„Była teściowa męża sabotuje nasz związek. Wmawia jego dzieciom, że jestem zerem i nigdy nie dorosnę do pięt ich matce”

Kobieta, którą dręczy teściowa fot. Adobe Stock, fizkes
„Co ta kobieta wyprawia? Szczuje dzieci na mnie. Wprowadza zamęt w naszą rodzinę. Na każdym kroku porównuje mnie do swojej córki, której oczywiście nie dorastam do pięt. Ale kiedy nakrzyczała na Bartusia, bo chciał nazywać mnie swoją mamą, szala goryczy się przelała”.
/ 15.12.2021 04:03
Kobieta, którą dręczy teściowa fot. Adobe Stock, fizkes

Kiedy poznałam Karola, był młodym wdowcem z dwójką małych dzieci. Żona zmarła kilka lat po narodzinach młodszego synka na jakąś galopującą odmianę białaczki. Chorowała zaledwie kilka miesięcy i nagle Karol został sam z siedmioletnią córką i czteroletnim synem.

Zakochałam się w tym facecie. Był wspaniałym człowiekiem, dobrym, czułym i troskliwym. Dzisiaj nadal bardzo go kocham, ale problemem jest jego była teściowa. Karol jest odpowiedzialny, wykształcony. Pracuje na kierowniczym stanowisku. Potrafi zarządzać ludźmi, potrafi wymagać od dzieci. Jedynie swojej byłej teściowej pozwolił, żeby, jak to się mówi, weszła mu na głowę. A ja, mimo że bardzo kocham i swojego męża, i jego dzieci, coraz częściej mam ochotę spakować walizkę i po prostu się wyprowadzić.

Kiedy po kilku miesiącach znajomości przyjęłam oświadczyny Karola, moi przyjaciele nie kryli zdziwienia.

– Normalnie oszalałaś – stwierdziła moja młodsza siostra. – Po co ci facet z dwojgiem dzieci?

– Bo go kocham? – odpowiedziałam pytaniem.

– Kocham, kocham – warczała

– a nie mogłaś pokochać kogoś bez zobowiązań?

– No widzisz, jakoś nie mogłam.

Tak naprawdę pokochałam nie tylko Karola, ale i te jego fajne dzieciaki. Gosia miała już wtedy dziesięć lat, Bartuś siedem. Dzieci też szczerze mnie polubiły, chyba potrzebowały matki i zaakceptowały mnie od samego początku.

– Zobaczysz, problem zacznie się w chwili, kiedy będziesz chciała mieć swoje dziecko – ostrzegała mnie ciotka Maryla, siostra mamy.

Nie myślałam o problemach, myślałam o tym, że możemy stworzyć razem fajną rodzinę. A problemy? W każdej rodzinie jakieś są. I trzeba starać się je rozwiązywać… W opiece nad dziećmi pomagała Karolowi jego była teściowa. I ta pani od samego początku mnie nie lubiła. Tego byłam pewna. Kiedy widziałam jej taksujące, zimne spojrzenie, robiło mi się nieprzyjemnie. Gdyby na jej miejscu znajdowała się mama Karola, mocno bym się zastanowiła.

Kiepsko gotuję, sprzątam też gorzej niż Zosia

W tym przypadku jednak uważałam, że była teściowa to przecież obca osoba. Owszem, pomaga przy dzieciach, bo Karol tej pomocy potrzebuje, ale kiedy się pobierzemy, wszystko się zmieni. Stworzymy rodzinę i damy sobie radę sami. W razie czego pomogą moja mama lub moja siostra. Szybko przekonałam się jednak, że to, czego ja bym chciała, a co jest, to dwie różne sprawy. Otóż była teściowa mojego męża wcale nie znikła z naszego życia, odwiedzała nas o wiele częściej niż moja rodzona matka, nie wspominając już o mamie Karola, która mieszkała dość daleko. Ale to, że nas odwiedzała, to jeszcze nic. Ona wciąż porównywała mnie do swojej zmarłej córki i oczywiście nie dorastałam tamtej nawet do pięt. Wszystko, co ugotowałam, było niedobre.

– Dzieci tego nie lubią – stwierdzała, krzywiąc się niechętnie. – Musisz, moja droga, bardziej się postarać. Moja Zosia to naprawdę dobrze gotowała. Sprzątanie też nie za bardzo ci wychodzi – dodawała po chwili, pociągając palcem po komodzie.

– Karol, czy ona musi do nas tak często przychodzić? – zapytałam męża.

– Przecież to obca osoba.

– No nie taka całkiem obca – roześmiał się mój mąż. – Przecież jest babcią moich dzieci. Zajmuje się nimi.

– No fakt – przyznałam – ale nie ukrywam, że głupio mi, kiedy nas odwiedza, a ty mówisz do niej mamo.

– A jak mam mówić? – wzruszył ramionami. – Tyle lat mówiłem mamo, a teraz nagle zacznę jak, proszę pani?

– Może tak byłoby lepiej – sarknęłam.

– Może i tak – trochę niechętnie, ale przyznał mi rację – ale żal mi jej. Zosia była jej jedynym dzieckiem. Męża nie ma, rozwiedli się całe lata temu…

Miałam ogromną ochotę wtrącić, że pewnie biedny chłop nie mógł z nią wytrzymać i dlatego uciekł, ale ugryzłam się w język.

– Zostały jej tylko te wnuki – ciągnął Karol. – Miałbym jej zabronić się z nimi widywać?

– Ale nie musi tego robić kilka razy w tygodniu – mruknęłam, a głośniej dodałam: – Nie musi odbierać dzieciaków ze szkoły, mogą czekać na nas w świetlicy. Karol, przecież ona mnie nie cierpi – zrobiłam minę, jakbym chciała się rozpłakać.

– Oj tam, zaraz nie cierpi. Po prostu jest jej pewnie trochę przykro, że znalazłaś się na miejscu Zosi. Wolałaby w tym domu widzieć swoją córkę.

– Czy ty sam siebie słyszysz? – zdenerwowałam się. – Gadasz jak potłuczony. Bardzo cię proszę, zrób coś z tym – dodałam ze złością.

– Dobrze, dobrze, porozmawiam z nią – obiecał.

Chyba jednak na obietnicy się skończyło, bo pani teściowa ani na jotę nie zmieniła swojego postępowania. Wręcz przeciwnie, odnosiłam wrażenie, że jest coraz bardziej uciążliwa, krytyczna w stosunku do mnie i niezadowolona. Pewnego dnia w pokojach dzieci zobaczyłam ustawione w ramkach zdjęcia Zosi. Dotychczas ich nie było. Oczywiście Gosia mogła sobie postawić zdjęcie mamy, ale dlaczego tak nagle. No a Bartek? On nawet nie bardzo matkę pamiętał.

– Małgosiu, dlaczego mi nie powiedziałaś, że chcesz postawić w pokoiku zdjęcie mamy? – zapytałam.– Poszłybyśmy razem i kupiły ładną ramkę – dodałam, bo ta, w której było zdjęcie, na pewno nie była w guście mojej pasierbicy.

– To babcia postawiła – odpowiedziała dziewczynka.

– Babcia? – zdziwiłam się.

– Tak, powiedziała, że mama była – zająknęła się i spojrzała na mnie z ukosa – że mama była ładna i ładnie się ubierała i powinniśmy mieć jej zdjęcia i pamiętać, że ją mieliśmy.

– No oczywiście, kochanie – przytaknęłam, choć w duchu byłam wściekła, że ta obca kobieta rządzi się w moim domu i jeszcze dodatkowo opowiada dzieciom diabli wiedzą co.

Nie do końca wierzyłam, że Gosia powiedziała mi wszystko i dwa dni później okazało się, że miałam rację. Dowiedziałam się od Bartka dokładnie, o czym mówiła babcia. Otóż powiedziała dzieciom, że mama była ładniejsza niż ja, lepiej się ubierała, miała lepszy gust. W ogóle była dużo mądrzejsza i lepsza.

– Mówiła Gośce, żeby nigdy nie brała z ciebie przykładu – opowiadał mały – bo ty nic nie umiesz robić. Bardzo źle gotujesz i babcia musi po tobie poprawiać sprzątanie.

– Słucham? Co musi robić? – zatkało mnie kompletnie.

– No tak, bo inaczej zaroślibyśmy brudem – dodał poważnie.

Milczałam zupełnie oszołomiona tym, co usłyszałam.

– Ale ty się nie martw – Bartek pogładził mnie po włosach – ja tak nie myślę ani Gośka też. Tata też na pewno nie. A babcia jest zgorzkniona, bo wolałaby na twoim miejscu naszą mamę. Gośka tak powiedziała.

Co ta kobieta wyprawia? Szczuje dzieci na mnie. Wprowadza zamęt i niesnaski w naszą rodzinę. Tak dłużej być nie może. Koniecznie muszę coś z tym zrobić – postanowiłam.

Karol słuchał synka i robił coraz większe oczy

Następnego dnia powiedziałam pani teściowej, jak ją w myślach nazywałam, że nie musi już odbierać dzieci ze szkoły, ani zostawać z nimi po lekcjach, zanim my wrócimy z pracy.

– A niby jak to sobie wyobrażasz, moja droga? – spojrzała na mnie z oburzeniem. – Są za małe, żeby wracały same i same siedziały w domu.

– Będą czekały na nas w świetlicy.

– Też pomysł! – wzruszyła ramionami. – Nie pozwolę, żeby moje wnuki siedziały w świetlicy, kiedy mogą być w domu z babcią.

– Tylko, że ta babcia opowiada im głupoty! – krzyknęłam.

– Wstydziłabyś się – warknęła. – Ciekawe, co Karol na to? – dodała i wyszła, trzaskając drzwiami.

Wieczorem opowiedziałam wszystko Karolowi. Wysłuchał mnie w milczeniu, a potem stwierdził, że Bartek jest jeszcze mały i na pewno coś przekręcił. Nie powinnam się przejmować i przecież nie mogę zabraniać Krystynie, nareszcie przestał mówić do niej mamo, widywać się z dziećmi.

– Przecież to jej jedyne wnuki – dodał pouczającym tonem.

– Karol, ja to wszystko wiem – próbowałam tłumaczyć. – Ale ta kobieta niszczy nam rodzinę.

– Przesadzasz, kochanie. Po prostu przestań się przejmować.

No i według niego sprawa była załatwiona. Miałam się nie przejmować, nie zwracać uwagi na to, co ta baba gada, i wszystko będzie dobrze. Szkoda jeszcze, że nie powiedział, że to moja wina, bo jestem dla niej niemiła. Żeby to jeszcze chodziło o jego matkę, próbowałabym zrozumieć, ale tego układu nie potrafiłam. Byłam coraz bardziej podenerwowana. O każdą bzdurę zaczynaliśmy się z Karolem kłócić, a atmosfera w domu robiła się coraz bardziej napięta i nerwowa.

– Babcia mówiła, że z mamą to tata się tak ciągle nie kłócił – oznajmił nam Bartek w którąś niedzielę, po kolejnej naszej sprzeczce.

Oboje stanęliśmy jak wryci, chociaż ja właściwie nie byłam aż tak mocno zaskoczona. Wiedziałam przecież, że małżeństwo Karola z Zosią było według jej matki idealne. Czasami zaczynałam się zastanawiać, jakie było naprawdę…

Karol natomiast odwrócił się do syna.

– Kiedy babcia ci to mówiła? – zapytał, marszcząć brwi.

Bartek wzruszył ramionami.

– Nie pamiętam, już dawno.

– To nie do końca było tak synku, z mamą też czasem się sprzeczaliśmy. Wszyscy czasem się kłócą.

– A babcia powiedziała, że ty się i tak z Joasią rozwiedziesz – stwierdził spokojnie mały.

Karola chyba zatkało, bo zamilkł na dłuższą chwilę.

– Nie, synku, nie rozwiodę się – zaprzeczył. – Nie rozwiodę się, bo bardzo kocham Joasię.

– Ja też – kiwnął głową Bartek – i powiedziałem babci, że chciałbym mówić do Joasi… do ciebie – odwrócił się w moją stronę – że chciałbym do ciebie mówić mamo…

Na te słowa w oczach zakręciły mi się łzy, ledwo je powstrzymałam.

– Babcia strasznie na mnie nakrzyczała – poskarżył się Bartek.

Wystarczy, by ta kobieta mi nie przeszkadzała

Teraz już nie wytrzymałam. Uklękłam przed Bartkiem na podłodze.

– Nakrzyczała na ciebie za to, że chciałeś mówić do mnie mamo? – zapytałam z niedowierzaniem.

– Tak, powiedziała, że ja mamę już miałem. I że mamę ma się tylko jedną i ty nią nie jesteś. Ja wiem, że nie jesteś, ale może mogłabyś być, chociaż poudawać, co…?

– Mogłabym być – odpowiedziałam zdecydowanie. – A babcia nie ma tu nic do gadania! – dodałam.

– Ale babcia wtedy powiedziała, że tata i tak się z tobą rozwiedzie, bo, bo… – zająknął się – bo ty nie dorastasz do pięt mojej mamie. I tata to w końcu zobaczy. Ja nie wiem, czy nie dorastasz, ale nie chcę, żeby się tata z tobą rozwiódł. Znów nie będę miał mamy!

– Nie rozwiodę się z Joasią, synku! – zapewnił go Karol.

– Ale babcia mówiła, że jak się kłócicie, to wtedy…

– Nie słuchaj tego, co mówi babcia, synku. Babcia nie zawsze ma rację.

Cały wieczór, a właściwie całe niedzielne popołudnie Karol był w pochmurnym nastroju. Widać było, że bardzo się zdenerwował. Szkoda tylko, że dotychczas, gdy ja zwracałam mu uwagę na zachowanie Krystyny, wszystko lekceważył.

– Przepraszam cię – powiedział, kiedy kładliśmy się spać – miałaś rację. Muszę z nią porozmawiać, chociaż nie do końca wiem, co powinienem jej powiedzieć. Nie spodziewałem się, że może takie rzeczy mówić dzieciom. Przecież ona je kocha, chce dla nich dobrze.

– Pewnie tak – przytaknęłam – tylko to dobrze widzi zupełnie inaczej niż my. I nie może znieść mojej obecności w tym domu, w tej rodzinie.

– Muszę z nią porozmawiać – powtórzył Karol – jak najszybciej.

Chyba zrobił to już następnego dnia, bo kiedy wróciłam wieczorem od siostry, był sam z dziećmi.

– Powiedziałem Krystynie, że dzieciaki od następnego miesiąca będą chodziły na świetlicę, a  stamtąd będzie ich odbierać któreś z nas, wracając z pracy.

– I jak zareagowała?

– To jeszcze nie wszystko. Powiedziałem, że nie życzę sobie, żeby plotła takie bzdury dzieciom, żeby je nastawiała przeciwko tobie. I jeszcze, że jeżeli dalej będzie to robiła, zabronię jej się z nimi widywać.

– Naprawdę mógłbyś to zrobić?

– Naprawdę mógłbym – przytaknął. – I nie tylko mógłbym, ale zrobię, jeśli będę musiał.

– A jeszcze niedawno tak jej broniłeś – westchnęłam.

– Ale wszystko sobie przemyślałem. Naprawdę przepraszam cię jeszcze raz za to, że byłem ślepy. Nie chciałbym być do tego zmuszony, bo dzieciaki ją kochają. I wydaje mi się, że ona je też kocha. Sam nie wiem, dlaczego tak się zachowuje.

– No a co ci powiedziała?

– Właściwie to nic. Stwierdziła, że ona może nie mówić, jeśli sobie nie życzę, ale z czasem i tak przejrzę na oczy, bo jestem inteligentnym mężczyzną – zachichotał.

Kilka dni później Krystyna wysyczała mi ze złością, że osiągnęłam, co chciałam i przeze mnie Karol odsunął ją od wnuków, ale on jeszcze zmądrzeje i pozna się na mnie, a wtedy mnie porzuci. Ona to wie. Nie odezwałam się, nie miałam ani sił, ani ochoty na kolejną kłótnię. Niech tylko pozwoli nam żyć, to ja już nie muszę jej udowadniać swojej racji.

Czytaj także:
„Wzięłam szybki ślub z Egipcjaninem. Wszystko było dobrze do chwili, gdy okazało się, że jestem w ciąży”
„Zmarła mi mama, zwolnili mnie z pracy, a mąż odszedł do ciężarnej kochanki. Moim ratunkiem było małżeństwo z rozsądku”
„Dopiero kiedy zachorowałem, zrozumiałem, że moja córka jest mi obca. Przegapiłem jej dzieciństwo w pogoni za kasą”

Redakcja poleca

REKLAMA