„Żona uznała, że żyjemy jak nędzarze. Dostałem ultimatum: dorobię na boku, albo się pożegnamy”

żona ma pretensje do męża fot. iStock by Getty Images, PeopleImages
„Gdybym rozsądnie myślał, tobym się nie przejął. Wziąłbym ją na przeczekanie albo sam wystawił jej walizki za próg. Niestety, ja byłem ciągle szaleńczo zakochany. Prawdę mówiąc, nie wyobrażałem sobie przyszłości bez Kaśki. I było mi wstyd, że nie potrafiłem zapewnić jej takiego poziomu życia, na jaki liczyła”.
/ 07.08.2023 17:30
żona ma pretensje do męża fot. iStock by Getty Images, PeopleImages

Kiedy żeniłem się z Kaśką, myślałem, że pana Boga chwyciłem za nogi. Młoda, piękna, zgrabna, a do tego czuła i opiekuńcza. Marzenie każdego faceta po czterdziestce. Co prawda po burzliwym rozwodzie z żoną obiecałem sobie, że będę wiódł beztroskie i wesołe życie kawalera, ale Kaśce nie potrafiłem się oprzeć.

Zakochałem się jak wariat i byłem przekonany, że ona odwzajemnia moje uczucie. Nieraz przecież powtarzała, że od zawsze chciała wyjść za statecznego mężczyznę w średnim wieku. Bo tylko tacy coś już osiągnęli i potrafią zapewnić kobiecie komfort życia i poczucie bezpieczeństwa…

Co prawda mój najlepszy kumpel, Darek radził mi, bym na wszelki zapytał Kaśkę, co dokładnie ma na myśli, mówiąc o komforcie i bezpieczeństwie, bo może się okazać, że nie podołam finansowo, ale go nie słuchałem. Myślałem, że jest taki złośliwy, bo mi zazdrości. Jego szanowna małżonka lata świetności miała już dawno za sobą. Moja była przepiękną różą, która dopiero przed chwilą rozkwitła z pąka.

Jak nie wiadomo, o co chodzi...

Pierwsze tygodnie naszego małżeństwa były cudowne. Czułem się ważny, kochany i pod każdym względem zadbany. Potem jednak coś się zaczęło psuć. Żona już nie rzucała mi się na szyję, gdy wracałem z pracy, nie podsuwała kolacji pod nos, nie patrzyła zachęcająco w stronę sypialni. Wręcz przeciwnie, otwierała mi drzwi naburmuszona, kolację musiałem zrobić sobie sam, a gdy w nocy chciałem się do niej przytulić, odwracała się i mówiła, że ją głowa boli. A jak już ją zdołałem namówić do zbliżenia, to zachowywała się tak, jakby odrabiała pańszczyznę.

Nie rozumiałem, co się dzieje. Przecież nie zmieniłem się po ślubie. Nadal okazywałem jej zainteresowanie, zapewniałem o swojej miłości, nie szczędziłem pieniędzy na jej zachcianki. Skąd więc te fochy?

Na początku znosiłem to ze względnym spokojem. Myślałem, że to tylko chwilowy kryzys, normalny po pierwszych tygodniach małżeństwa. Że po okresie bujania w obłokach musimy zejść na ziemię i przywyknąć do normalnego życia. Ale mijały kolejne dni, a Kaśka zachowywała się coraz gorzej. Gdy pewnego wieczoru po raz kolejny przywitała mnie złym spojrzeniem, a w lodówce nie było niczego na kolację, nie wytrzymałem.

– O co ci, do cholery, chodzi? Staję na głowie, żebyś czuła się szczęśliwa. A ty i tak wiecznie jesteś skwaszona. Możesz mi łaskawie wytłumaczyć dlaczego? – nie kryłem złości.

– Bo czuję się zraniona i oszukana. I to bardzo – nadęła się.

– Przez kogo?

– To chyba jasne, przez ciebie!

– Dlaczego?! – wybałuszyłem oczy.

– Kiedy braliśmy ślub, byłam przekonana, że zapewnisz mi komfort życia i poczucie bezpieczeństwa. A co dostaję? Jakieś minimum. Czuję się jak nędzarka – wypaliła.

– Słucham? O czym ty mówisz? Przecież mamy mieszkanie, dwa samochody, na zakupach nie musimy oglądać każdej złotówki, zanim ją wydamy… – zacząłem wyliczać.

– I to jest twoim zdaniem powód do radości i dumy?  – przerwała mi.

– A nie? Rozejrzyj się! Wielu ludzi nie ma nawet połowy tego co my. I pewnie nigdy nie będzie miało.

– No właśnie się rozejrzałem. I to bardzo dokładnie. I co zauważyłam? Nasi znajomi budują domy, kupują ubrania w firmowych butikach, chodzą do drogich restauracji, jeżdżą na egzotyczne wycieczki w najdalsze zakątki świata. A my? Mieszkamy w bloku, ubieramy się w sieciówkach, jadamy głównie w domu, a na wakacjach byliśmy w Grecji – prychnęła.

– Wybacz, moja droga, ale jestem tylko zwykłym zastępcą naczelnika w urzędzie skarbowym! Zarabiam nieźle, ale milionerem nigdy nie będę – burknąłem.

– Po pierwsze, nie „tylko” zastępcą naczelnika, ale aż. A to oznacza, że mógłbyś zarabiać więcej. Gdybyś tylko chciał. Od twoich decyzji i postępowania wiele przecież zależy – zawiesiła głos.

– I co z tego?

– A to, że mógłbyś wykorzystać ten fakt! Założę się, że wielu przedsiębiorców chętnie zapłaci za pomoc w walce z pazernym fiskusem. Na przykład za przymknięcie oka na jakieś nieprawidłowości w rozliczeniach… Albo odstąpienie od kontroli. Zresztą sam już najlepiej wiesz, za co… Jesteś przecież specjalistą. I to najwyższej klasy – dodała z lisim uśmiechem.

– Chcesz powiedzieć, że mam brać łapówki? – nie dowierzałem.

Przecież wszyscy biorą!

– Ale to wbrew prawu i moim zasadom! Zawsze byłem uczciwy i chcę takim pozostać!

– Kochanie, uczciwym to można być w normalnym kraju. A w Polsce? Wiadomo, jak jest. Ludzie przyzwyczaili się do tego, że bez koperty z plikiem banknotów w środku niczego nie załatwią. Sami ci ją wcisną, gdy wyczują, że jesteś chętny… Ty musisz tylko dyskretnie wrzucić kopertę do szuflady…

Nie wyobrażałem sobie życia bez niej

Z początku wydawało mi się, że się przesłyszałem. Gapiłem się na żonę, jakbym zobaczył ją po raz pierwszy w życiu.

– Zwariowałaś? – wydukałem w końcu. – A jak jeden z tych ludzi na mnie doniesie? Pójdę siedzieć! Nie pomyślałaś o tym?

– A tam, szukasz dziury w całym. Dlaczego miałby donieść? Przecież on chce pomyślnie załatwić sprawę, a nie biegać po prokuraturach czy jakichś tam urzędach antykorupcyjnych. Jak będziesz dla niego życzliwy, to nie dość, że ci zapłaci, to jeszcze podziękuje. I kolegom biznesmenom powie, jaki z ciebie równy gość. Od petentów z kopertami nie będziesz się mógł opędzić.

– Może i masz rację, może są tacy, co biorą… Ale to jest przestępstwo, ja się do tego nie nadaję, rozumiesz? Wolę żyć skromniej, ale zasypiać spokojnie, z czystym sumieniem…

– Tak? W takim razie wymyśl coś innego. Nie zamierzam dłużej klepać biedy i świecić oczami przed przyjaciółkami! To poniżej mojej godności!

– A jak nie wymyślę, to co?

– To się zastanowię, czy aby na pewno dobrze wybrałam. Na tym świecie nie brakuje mężczyzn, którzy docenią, że mają u swego boku taką kobietę jak ja!

– Grozisz, że się ze mną rozwiedziesz? Niemożliwe… Przecież mówiłaś, że świata poza mną nie widzisz… 

Samą miłością się nie najem. Daję ci miesiąc – prychnęła, a potem odwróciła się na pięcie i powędrowała do sypialni; osłupiałem.

Gdy pół godziny później chciałem do niej dołączyć, okazało się, że jest zamknięta na klucz.

Po tamtej kłótni z Kaśką nie zmrużyłem oka nawet na minutę. I to nie dlatego, że spałem na potwornie niewygodnej kanapie w salonie. W głowie aż huczało mi od natłoku myśli. I nie były one wesołe. Z przeraźliwą jasnością dotarło do mnie, że Kaśka nie żartuje i jeśli nie zacznę przynosić do domu więcej pieniędzy, to mnie opuści.

Gdybym rozsądnie myślał, tobym się pewnie tym specjalnie nie przejął. Wziąłbym ją na przeczekanie albo sam wystawił jej walizki za próg. Za to, że szantażem namawia mnie do przestępstwa. Niestety, ja byłem ciągle szaleńczo zakochany. Prawdę mówiąc, nie wyobrażałem sobie przyszłości bez Kaśki. I było mi wstyd, że nie potrafiłem zapewnić jej takiego poziomu życia, na jaki liczyła. Gdy więc nad ranem zobaczyłem jej pełne wyrzutu spojrzenie i zacięte usta, zrozumiałem, że o swoich zasadach muszę zapomnieć.

Łatwo postanowić, trudniej zrobić. Jak już wspomniałem zawsze byłem uczciwy, więc nawet nie wiedziałem, jak zażądać łapówki. Wspomnieć coś mimochodem o wdzięczności? Mrugnąć okiem w odpowiedniej chwili? Westchnąć znacząco? Napisać sumę na karteczce i wsadzić petentowi do kieszeni? Poczekać, aż sam zaproponuje pieniądze? Głowiłem się nad tym, głowiłem i w każdym z tych sposobów widziałem jakąś wadę. A czas płynął… Musiałem zacząć działać.

I pewnie w końcu zdecydowałbym się na któryś z tych sposobów, gdyby nie tamto wydarzenie.

To było na dwa tygodnie przed upływem terminu ultimatum, które postawiła mi żona. Przyszedłem do pracy mocno spóźniony, bo miałem stłuczkę. Zanim przyjechała policja, minęły ze dwie godziny. A potem jeszcze te wszystkie formalności…. Ledwie przekroczyłem próg urzędu, zorientowałem się, że coś się dzieje. Pracownicy nie siedzieli w swoich pokojach, tylko stali na korytarzu i o czymś żywo dyskutowali. Zaciekawiony podszedłem bliżej.

– Co się dzieje? Awaria komputerów? – zapytałem jednego z kolegów.

– To ty nic nie wiesz? – patrzył na mnie zdziwiony.

– Nie, dopiero przyszedłem. A co?

– Karolka zgarnęli. Podobno obiecał takiemu jednemu, że w zamian za łapówkę obniży mu karę za ukrywanie dochodów. Tamten się zgodził i zapłacił, ale wszystko nagrał na dyktafon. I poleciał z tym do CBA. No i godzinę temu przyjechali tacy w czarnych mundurkach i wyprowadzili Karolka w kajdankach. Grozi mu ładnych parę lat odsiadki – opowiadał, a pode mną nogi się ugięły.

– Poważnie, więzienie? – wykrztusiłem, bo nic więcej nie byłem w stanie z siebie wydusić.

– No… Teraz pewnie prześwietlą cały urząd. A co ty taki blady jesteś? Boisz się, że coś u ciebie znajdą? I też cię zgarną? – zachichotał.

– Zwariowałeś? Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? Po prostu jestem zszokowany, bo miałem Karolka za porządnego człowieka. A o siebie się nie martwię. Byłem i jestem uczciwy. Mogą szukać do woli – wzruszyłem ramionami i podreptałem do swojego gabinetu.

Zrozumiałem, że nigdy mnie nie kochała

Bałem się, że jak kolega dalej będzie mi się tak przyglądał, to wyczyta z moich oczu, że nie mam takiego czystego sumienia, jak mówię.

Po powrocie do domu natychmiast opowiedziałem Kaśce o tym, co stało się w urzędzie. Myślałem, że będzie przerażona. I powie, żebym zapomniał o braniu łapówek. Bo to nie jest takie bezpieczne i proste, jak mówiła, i może mnie stracić na kilka lat. A ona tylko uśmiechała się pod nosem.

Poczułem, jak ogarnia mnie złość.

– Z czego jesteś taka zadowolona? – warknąłem. – Przecież przez twoje naciski i wieczne niezadowolenie mogłem być na miejscu Karola! Na całe szczęście nie zabrałem się jeszcze do działania…

– Ale się zabierzesz. Oczywiście nie natychmiast. Dopiero jak te wszystkie kontrole się skończą. Dlatego przedłużam ci ultimatum… O pół roku.

– Słucham?

– No, co jesteś taki zdziwiony? Jeszcze nie rozumiesz? Jak cię teraz dokładnie prześwietlą i nic nie znajdą, to będziesz mieć na długo spokój. Nikomu z tych antykorupcyjnych do głowy nie przyjdzie, że możesz brać.

– Żartujesz, prawda?

– Nie! Zrozum, kochanie, dzięki wpadce tego całego Karola otwierają się przed tobą nowe możliwości. W przyszłości będziesz musiał tylko uważać, z kim rozmawiasz. Bo jak widać i wsród przedsiębiorców nie brakuje donosicieli…

Zamurowało mnie. Na amen. Przez dłuższą chwilę nie mogłem wydusić z siebie słowa. Moja żona ciągle namawiała mnie do brania łapówek? Choć wiedziała, że mogę za to trafić za kratki? Stracić majątek? Pracę? Dobre imię? Dotarło do mnie, że nigdy mnie nie kochała, że związała się ze mną tylko dlatego, że liczyła na wygodne życie. Poczułem, jak moja wielka miłość do niej słabnie i wraca mi rozsądek. Podszedłem do Kaśki.

– Pomóc ci się pakować? Czy sama dasz sobie radę? – zapytałem.

– Że co? O czym ty mówisz? – teraz ona patrzyła na mnie zdumiona.

– Wyrzucam cię z domu, kochanie. Mojego domu. A o rozwód się nie martw, sam wszystko załatwię. Za pół roku będziesz mogła rzucić się w ramiona jednego z tych mężczyzn, którzy docenią twoją wartość. Bo ja się poddaję – ciągnąłem, a na jej twarzy pojawiła się wściekłość.

– Naprawdę tego chcesz? Przemek, czy ty wiesz, co mówisz?

– Oczywiście! – skinąłem głową. – Nie myślałem tak jasno od dnia, kiedy cię poznałem.

– W porządku. Wyprowadzę się! I to zaraz! Ale zobaczysz, jeszcze będziesz tego żałował, jeszcze za mną zatęsknisz. Ale ja nie wrócę! Choćbyś mnie błagał! Nigdy! – wrzasnęła, a potem zaczęła wrzucać do walizek swoje rzeczy. Trzy godziny później mojej pięknej żony już nie było.

Nie chcę powtórki z rozrywki

Od tamtej pory widziałem się z Kaśką tylko raz, na sprawie rozwodowej. Na korytarzu czekał na nią sporo starszy ode mnie mężczyzna. Wodził za nią zakochanym wzrokiem jak ja kiedyś. Moja była żona znalazła sobie więc kolejnego frajera. A ja? Wiodę sobie wesołe życie kawalera. Spotykam się z kobietami, nadal młodszymi, ale nie snuję planów na przyszłość.

Jak któraś tylko zaczyna przewracać oczami i mówić, że od zawsze marzyła o związku ze starszym od siebie mężczyzną, „bo tylko taki zapewni jej komfort życia i poczucie bezpieczeństwa”, to uciekam w siną dal. Nie chcę powtórki z rozrywki. A gdy kiedyś przyjdzie mi ochota na stały związek, to poszukam sobie kobiety w średnim wieku. Taka to przynajmniej doceni fakt, że znalazła uczciwego faceta, i nie będzie jak te siksy, żądać gwiazdki z nieba.

Czytaj także:
„Zmieniłem pracę, bo żona jęczała, że mało zarabiam. Teraz pensja jej pasuje, ale mój brak czasu już nie. Babie nie dogodzisz”
„Żona zarabia 3 razy więcej niż ja. Czuję się jak nieudacznik i jestem pewien, że zaraz wymieni mnie na lepszy model"
„Żona miesza mnie z błotem, bo nie zarabiam tyle, co mężowie jej koleżanek. Chce żyć jak księżniczka z mojej pensji”

Redakcja poleca

REKLAMA