„Żona zatrudniła seksowną sprzątaczkę, by ta zaciągnęła mnie do łóżka. Żmija chciała podstępem zatuszować swoją zdradę”

Kobieta, która sprząta fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Lubę, już wiedziałem – moje małżeństwo tego nie wytrzyma... Moje myśli krążyły tylko wokół niej. Czegoś podobnego dawno nie czułem. Broniłem się, ale... zatopiłem wargi w jej ustach i całowałem ją bez opamiętania. Na szczęście tę farsę przerwał głos rozsądku”
/ 21.09.2021 14:28
Kobieta, która sprząta fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Nie mamy z żoną zbyt dużego mieszkania. Fakt, jest dwupoziomowe, ale ma ledwie osiemdziesiąt metrów. Wydawać by się mogło, że nie jest tam wiele do sprzątania. Szczególnie, jeśli nie ma się dzieci i pracuje tylko na pół etatu w fundacji, tak jak moja żona.

Kiedy jednak powiedziała, że się nie wyrabia i że chciałaby zatrudnić do sprzątania jakąś Ukrainkę, nie protestowałem. W końcu to wydatek ledwie paruset złotych miesięcznie, a dzięki temu można mieć w domu idealny porządek i zadowoloną żonę.

Bo, muszę to wyznać, Gabrysia miała raczej dwie lewe ręce do sprzątania i często zżymałem się, że coś jest niedomyte, pokryte kurzem, lub w nieładzie powkładane w jakieś pudełka. A ja, wracając późnym wieczorem z pracy źle się czułem w brudnym mieszkaniu, a na sprzątanie nie miałem już siły.

Odtąd raz, czasami dwa razy w tygodniu przychodziła do nas pani o dźwięcznym imieniu Luba. Żona znalazła jej ogłoszenie na jakimś portalu pośredniczącym w zatrudnianiu pań do sprzątania. Przez dłuższy czas nie widziałem jej na oczy, bo przychodziła, kiedy nie było mnie w domu. Gabrysia coś mi o niej mówiła, że ma 27 lat, męża i kilkuletnią córeczkę na Ukrainie. Dorzucała jeszcze kilka jakiś drobiazgów, ale nie byłem w stanie ich zapamiętać, bo nic mnie nie obchodziły. Jedyne co mnie interesowało to to, że Luba jest świetna w swoim fachu i wreszcie, po raz pierwszy od wielu lat, w naszym mieszkaniu panuje idealny porządek.

Jakiś rok po tym, jak zdecydowaliśmy się wziąć panią do sprzątania, mocno się przeziębiłem i musiałem poleżeć w domu. Gabrysia miała akurat sporo pracy w swojej fundacji. Zastanawiała się, czy nie odwołać Luby, ale ja zaprotestowałem.

– Daj spokój, nie jestem przecież umierający – powiedziałem. – Potrafię jej wyjaśnić, co i jak ma posprzątać w domu.

– Ale lepiej, żebyś cały czas spokojnie sobie leżał. A tak będziesz musiał się przenosić z pokoju do pokoju. No i Luba musi po sprzątaniu wywietrzyć mieszkanie, żeby nie pachniało detergentami.

– Dam sobie radę – przekonywałem.

Gabrysia jeszcze trochę protestowała, ale ja zbijałem jej kolejne argumenty. Nawet mnie to bawiło, bo już od dawna nie widziałem, żeby tak się o mnie troszczyła. 

Szczerze mówiąc od paru lat nasz związek był taki dość letni

Spaliśmy niby wciąż w tym samym łóżku, ale niewiele z tego wynikało. Niespecjalnie mi to przeszkadzało, przyzwyczaiłem się. Całą energię kierowałem na rozwój kariery zawodowej. Tak zresztą ustaliliśmy na początku naszego małżeństwa. Dzieci nas nie interesują, każde się rozwija jak chce.

Żona w końcu ustąpiła i zgodziła się na przyjście Luby w trakcie swojej nieobecności. Uprzedziła tylko Ukrainkę telefonicznie, że tym razem w domu zamiast niej będzie mąż. A potem wyszła, uprzedzając, że wróci późnym wieczorem.

Czekając na naszą sprzątaczkę, która przychodziła zwykle koło południa, trochę się zdrzemnąłem. Kiedy zadzwoniła do mieszkania, obudziłem się półprzytomny i szybko narzuciłem na pidżamę szlafrok. W tym dziwnym stroju zszedłem na dół i podreptałem otworzyć drzwi.

– Dzień dobry – przywitała się z lekkim, charakterystycznie wschodnim zaśpiewem w głosie. – Luba jestem – wyciągnęła do mnie przyjaźnie rękę.

Ja jednak stałem sztywno, takie wrażenie zrobił na mnie jej widok. Nie, nie była olśniewająco piękna. Można nawet powiedzieć, że miała dość przeciętną urodę. Ale chyba spodziewałem się kogoś innego. Niby wiedziałem, ile Luba ma lat, ale w mojej głowie pani, która sprząta, to była starsza, pomarszczona osoba, poruszająca się w zwolnionym tempie. A tymczasem przede mną stała tryskająca energią, uśmiechnięta młoda kobieta.

– Pan wie? Ja tu sprzątam – wyjaśniła, lekko zdziwiona moją reakcją.

– Tak, wiem. Przepraszam, ale jestem chory, dlatego nie podaję ręki. Proszę wejść. Będę na górze, położę się, zdrzemnę. Jak tu pani skończy, proszę do mnie przyjść i w razie czego mnie obudzić, to się przeniosę na dół.

Poszedłem na górę, położyłem się, ale o śnie nie mogło być mowy. Moje myśli krążyły wokół Luby. Czegoś podobnego dawno nie czułem. Co to było? Pożądanie? Broniłem się, ale... w końcu byłem mężczyzną, ledwo przekroczyłem czterdziestkę i miałem swoje potrzeby, których nie zaspokajałem w małżeństwie.

Z drugiej strony, tak było już od dawna i jakoś do tej pory nic z tym nie robiłem. Fakt, nie miałem czasu na romanse, bo byłem pochłonięty pracą. Lecz w firmie miałem kilka koleżanek, które pewnie nie odmówiłyby mi swojego towarzystwa. A jednak nie interesowały mnie...

Co więc takiego było w Lubie, że na jej widok obudził się we mnie samiec? Nie potrafiłem tego wyjaśnić. Jedno było pewne. Nie mogłem mieć z nią romansu. I nie chodziło o to, że wciąż kochałem swoją żonę i chciałem być jej wierny. Pewnie ją i kochałem, ale tak wewnętrznie, nie odczuwałem potrzeby dotrzymywania wierności seksualnej, czując się z niej niejako zwolniony przez oziębłość Gabrysi.

Zdawałem sobie jednak sprawę z tego, że taki romans może oznaczać jedynie kłopoty. A bardzo lubiłem tę moją małą stabilizację, wprawdzie pozbawioną wzlotów, ale również i upadków.

Problem polegał również na tym, że nie wiedziałem, czy miałbym jakieś szanse u Luby. Przecież mogę się jej nie spodobać albo ona może nie chcieć wdawać się w romans z obawy, że straci pracę.

A poza tym ma przecież męża...

– Rany boskie, dopiero co ją zobaczyłem, a już rozważam romans! – skarciłem sam siebie półgłosem.
Ledwo jednak wypowiedziałem te słowa, usłyszałem pukanie do drzwi. I zamiast po prostu powiedzieć „proszę” zacząłem panicznie zastanawiać się, co mogę w jednej chwili zrobić, żeby wyglądać jak atrakcyjny mężczyzna, a nie jak półprzytomna fleja. Zanim jednak wymyśliłem coś sensownego, pukanie powtórzyło się i usłyszałem:

– Pan Stefan, ja już posprzątała.

– Dobrze, schodzę na dół.

Podniosłem się i zarzuciłem coś szybko na siebie. A następnie wciągnąłem brzuch, bo tylko to mogłem w tej chwili zrobić, żeby poprawić swój wygląd. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem Lubę z odkurzaczem w ręku. Chciałem wyjść a ona wejść i tak jakoś nagle spotkaliśmy się pośrodku drzwi, uśmiechając się głupio i nie wiedząc, kto kogo powinien przepuścić.

Zapanowało kłopotliwe milczenie, ale miałem wrażenie, że i Luba poczuła jakąś chemię między nami. A może tak mi się tylko wydawało? Może chciałem, żeby tak było...? Zszedłem na dół i ubrałem się normalnie, to znaczy w spodnie i koszulę. Ogoliłem się, spryskałem perfumami. Wziąłem gazetę i czekałem w salonie aż Luba skończy sprzątać górę. Zeszła po prawie dwóch godzinach. Uśmiechnęła się niepewnie i zapytała:

– Czy ja by mogła coś jeszcze dla pana zrobić?

Zabrzmiało to bardzo dwuznacznie. Choć może ten efekt to była tylko kwestia dziwnej mieszanki polskiego języka z ukraińską składnią. W każdym razie poczułem się dziwnie.

– Nie… Wydaje mi się, że wszystko już pani zrobiła. Zapłacę pani – sięgnąłem po portfel i wyjąłem z niego stuzłotowy banknot, bo tyle akurat Luba dostawała za sprzątanie naszego mieszkania. – Proszę bardzo.

– Dziękuję – wzięła pieniądze i schowała do kieszonki. Odwróciła się, ale stanęła w drzwiach. – Ja…

– Tak? – zapytałem z nadzieją w głosie.

– Ja chciała… – zastanawiała się, co ma powiedzieć. – Ja chciała już pójść – dokończyła, ale byłem stuprocentowo pewny, że nie to miała zamiar w pierwszej chwili powiedzieć.

Luba wyszła

Mniej więcej po godzinie wróciła moja żona. Chyba chciała mi opowiedzieć o dniu swojej pracy, ale ja byłem wytrącony z równowagi przez to, co się stało (choć przecież do niczego nie doszło). Skłamałem więc Gabrysi, że znów czuję się gorzej, i że muszę się położyć.

Kiedy się obudziłem, rzeczywiście czułem się gorzej, choć wcześniej wydawało mi się, że zdrowieję. Nastąpił jednak nawrót choroby i przez kolejne dwa dni ponownie miałem wysoką temperaturę. Miałem zamiar nawet wezwać lekarza, ale wtedy gorączka nagle ustąpiła i zacząłem czuć się lepiej.

Ostatniego dnia mojego zwolnienia, kiedy byłem już właściwie zdrów, ponownie miała do nas przyjść Luba. I tak jak uprzednio moja żona akurat miała dużo pracy w fundacji. Mnie ponownie przypadło więc pełnienie funkcji pana domu. Postanowiłem wykorzystać ten fakt i poznać lepiej naszą ukraińską sprzątaczkę. A może raczej chciałem sprawdzić, czy będę na nią reagował tak jak poprzednio?

Kiedy Luba przyszła zaproponowałem jej kawę przed rozpoczęciem pracy. Zgodziła się, choć wydawała się być speszona moją propozycją. Wypiła kawę jak najszybciej i zabrała się do roboty. Ja jednak nie dawałem za wygraną, wciąż ją o coś pytałem, oferowałem swoją pomoc.

A potem jeszcze wymyśliłem, że przydałoby się w końcu uprzątnąć nasz pawlacz. A to wymagało, żeby Luba stanęła na krzesełku, które było nieco chybotliwe, więc musiałem je trzymać. Luba miała na sobie krótkie spodenki, ledwo zakrywające jej pupę. Przygryzłem wargi i z trudem powstrzymałem się, żeby nie chwycić za jej nogi.

Nagle krzesełko zachwiało się i… Luba wpadła prosto w moje ramiona.

Wtedy poczułem, że moja uśpiona przez wiele miesięcy męskość zaczyna kompletnie wariować. Przycisnąłem mocniej Ukrainkę i wpiłem się w jej usta. Nie broniła się. Była lekka jak piórko, dlatego podniosłem ją bez problemu i zacząłem z nią iść w stronę sypialni, nie przestając jej całować.

I wtedy, sam nie wiem dlaczego, poczułem, że nie mogę tego zrobić. Że to byłby straszny błąd, świństwo, które mogłoby skomplikować życie wielu osobom. Postawiłem Lubę na ziemi i ciężko dysząc, powiedziałem:

– Nie… Nie mogę… Bardzo przepraszam… Proszę już iść…

– Ale ja jeszcze nie posprzątała.

– Ja dokończę sprzątanie. Zaraz pani zapłacę – sięgnąłem po portfel. – I przepraszam, to się już więcej nie powtórzy.

– Nie ma za co przepraszać. A pieniędzy nie chcę. Ja nie posprzątała.

Luba wyszła, a ja przeklinałem siebie za to, że nie potrafiłem się powstrzymać. Wprawdzie nie doszło do niczego wielkiego, ale i tak stało się już wystarczająco dużo, żeby nie można było sprawy obrócić w żart i przejść nad nią do porządku dziennego.

Myślałem o tym wszystkim, kiedy dokańczałem po Lubie sprzątanie. Przeceniłem jednak swoje siły i znów poczułem się gorzej. Zmierzyłem temperaturę. Miałem prawie 39 stopni. Położyłem się do łóżka. Zasnąłem...

Obudziła mnie żona, która chodziła na dole i o coś się wściekała, mówiąc sama do siebie. Zszedłem na dół chociaż trochę kręciło mi się w głowie.

– No, wstałeś wreszcie! – „ucieszyła” się. – Miałeś ją przypilnować, a tu widzę pół mieszkania nieposprzątane.

– Przepraszam, ale gorzej się poczułem. Znów mam gorączkę.

– To ciekawe jak ona na ciebie działa – spojrzała na mnie podejrzliwe. – Zawsze po jej wizycie wzrasta ci temperatura.

– Daj mi spokój. Będę musiał wezwać lekarza.

Dostałem kolejny tydzień zwolnienia. Ale Luby już nie spotkałem. Dzień przed kolejną wizytą przysłała do Gabrysi SMS-a, że musiała wyjechać na Ukrainę, żeby coś załatwiać w związku z przedłużeniem swojej wizy. Przez kolejne dwa tygodnie się nie odezwała ani nie odbierała telefonów od nas. Gabrysia, po konsultacji ze mną, postanowiła wysłać do niej SMS-a, że w związku z jej przedłużającą się nieobecnością jesteśmy zmuszeni wynająć kogoś innego. I wkrótce już nasze mieszkanie sprzątała Swieta.

Byłem zadowolony z takiego rozwoju sytuacji. Nie musiałem się czuć niezręcznie i nie byłem narażony na pokusy ze strony Luby. Choć, muszę przyznać, że Swieta, którą zdarzyło mi się przelotnie widzieć, była jeszcze nawet ładniejsza i dużo bardziej, kolokwialnie mówiąc, ponętna. Ale ja trzymałem się od niej jak najdalej i choć zdarzało się kilka razy, że Gabrysia chciała się mną wyręczyć w kwestii nadzorowania naszej sprzątaczki, to ja zawsze się wykręcałem.

Prawie już zapomniałem o Lubie, kiedy któregoś dnia w pracy dostałem SMS-a: „Proszę o spotkanie. Luba.” Nie miałem pojęcia, o co jej może chodzić i choć wiedziałem, że nie powinienem się z nią spotykać, odpisałem: „Kiedy i gdzie?”.

Wyszedłem wcześniej z pracy, żeby zdążyć do kawiarni, gdzie się umówiliśmy. Luba już na mnie czekała.

– Witam panią – pocałowałem ją w rękę. – Cieszę się, że udało się pani przedłużyć wizę i wrócić z Ukrainy.

– Nigdy nie wyjeżdżała z Polski.

– Aha… Czyli to przeze mnie przestała pani u nas pracować?

– Tak… To znaczy… To skomplikowane… Bo to wtedy… – wciąż się plątała i było słychać, że nie łatwo jej mówić.

– Ja nie chcę, żeby pan coś złego pomyślał. Pan jest atrakcyjny mężczyzna, pan się może podobać kobietom. Ale ja…

– Wiem, ma pani męża…

– Nie o to chodzi. Ja…

– Nie musi się pani tłumaczyć.

– Muszę. Dla pana dobra. Pana żona powiedziała, że zapłaci mi dziesięć tysięcy złotych, jak pójdę z panem do łóżka…

– Co?! Gabrysia?! Co pani mówi?!

– Ona ma kochanka. Często spotykali się w domu. Nawet jak ja sprzątała.

Byłem zszokowany tym, co mówiła Luba. Tymczasem ona twierdziła, że żona chciała mnie przyłapać na zdradzie, żeby rozwód odbył się z mojej winy i większość majątku przypadła jej. Luba w pierwszej chwili przystała na jej propozycję, ale kiedy ten „plan” prawie się powiódł, uświadomiła sobie, jakie to może mieć skutki. Musiałaby przecież kłamać przed sądem, że do naszego zbliżenia doszło przypadkowo a nie dlatego, że ktoś jej zapłacił. Przestraszyła się i zrezygnowała z pracy u nas. Ale potem dowiedziała się, że sprząta u nas jej następczyni, która dostała taką samą propozycję jak ona. Dlatego postanowiła mnie ostrzec.

Wynająłem detektywa, który potwierdził słowa Ukrainki, a na dodatek dostarczył twarde dowody na romans Gabrysi. Nie chciałem ich jednak używać w sądzie. Bo, szczerze mówiąc, czułem się winny.

Przecież Luba nie użyła żadnych nadzwyczajnych środków, nie odurzyła mnie, nie uwodziła nawet, a ja i tak byłem gotów pójść z nią do łóżka. Dlatego pokazałem zdjęcia zrobione przez detektywa tylko mojej żonie i zaproponowałem jej rozwód „za porozumieniem stron”. Zgodziła się.

Mieszkanie sprzedaliśmy, a ja kupiłem sobie kawalerkę. Nie jest duża, dlatego mogę ją sprzątać sam. Dzięki temu nie muszę brać żadnej „pani do sprzątania”. I nie grożą mi złudzenia, że mogę być dla niej atrakcyjnym mężczyzną.

Czytaj także:
„Tata podpalił dom, a potem popełnił samobójstwo. Gdybym się nie obudziła, obie z mamą byśmy spłonęły”
„Mąż kompletnie mnie olewał. Przez 7 lat małżeństwa nie dał rady nawet się nauczyć, że piję herbatę bez cukru!”
„Dla Arka jestem workiem treningowym, na którym bez końca może się wyżywać. Nie potrafię uciec z tego toksycznego związku”

Redakcja poleca

REKLAMA