„Zwiałam ze wsi, bo nie chciałam brodzić w łajnie jak moja rodzina. Ukrywam, ile zarabiam, bo wydoiliby mnie z kasy”

dumna kobieta fot. iStock, Morsa Images
„Najważniejsze momenty w życiu powinno się móc dzielić z najbliższymi. Niestety czasem zazdrość rodziny jest tak wielka, że jest to niemożliwe”.
/ 05.12.2023 10:30
dumna kobieta fot. iStock, Morsa Images

Pochodzę z niedużej wioski na Lubelszczyźnie. Byliśmy z dziada-pradziada rolnikami i nigdy nie mieliśmy znacznego majątku. Moja rodzina jest też wielodzietna w każdym pokoleniu. Mam pięcioro rodzeństwa: jedną siostrę i czterech braci. Wszystko to sprawiało, że z naszymi relacjami bywało różnie.

Jestem najmłodsza z całej szóstki i zawsze chciałam od życia czegoś więcej niż praca na roli. Nie chodzi o to, że uważam taką pracę za coś złego, ale po prostu to nie była moja bajka. Oczywiście oczekiwania rodziców i dziadków były zupełnie inne. Wręcz utarło się, że jako najmłodsza powinnam zostać w domu i opiekować się najstarszymi członkami rodziny, czyli dziadkami i rodzicami. Nie mam nic przeciwko pomaganiu, ale nie chciałabym z tego zrobić sensu swojego życia.

Nikt we mnie nie wierzył

Na szczęście w dzisiejszych czasach trochę inaczej postrzega się studia i wolność wyboru. Rodzice nie byli zadowoleni, ale ostatecznie udało mi się wyjechać na uczelnię. Marzyła mi się filologia polska. Myślałam o tym, żeby zostać dziennikarką, redaktorką, wykładowcą lub aktorką.

Niezbędne wydawało mi się do tego poprawne władanie ojczystym językiem. Oczywiście nikt w rodzinie nie wierzył we mnie, ale uznali, że po takich studiach mogę być nauczycielką okolicznych szkołach. Dalej więc ich zdaniem mogłam zajmować się dziadkami i rodzicami.

Mimo braku wsparcia wierzyłam, że jest mi pisane coś więcej. Pod koniec studiów mieliśmy do napisania opowiadanie. Jednego z wykładowców urzekła napisana przeze mnie historia. Po jej przeczytaniu powiedział do mnie:

– Ma pani duży talent, a mój znajomy wydawca szuka nowych autorów opowiadań romantycznych. Czy byłaby pani zainteresowana?

Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona i chciałam spróbować czegoś nowego. Szybko okazało się, że moje opowiadania spotykają się z dużym zainteresowaniem. Ukazywały się w lokalnej gazecie, a wydawnictwo dostawało sporo listów od czytelników, którzy zachwyceni historiami, dzielili się opiniami lub pytali o jakieś szczegóły. Nikt ze znajomych nie zorientował się, że to ja jestem autorką, bo otworzyłam pod pseudonimem.

Czasem jednak życie pisze zaskakujące scenariusze i poznajemy na swojej drodze osoby, które z różnych powodów zapisują się w naszym życiorysie. Kilka miesięcy później odezwał się do mnie pan z wydawnictwa H.. Zapytano, czy chciałabym się podjąć pisania dla nich. Zgodziłam się ochoczo dumna, że zostałam zauważona po raz kolejny. Jak się okazało, moje opowiadanie i tym razem zostało docenione, więc zaczęły pojawiać się kolejne zamówienia na opowiadania.

Chciałam pochwalić się rodzinie!

Gdy obroniłam pracę magisterską, byłam jeszcze bardziej dumna. Jechałam więc cała zadowolona do rodzinnego domu, by opowiedzieć najbliższym, że skończyłam studia z bardzo dobrymi wynikami, a dodatkowo odnoszę sukcesy jako autorka książek. Jechałam pociągiem i przez całą drogę się uśmiechałam na myśl o rozmowie z rodzicami i rodzeństwem.

Z dworca odebrał mnie tata i pojechaliśmy prosto do domu, bo mama czekała już z obiadem. W pokoju grał telewizor, a my wszyscy usiedzieliśmy przy stole i jedliśmy przygotowany przez mamę posiłek. Dumna opowiedziałam o studiach i obronie pracy magisterskiej, gdy nagle w telewizji pojawiła się reklama książek H..

– Jak ludzie mogą czytać takie tanie romansidła – rzuciła moja mama, kręcąc z głową.

– To jeszcze nic – powiedział tata. – Przecież tam są opisane niechrześcijańskie sceny!

Mama pokiwała głową, a minę miała bardzo zniesmaczoną. Pozostała część rodzeństwa przytaknęła. Poczułem się nieswojo. Nagle przeszła mi ochota opowiedzieć im o drugiej, bardzo ważnej dla mnie rzeczy. Ja uważałam, że odnoszę sukces z moimi opowiadaniami, gdy tymczasem spotkałam się z taką opinią.

– Mamo, ale ty wiesz, jak takie rzeczy się sprzedają? – Powiedziała moja siostra. – Ci, co to piszą, na pewno nie narzekają na kasę.

– Nie można się tak sprzedawać – powiedziała mama. – Komu ciasto na deser? – zapytała i ruszyła do kuchni po słodkości.

– Tacy ludzie nie powinni tyle zarabiać – powiedział tata. – Człowiek haruje całe życie, a nie ma na podstawowe rzeczy, a taki bajkopisarz zarabia krocie. To jest niesprawiedliwe!

Utonęłam we własnych myślach

Z oczywistych powodów w tej sytuacji postanowiłam o niczym im nie mówić. Było mi też smutno, że mają takie zdanie o zwykłych opowiadaniach, które przecież poprawiają nastrój i sprawiają przyjemność. Cieszyłam się, że pisze pod pseudonimem i że nie wiedzą, że ich córka również jest autorem tych strasznych opowiadań.

I tak upłynął kolejny rok, przez który ukrywałam przed rodziną swoją drugą tożsamość. Wyprowadziłam się z domu rodzinnego i mieszkałam w wynajmowanym mieszkaniu niedaleko akademika. Kolejne moje opowiadania odnosiły sukcesy, a ja zarabiałam całkiem nieźle. Nosiłam się z zamiarem kupna mieszkania, żeby przestać ciągle tylko wynajmować.
Latem odbyło się kolejne spotkanie rodzinne.

Wieczorem, po całym dniu spędzonym z rodzicami i rodzeństwem, siedziałam sobie na kocu za stodołą i po prostu słuchałam dźwięków otaczającej przyrody. Nagle usłyszałam ze sobą kroki, więc się obejrzałam. To nadchodził najstarszy z moich braci. Usiadł koło mnie i po chwili powiedział:

– Moja żona przyniosła ostatnio do domu ciekawą książkę.

Spojrzałam na niego, udając, że nie wiem, o czym mówi i zapytałam, o czym było.

– Doskonale wiesz, o czym mówię – powiedział i puścił do mnie porozumiewawczo oczko. – Zorientowałem się tylko dlatego, że autorka ma pseudonim taki, jak ty używałaś w grach. Od razu wiedziałem, że to ty.
Popatrzyłam na niego przerażona, bo nie sądziłam, że ktoś będzie pamiętał ten pseudonim z moich dziecinnych lat.

– Powiedziałeś rodzinie?

Brat roześmiał się smutno i pokręcił głową, po czym powiedział:

–Zwariowałaś? Zjedliby cię żywcem – po czym westchnął i mówił dalej. – A poza tym przerobiliby cię na kasę.

– Co ty mówisz… – powiedziałam z niedowierzaniem. – Raczej wygnaliby mnie, gdzie pieprz rośnie za to, że jestem autorką takich bezeceństw. Słyszałeś, jak ostatnio wypowiadali się na ten temat?

– Ale kasą by nie pogardzili – powiedział brat i zaczął mi opowiadać swoją historię.

Miał swoją firmę, która zajmowała się wynajmowaniem samochodów. Powodziło mu się całkiem dobrze, czym pochwalił się rodzicom i rodzeństwu. Od tego czasu cały czas czegoś od niego potrzebowali, a on nie potrafił odmówić. Jeśli nie były to jakieś bieżące rachunki, to potrzebowali pieniędzy na zakup jakiegoś sprzętu, spłaty długu czy leczenie. Zawsze na coś się znalazło.

– Zwróć uwagę – powiedział – że pozostała część naszego rodzeństwa ani nie pracuje, ani się nie uczy. Rzekomo pomagają tacie na roli, ale z tego rolnictwa też jakoś kasy nie ma.

Faktycznie, gdy o tym powiedział, musiałam mu przyznać rację. Jakoś nie zastanawiałam się nad tym wcześniej, bo w domu nigdy nie było pieniędzy, a od zawsze rodzice chcieli, by ktoś przejął gospodarstwo. Dlatego nie analizowałam, z czego się utrzymuje moje rodzeństwo.

Moja rodzina zachowuje się jak pasożyt!

Tak więc, gdy podczas tego rodzinnego zjazdu rozmowa zeszła na finanse, nie powiedziałam, że dobrze mi się powodzi. Opowiadałam, że mieszkam dalej w wynajmowanym mieszkaniu, że utrzymuje się z korepetycji, jeśli takie się trafią. Ponarzekałam trochę, że wszystko drożeje, a ja muszę zaciskać pasa, by przetrwać od pierwszego do pierwszego.

– Wróć do domu dziecko – powiedział ojciec. – Na roli zawsze będzie dla ciebie praca. Wiedziałem, że ty całe studia nic ci nie dadzą.

To też było przykre, że nie pokładano we mnie wiary, że może mi się udać. Źle się też czułam z tym ukrywaniem się, ale wiedziałam już, że ani nie zaakceptują tego, co robię, ani nie uda mi się zrobić niczego dla siebie. To bardzo smutne, gdy nie możesz razem z rodziną cieszyć się z sukcesów. Wystarczyło już, że biorą kasę od mojego brata. Nie zamierzałam być kolejna.

Czytaj także:
„Mąż miał firmę, a ja dbałam o dom. Po 20 latach wykopał mnie za drzwi, bo jego zdaniem jestem tylko kosztem”
„Na progu pełnoletności, stałem się ojcem. Moja partnerka oraz jej rodzice zdecydowali o oddaniu dziecka”
„Matka uśmierciła ojca za życia. Żyłem jako półsierota tylko dlatego, że prawda była dla niej niewygodna”

 

Redakcja poleca

REKLAMA