„Żona zagroziła, że jak nie przestanę zaglądać do kieliszka, to odejdzie. Olałem ją. Co mi baba będzie życie ustawiać?”

wściekły mąż fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Rano język do podniebienia przyklejony, w głowie huczało, ręce roztrzęsione, czoło zroszone potem, nerwy napięte. A do roboty znów trza iść. Co było robić? Dla polepszenia formy wypić klina. Jednego, drugiego, trzeciego. Wieczorem znów zabawa na całego. Rano… znowu potworny kac. I tak w kółko”.
/ 15.04.2023 07:15
wściekły mąż fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

U nas na Podhalu jest tak: jak chłopu przez wódkę wali się życie, łapie się desperacko ostatniej deski ratunku. Idzie do kościoła na Górce w Zakopanem złożyć przysięgę Panu Bogu. Ksiądz wysłuchuje grzesznika, zakłada stułę, prowadzi do kapliczki ze świętym obrazem. Zapala gromnice, podaje słowa przysięgi, błogosławi.

Wpisuje do księgi ewidencyjnej, nadaje numer i potwierdza na obrazku z wizerunkiem Matki Bożej Nieustającej Pomocy złożenie ślubów trzeźwości. Tej przysięgi nikt, kto ma honor, nie odważy się zerwać. Wiara, że wspiera go Matka Boska, czyni cuda. 

Miałem niespełna 30 lat, gdy po raz pierwszy wspiąłem się na Górkę. Pracowałem wtedy w karczmie. A tam wiadomo… Zabawa do białego rana. Rżnęła muzyka, gorzałka lała się strumieniami. Turyści pili i polewali także mnie. Koniecznie chcieli napić się z rodowitym góralem. Nie wypadało odmówić. W środku nocy już nieźle mi w głowie szumiało, a nad ranem ledwie trzymałem się na nogach. I tak dzień za dniem.

Rano język do podniebienia przyklejony, w głowie huczało, ręce roztrzęsione, czoło zroszone potem, nerwy napięte. A do roboty znów trza iść. Co było robić? Dla polepszenia formy wypić klina. Jednego, drugiego, trzeciego. Wieczorem znów zabawa na całego. Rano… znowu potworny kac. I tak w kółko.

Kazała mi wybierać

Nie było czasu dla rodziny. Coraz częstsze kłótnie, boczenie się. Czułem, że się opuszczam, dziadzieję, coraz ze mną gorzej. Ciągle obiecywałem, że z tym skończę. Ale człek słaby. Żona już nie wierzyła, że sam się pozbieram. Gdy któregoś ranka koledzy znowu przynieśli mnie kompletnie pijanego pod chałupę, nie wytrzymała.

– Albo pójdziesz ślubować na Górkę, albo zabieram dzieci i odchodzę – zagroziła mi.

Nie wziąłem sobie tych słów do serca. Myślałem, że tak sobie tylko gada, jak to baba. Przejrzałem na oczy dopiero wtedy, gdy spakowała rzeczy i przeprowadziła się do rodziców.

Jedyny ratunek – spełnić jej żądanie. Poprosiłem kolegów, żeby mnie tam dowieźli, bo bałem się, że mnie zwieje po drodze. Klęknąłem przed cudownym obrazem.

„Ślubuję pod przysięgą Panu Bogu Wszechmogącemu, w Trójcy Świętej Jedynemu, wobec Matki Najświętszej, Aniołów i Świętych, szczególnie Jana Chrzciciela, patrona trzeźwości, że nie będę pił żadnego alkoholu” – wykrztusiłem.

Ślubowałem tylko na trzy miesiące, bo bałem się, że dłużej nie wytrzymam. Ksiądz dał mi obrazek z potwierdzeniem. Pokazałem go żonie.

– Jak wytrwasz, to wrócę – powiedziała.

Wytrwałem. Choć nie było łatwo

Nieraz myślałem, żeby sięgnąć po gorzałkę, bo wszystko mnie bolało i nie mogłem zebrać myśli. Na szczęście u nas tych, co „są na Górce”, czyli złożyli śluby, nikt do picia nie namawia. Wystarczy, że pokażesz obrazek, i masz spokój. To nie wszystko.

Wielu pilnuje, by nie złamali przysięgi. Pamiętam, jak na weselu chwyciłem za kieliszek. Nie mam pojęcia, co mnie opętało. Może zazdrościłem innym, że mogą pić do woli, a może to był odruch? Nie zdążyłem jednak nawet przechylić kieliszka. Szwagier tak mnie walnął w pysk, że aż się na ścianę zatoczyłem. 

– A ty co? Panu Bogu przysięgałeś! Pamiętaj! – warknął. 

W pierwszej chwili krew we mnie zawrzała i chciałem rzucić się do bitki, bo nigdy nie pozwalam, by mnie ktoś bezkarnie po pysku lał, ale się powstrzymałem. Zacząłem mu nawet dziękować. Bo „złamanie Górki” to u nas grzech większy niż zdrada. I wstyd wielki. Nie tylko dla tego, który nie wytrzymał, ale dla całego jego rodu. Żaden szanujący się góral nie chce takiej hańby dla siebie i bliskich. Ja też nie chciałem. Więc wytrwałem. Żona, zgodnie z obietnicą, wróciła z dziećmi do domu.

A ja? No cóż… Znowu zacząłem pić. Świętowałem dotrzymanie przysięgi przez trzy dni. A potem – szkoda gadać… Właściwie nie trzeźwiałem. Żona znowu postawiła warunek. Zebrałem się w sobie i wspiąłem się na Górkę. Tym razem ślubowałem na pół roku. Znów wytrwałem.

Od tamtej pory byłem na Górce jeszcze dwa razy. Za każdym składałem przysięgę na coraz dłużej. Najpierw na rok, ostatnio na półtora. Teraz też się szykuję. Wyprawię tylko córce na wiosnę weselisko i znowu uklęknę przed cudownym obrazem. Będę ślubować na dwa lata. A potem, kto wie… Może na całe życie?

Czytaj także:
„Mój mąż leży w śpiączce, a jestem w ciąży z kochankiem. To było jedno zbliżenie, chwila zapomnienia”
„Dzień po naszym ślubie okazało się, że mój mąż będzie miał dziecko z inną. Zdradzał mnie, kiedy organizowałam wesele”
„Mój mąż jest cudowny, ale namiętności w nim tyle, co w kiju od szczotki. On we mnie widzi tylko matkę swoich dzieci”

Redakcja poleca

REKLAMA