„Zostałam wdową w wieku 21 lat i już nigdy nie wyszłam za mąż. Mąż zostawił mnie z 3 dzieci i niedokończonym domem”

kobieta, która wcześnie została wdową fot. Adobe Stock, De Visu
„Dopiero po roku zaczęłam normalnie sypiać i… śnić. Czułam się cudownie, znów się śmiałam, nie miałam powodów, by płakać, przecież w moim śnie on nadal żył… Szykowałam się do snu, jak na randkę, wiedziałam, że gdy tylko zamknę oczy, on zaraz się pojawi. Wysoki, z roześmianymi oczami, w swojej ulubionej marynarce…”.
/ 06.10.2022 15:15
kobieta, która wcześnie została wdową fot. Adobe Stock, De Visu

Dziś znów boli mnie noga. Czuję to żelastwo w środku. Uwiera i nie daje spać. Pamiątka z wojny. Może gdyby ten wojskowy lekarz, do którego mnie przetransportowano jednak się mną zajął, nie czułabym dziś tego bólu. Ale on nie chciał tracić czasu na składanie mojej roztrzaskanej nogi – był pewny, że z powodu utraty krwi nie przeżyję nocy. Przeżyłam. Miłość do Stanisława i trójki moich dzieci, z których najmłodsze miało dwa miesiące, nie pozwalała mi na takie fanaberie, jak umieranie. Bardzo chciałam żyć. Tym bardziej że już czuć było w powietrzu nadchodzącą wolność.

Zaczęliśmy budowę naszego domu w trzecią rocznicę zakończenia wojny. Byliśmy bardzo szczęśliwi. Tego czwartkowego popołudnia uporałam się wcześniej z obiadem i niecierpliwie wypatrywałam męża, który już od pół godziny powinien być w domu. Czułam dziwny niepokój, zaczęłam coraz bardziej nerwowo spoglądać w okno… I wtedy usłyszałam krzyki dzieci sąsiadów. Rozpaczliwe wołanie o pomoc. I zobaczyłam bladego jak kreda Stanisława trzymającego się za dłoń, z której spływała krew. Wybiegłam przed dom, ale zanim zdążyłam krzyknąć, odezwał się bardzo spokojnie:

– Nic się nie stało, pies zaatakował dzieci. Sytuacja jest opanowana, straciłem wprawdzie mały palec, ale to nic, ważne, że żadnemu dziecku nic się nie stało – uśmiechnął się do mnie czule.

– Ale, kochanie… – zaczęłam.

– Ciii, to nic, Zosieńko, naprawdę, nawet szczególnie nie boli. Wprawdzie nie znalazłem palca, więc nici z przyszycia. Musiał go chyba zjeść ten potwór. Odkazisz mi to czymś i będzie po kłopocie.

Zostałam wdową w wieku 21 lat

Kłopot jednak był. Okazało się, że pies był wściekły! Wszystko potoczyło się błyskawicznie, Stanisław stracił apetyt, dostał wysokiej gorączki, miał torsje… Trafił do szpitala, ale nie zdołano go uratować. Dzieciom i mnie zaaplikowano zastrzyki w brzuch. Strasznie krzyczały przy ich podawaniu. Ja nie czułam nic.

Zostałam wdową. Miałam 21 lat, troje dzieci, a moja radość życia umarła razem ze Stanisławem. Wszystko przepadło. Musiałam sama dokończyć budowę domu, zadbać o dzieci i tak naprawdę chyba to mnie uratowało… Mechanicznie wykonywałam wszystkie czynności, tylko przy dzieciach starałam się udawać żywą.

W pierwszych miesiącach po śmierci Stanisława nic mi się nie śniło. Fakt, że prawie nie spałam, poza tym byłam otumaniona lekami. Starałam się też nie myśleć o mężu, bałam się tych myśli, odganiałam je. Po roku sytuacja się zmieniła. Zaczęłam sypiać i… śnić.

Uwielbiałam moment, w którym gasiłam światło i naciągałam na siebie kołdrę. Stanisław przychodził do mnie każdej nocy. Rozmawialiśmy tak, jak gdyby żył i spędzał z nami całe dnie. Znał wszystkie nasze bieżące sprawy, wiedział, że dzieci nie mają butów na zimę, że zdechł nasz kot. Rozwiązywał za mnie problemy, udzielał rad, pocieszał, wyciszał…

Czułam się cudownie, znów się śmiałam, nie miałam powodów, by płakać, przecież w moim śnie on nadal żył… Szykowałam się do snu, jak na randkę, wiedziałam, że gdy tylko zamknę oczy, on zaraz się pojawi. Wysoki, z roześmianymi oczami, w swojej ulubionej marynarce…

Moi chłopcy na mnie czekają

Przychodził do mnie przez rok, każdej nocy. Do dzisiaj zastanawiam się, czy gdybym wtedy nie zadała mu tego pytania, nadal by przychodził.

– Kochany, mówisz tylko o nas, a co u ciebie? Niczego ci nie brakuje?

Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.

– Niczego mi nie brakuje, kochana… Tylko wiesz co? Mam dziurę w kieszeni marynarki, zaszyj mi ją, proszę – powiedział i... rozpłynął się.

Nie mogłam przestać myśleć o słowach męża. Cały dzień zastanawiałam się, czego ode mnie oczekuje. Wreszcie, wieczorem poszłam do kościoła i poprosiłam księdza o mszę za spokój duszy mojego męża. Po dwóch latach wprowadziłam się z dziećmi do nowego domu. Myślę, że Stanisław wprowadził się razem z nami, czułam jego obecność i opiekę, ale już nigdy mi się nie przyśnił.

Teraz stoję nad grobem, mam 95 lat. Nigdy nie wyszłam powtórnie za mąż, zbyt mocno kochałam Stanisława. Dwadzieścia lat temu pochowałam syna, córki mają rodziny, udane życie. Nie boję się śmierci, mam do kogo odejść. Wiem, że moi chłopcy na mnie czekają…

Czytaj także:
„Sąsiadka chciała bawić się w >>Kargula i Pawlaka<<, rujnując nam życie. Wiedziałam, że na tę starą jędzę trzeba znaleźć sposób”
„Syn zamiast magnesu przywiózł sobie z wakacji... żonę. Chyba znalazł ją pod mostem, bo synowa nawet rosołu nie umie zrobić”
„Udawałam wegetariankę, żeby wyrwać apetycznego przystojniaka. Mogę do końca życia jeść trawę, byle oddał mi swoje serce”

Redakcja poleca

REKLAMA