet tego. Co będziesz robić po swojej psychologii? Nie nadajesz się do tego zawodu. Nie przepracowałaś nawet jednego dnia w życiu. Kto zatrudni osobę bez żadnego doświadczenia?
Matka, przy milczącej aprobacie ojca trafiła w mój czuły punkt. Kończyłam niedługo studia i kompletnie nie wiedziałam, co dalej? Ludzie generalnie działali mi na nerwy. Jak mam im pomagać, skoro nie będę w stanie słuchać ich głupich wynurzeń o jeszcze głupszym życiu?
Wiedziałam, że po obronie dyplomu muszę wynieść się z domu. Matka pielęgniarka i ojciec kierowca nie będą mnie utrzymywać.
Zresztą i tak chciałam mieć ich z głowy. Mieszkać inaczej, żyć po swojemu, nie słuchać wiecznych narzekań i wyrzutów, że Grzesiek, mój brat to anioł, który im pomaga, a ja nie.
Tylko jak to zrobić? Koleżanka ze studiów podpowiedziała mi, że w dzielnicowym domu opieki społecznej szukają wolontariuszy i opiekunów.
– Z nieba nam pani spadła – ucieszyła się kierowniczka placówki. – Może pani dzisiaj zostać? Będzie się pani opiekować naszą Lusią. Kończy niedługo 80 lat, a umysł ma ostry niczym brzytwa. Przeszła operację kolan, ma problemy z chodzeniem, no i czuje się samotna. Idziemy! Pani Lusiu! Przyprowadziłam damę do towarzystwa!
Znalazłam pracę w domu opieki
Pani Lusia siedziała w głębokim fotelu. Była ładnie ubrana, dyskretnie umalowana i sympatycznie się uśmiechała.
– Nazywasz się Ola? Dziecko, jaka jesteś śliczna! Bardzo mi kogoś przypominasz... – urwała w połowie zdania, a twarz jej posmutniała.
Jej słowa mi pochlebiły. Pewno, że jestem śliczna! Mam oryginalne rysy, duże, zielony oczy i rudoblond włosy.
Z moją jasną cerą i długimi nogami śmiało mogłabym zostać modelką lub aktorką. Rodzina nigdy nie dostrzegała mojej urody. Przeciwnie, narzekali, że za dużo myślę o swoim wyglądzie, a rano nie mogłam spokojnie zrobić makijażu, gdyż krzyczeli, że za długo zajmuję łazienkę.
Nie spełniły się moje obawy, że będę miała do czynienia z nudną, wścibską babą. Szybko się zaprzyjaźniłyśmy.
Pani Lusia chętnie słuchała moich opowieści o znajomych, studiach, muzyce, którą lubię, wreszcie o mojej rodzinie. Kiwała głową ze zrozumieniem, gdy narzekałam na gderanie matki, marudzenie ojca i złośliwości brata. Nie była zdziwiona, kiedy oznajmiłam, że chcę jak najszybciej wyprowadzić się z domu.
Moja podopieczna okazała się serdeczną kobietą
Uwielbiałam przebywać w jej towarzystwie. Robiłam dla pani Lusi zakupy, zajęłam się porządkowaniem jej rzeczy. Pewnego dnia natknęłam się na zniszczone i zawilgocone pudełko. Znalazłam w nim brudne rękawiczki, znoszone skarpetki, wyblakłe dziecięce rysunki i zdjęcia oraz stare fiolki po lekach.
Pomyślałam, że to pudełko trafiło do schludnej Lusi przez pomyłkę i wyrzuciłam je na śmietnik. Kiedy jej o tym powiedziałam, zrobiła mi okropną awanturę:
– Jak śmiałaś się rządzić moimi rzeczami! Idź sobie i nie wracaj! – krzyczała.
Przerażona pobiegłam do śmietnika. Na szczęście stare pudełko było prawie na wierzchu.
– Pani Lusiu, proszę! Przepraszam, nie wiedziałam, że to takie ważne.
– Dziecko, to ja przepraszam, że się uniosłam. Posłuchaj. Jesteś bardzo podobna do mojej córki. Miała 17 lat, gdy zachorowała na białaczkę. Teraz leczy się ten typ, wtedy nie było żadnego ratunku.
Grażynka umarła. W tym pudełku są pamiątki po niej. Do końca robiłam mojej córce wyrzuty, że nie chciała się uczyć, że latała za chłopakami, że nosiła suknie z dekoltem, że gdyby dbała o siebie, byłaby zdrowa, że to jej wina...
Umierała, a ja byłam na nią zła. Nie mogłam się pozbierać, więc czepiałam się męża. Odszedł ode mnie, ja odsunęłam się od świata.
Wiem, co czujesz, kiedy rodzice robią ci wymówki, ale dobrze, że komuś na tobie zależy. Tak naprawdę masz świetnych rodziców, oni po prostu się o ciebie martwią.
– Pani Lusiu, to jest nie do zniesienia. Zależy im na mnie, lecz czy muszą okazywać to w taki sposób?
– Olu, w głębi ducha wiesz, jak powinno być. Jeśli nic ich nie przekona, po prostu nie zwracaj na to uwagi. Naprawdę to nie jest ważne. Życie jest za krótkie, aby było małe.
Zamyślona wróciłam do domu. Pozmywałam naczynia i wstawiłam wodę na herbatę.
– Olka, czy ty dobrze się czujesz? Może zmierz gorączkę?– spytał mój brat.
– Radzę wam skorzystać z mojej choroby, zresztą coś za coś. Ugotuję nawet kolację, ale w niedzielę chciałabym zaprosić kogoś na obiad. Ta osoba nie bardzo może chodzić, przywieziesz ją naszym autem, Grzesiu? Mogę, mamo? Myślę, że będzie fajnie!
– Poznałaś jakiegoś chłopaka?
– Nie, to zupełnie ktoś inny. Mamo, proszę, zaufaj mi.
Od tej pory pani Lusia w każdą niedzielę przyjeżdża do nas na obiad. W dni powszednie odwiedzam ją nie tylko ja, lecz i moja rodzina. Mama robi pani Lusi leczniczy masaż. Starsza pani odżyła, nabrała wigoru w naszym towarzystwie, a nam wszystkim znajomość z nią wyszła też na dobre.
Rodzice zrobili się jacyś łagodni, nie marudzą jak wcześniej. A ja wkrótce zaczynam stałą pracę w domu pomocy, gdzie poznałam naszą panią Lusię.
Więcej prawdziwych historii:Latami nienawidziłam ojca, bo odszedł do kochanki. Potem zakochałam się w jej synuZłapałam na dziecko syna znanego polityka. Teraz się nami nie interesujeMoje drugie małżeństwo prawie się rozpadło. Postanowiliśmy starać się o dziecko na zgodę