„Żona miesza mnie z błotem, bo nie zarabiam tyle, co mężowie jej koleżanek. Chce żyć jak księżniczka z mojej pensji”

Żona zazdrościła mi dobrego kontaktu z córką fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY
„– No tak, ty masz szczęście. Wyszłaś za mąż za prawdziwego faceta. A ja? Za nieudacznika! – wypaliła ze złością moja żona. A potem zaczęła się żalić, jak to z powodu tchórzostwa, lenistwa i braku ambicji nie chcę zmienić naszego życia w raj. Że inne kobiety mają lepiej, tylko ona tak źle trafiła itd. Przy stole zapanowała kompletna cisza”.
/ 11.05.2023 19:15
Żona zazdrościła mi dobrego kontaktu z córką fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY

Spotkałem się ostatnio na piwku z kolegami. Po drugim kufelku zebrało nam się na narzekanie. No i okazało się, że wszyscy mamy ten sam problem: nasze żony uważają, że przynosimy do domu za mało pieniędzy. O ile jednak u kumpli na domowych wymówkach się kończy, w moim przypadku sprawa stała się poważniejsza. I wszystko wskazuje na to, że skończy się rozwodem… Zacznę od tego, że jestem nauczycielem akademickim. Fakt, może nie zarabiam zbyt wiele, ale przynajmniej robię to, co lubię. Rektor mnie ceni, studenci szanują, więc pracę mam pewną, co w dzisiejszych czasach jest olbrzymim plusem.

Aśce to nie wystarcza

Gdy kilka miesięcy temu okazało się, że z powodu pustki w portfelach nie wyjedziemy w tym roku na jej wyśnione wakacje do Tunezji, wymyśliła sobie, że powinienem zostać… biznesmenem.

– Kariery naukowej nie zrobisz, więc na awans i większe pieniądze nie masz żadnych szans. Czas, abyś wziął naszą przyszłość w swoje ręce. Nie zamierzam klepać biedy do końca życia – powiedziała mi któregoś wieczoru przy kolacji.

Na początku nie traktowałem jej słów poważnie. Pomyślałem, że znowu obejrzała jakiś film o celebrytach czy innych bogaczach i zamarzyło jej się życie w luksusach. Byłem jednak pewien, że pobuja kilka dni w obłokach, a potem wróci na ziemię. Nic z tego! Tak się zafiksowała na tym swoim pomyśle, że wierciła mi dziurę w brzuchu prawie codziennie. I to coraz bardziej natarczywie. Nie jestem czepliwy. Dość długo obracałem wszystko w żart i udawałem, że nie słyszę, co mówi. Ale nie mogłem w nieskończoność grać głuchego. Zwłaszcza że Aśka zaczęła domagać się konkretów, czyli kiedy i jaki biznes zakładam.

– Kobieto, czy ty zupełnie rozum postradałaś? Zmień temat, bo mnie od tego twojego gadania już głowa boli! – zdenerwowałem się.

A potem już spokojniej próbowałem wytłumaczyć, dlaczego uważam, że ten jej pomysł jest, delikatnie mówiąc, nierozsądny. Mówiłem, że zakładanie firmy w kryzysie to olbrzymie ryzyko. Że prędzej wszystko stracimy, niż coś zarobimy i zamiast na plaży w Tunezji, wylądujemy pod mostem. Że dzięki mojej pracy nasza sytuacja finansowa jest stabilna i nie musimy martwić się o to, że nie będzie z czego zapłacić rachunków. No i wreszcie że jestem wykładowcą, humanistą i nie umiem prowadzić interesów… Argumenty wydawały mi się jasne, logiczne i nie do podważenia. Nawet do dziecka by trafiły. Ale nie do mojej żony.

– Ty sobie ze mnie chyba żartujesz! – prychnęła.

No i zaczęła swoją śpiewkę

Że gdyby wszyscy tak myśleli, to pół Polski mieszkałoby na dworcach, że mniej zdolni ode mnie zaryzykowali i pozakładali biznesy i dziś powodzi im się znakomicie, że święty spokój jest dla mnie ważniejszy niż dobro rodziny… Z minuty na minutę rozkręcała się coraz bardziej. Usłyszałem, że wszyscy znani jej faceci są ode mnie bardziej zaradni i odważniejsi. A ja jestem leniem i tchórzem, któremu nic się nie chce i któremu na niczym nie zależy… Zazwyczaj jestem spokojnym facetem. Nie dążę do kłótni, zwłaszcza z żoną, bo wiem, że i tak jej nie przegadam. Kiedy atmosfera robi się gorąca, zawsze wycofuję się na z góry upatrzoną pozycję, czyli do łazienki. Ale wtedy nie wytrzymałem.

– No to skoro jestem taki do niczego, to po co za mnie wyszłaś?! – wydarłem się.

A potem nawrzeszczałem jeszcze, że dla jej widzimisię nie zamierzam pakować się w kłopoty, a jak to jej nie odpowiada, to niech sobie poszuka kogoś innego… Po tej przemowie siedziałem na wannie chyba ze dwie godziny. Wyszedłem z łazienki dopiero wtedy, gdy usłyszałem, że położyła się spać. Przez półtora miesiąca miałem względny spokój. Wracałem do domu późno, bo na uczelni trwała sesja i kładłem się od razu spać. Aśka nie miała więc zbyt wielu okazji, żeby zrzędzić. Oczywiście nawet w łóżku rzucała od czasu do czasu jakieś uszczypliwe uwagi albo złośliwie opowiadała o mężach koleżanek, którzy osiągnęli to czy tamto, ale puszczałem to mimo uszu. Ostentacyjnie odwracałem się na drugi bok i gasiłem lampkę, dając jej do zrozumienia, że w ogóle mnie to nie obchodzi. Miałem nadzieję, że dzięki temu to gadanie o biznesie powoli jej się znudzi. Wkrótce przekonałem się jednak, że jest inaczej. Zostaliśmy zaproszeni na urodziny siostry Aśki, Eweliny. Lało jak z cebra, więc żona wymyśliła, że wybierzemy się na przyjęcie samochodem. Zgodziłem się bez szemrania. Wieczorem musiałem jeszcze przygotować się do wykładu, więc i tak nie zamierzałem pić niczego mocniejszego. Przekręciłem kluczyk w stacyjce i… nic. Cisza. Powtórzyłem operację. Silnik zawył żałośnie kilka razy i zgasł. Na amen.

Ups, chyba nigdzie nie pojedziemy – stwierdziłem.

Popatrzyła na mnie z lekceważeniem.

– No tak, jak zwykle! – prychnęła.

No i zaczęła swoją przemowę

Wygarnęła mi, że nie potrafię niczego zreperować, o nic nie dbam, a przecież nie kupimy sobie nowego samochodu, bo nawet porządnych pieniędzy nie potrafię zarobić. Słuchałem tego wszystkiego w milczeniu. Myślałem, że jak zwykle sobie pogada i gdy już się wyładuje, zamilknie. Na przyjęcie pojechaliśmy autobusem. Dotarliśmy mocno spóźnieni i przemoknięci do suchej nitki. Towarzystwo świetnie się już bawiło.

O, wreszcie jesteście, coś się stało? – zapytała szwagierka.

– A, nic takiego, samochód po prostu nie zapalił – odparłem.

– Oddajcie tego grata na złom i kupcie sobie wreszcie coś porządnego! O, mój Andrzej właśnie piękną toyotkę z salonu przyprowadził – pochwaliła się.

Już miałem odpowiedzieć z uśmiechem, że nie mam, jak jej mąż, wielkiej firmy budowlanej, a z nauczycielskiej pensji to takiej wypasionej bryki raczej nie kupię, gdy odezwała się moja żona.

– No tak, ty masz szczęście. Wyszłaś za mąż za prawdziwego faceta. A ja? Za nieudacznika! – wypaliła ze złością.

A potem zaczęła się żalić, jak to z powodu tchórzostwa, lenistwa i braku ambicji nie chcę zmienić naszego życia w raj. Że inne kobiety mają lepiej, tylko ona tak źle trafiła itd. Przy stole zapanowała kompletna cisza. Wszyscy wpatrywali się we mnie i czekali na moją reakcję. Policzki piekły mnie niemiłosiernie. W pierwszym momencie miałem ochotę Aśce przyłożyć, ale jak już wspomniałem, jestem humanistą i przemoc, zwłaszcza wobec kobiet, jest mi obca. Potem chciałem wytłumaczyć, o co ona się tak czepia, ale doszedłem do wniosku, że to nie ma sensu. Bo tylko winni się tłumaczą. Wstałem więc, ubrałem się i wyszedłem. Bez słowa. Aśka wróciła do domu po trzech godzinach. Obrażona! Stwierdziła, że wstydu się przeze mnie najadła, bo wyszedłem bez pożegnania.

Ona najadła się wstydu?

To jakiś żart! Zdeptała moją ambicję, ośmieszyła mnie i jeszcze stroi fochy? Czy jest aż tak głupia, że nie rozumie, iż nazywanie mężczyzny tchórzem rani najboleśniej?

– Nie pozwolę się publicznie obrażać ani poniżać! Zapamiętaj to sobie – wysyczałem przez zęby.

Była zaskoczona moją reakcją i chyba trochę przestraszona. Szybko jednak odzyskała rezon. I zaczęła odwracać kota ogonem. Stwierdziła, że to przeze mnie się tak zdenerwowała, że gdybym był inny, nigdy nie doszłoby do takiej sytuacji, że ona chciała mnie zmotywować do działania, skłonić do zmian w życiu.

– Masz szansę udowodnić, że to, co wygaduję to bzdury! – zakończyła bardzo z siebie zadowolona.

Mam gdzieś taką motywację i nie zamierzam niczego udowadniać. Szczerze powiedziawszy, zastanawiam się, czy nasze małżeństwo w ogóle ma jeszcze sens. 

Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA