– Dzień dobry! Słyszałam, że wreszcie będzie pani mieć nowych sąsiadów – powiedziała do mnie przed sklepem znajoma. No tak, plotki szybko się rozchodzą. Zwłaszcza na takiej małej wsi.
Rzeczywiście, dom po starym Malinowskim stał pusty od jego śmierci, czyli ze cztery lata już będzie. Ale od dwóch tygodni kręciło się tam sporo osób. Najprawdopodobniej robili remont, bo ciągle a to z farbami, a to z tapetami wchodzili. Panele i płytki też ktoś niósł. Nie, żebym ich obserwowała, co to, to nie! Wścibska nie jestem, ale co mam na emeryturze robić? Nudzę się, siedzę całe dnie sama, to i nie dziwne, że czasem w okno spojrzę. Poza tym pogoda coraz ładniejsza, czuć, że wiosna idzie, aż chce się do ogrodu wyjść. A ogród tuż przy granicy z ich posesją.
Pozornie rodzinka jak z katalogu
Trzy tygodnie trwał remont, a potem się wprowadzili. Małżeństwo, ale dziwne takie. On już na pewno po czterdziestce, ona wygląda na co najmniej o dekadę młodszą. Ale kto to tam wie, może operacje jakieś robiła? Tyle się teraz o tym słyszy. A do biednych raczej nie należeli – dwa samochody, czarne, zagraniczne, widać, że luksusowe, rowery dzieci nowiuśkie, błyszczące. No właśnie, bo dwójkę dzieci mają. Dwóch chłopaków.
Zdaje się, że nie ma między nimi wielkiej różnicy wieku, bo prawie jednakowego wzrostu są. Jeden może mieć sześć, drugi pewnie z siedem lat. Rodzinka jak z katalogu. Rano dają sobie buziaka przed domem, ona zabiera chłopaków do samochodu, on wsiada do swojego i jadą w stronę miasta.
Przed 16.00 wraca ona, znowu z chłopakami. Czasem nieco później, wtedy ma siatki pełne zakupów. On przyjeżdża godzinę po niej. Pewnie w tym czasie ona obiad gotuje, potem jedzą. I jak pogoda jest ładna, wychodzą na dwór. Ona próbuje doprowadzić do porządku zaperzony i zachwaszczony ogródek, on bawi się z dziećmi. Wszyscy często się śmieją, wygłupiają. I jak do siebie mówią! „Kochanie”, „Misiu”, „Złotko”. Sielanka. Jak w tej telenoweli, co to czasem popołudniami oglądam.
Mnie niby też zawsze się ukłonią, przywitają. Kiedyś nawet coś zagadali. Ale kto to widział, żeby ciasta nie upiec i w gości nie przyjść, by się sąsiadce przedstawić? Miastowi to jednak dziwni są. Ale mili, trzeba to uczciwie przyznać. I z przyjemnością się patrzyło, jak się kochają. Nie, żebym obserwowała! Ale w końcu to sąsiedzi, choćby człowiek nie chciał, to i tak dużo widzi i słyszy.
Wszystko zmieniło się na początku lata
W nocy usłyszałam jakieś hałasy, spojrzałam przez okno i zobaczyłam, że sąsiedzi gdzieś wyjeżdżają. Zdziwiłam się, bo tak po nocy? Jeszcze bardziej zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam, że zatrzymali się przy mojej bramie, a potem sąsiad szybko podbiegł do drzwi i zapukał.
– O, nie śpi pani – bardziej stwierdził, niż zapytał. – Mam ogromną prośbę, mogłaby pani pójść do naszych chłopców? Żona się strasznie źle czuje, jedziemy na pogotowie.
– O matko, a co to się dzieje? – wystraszyłam się. – Niech państwo jadą, ja założę tylko buty i idę, mogę zostać, ile będzie trzeba – dodałam.
Chłopcy spali grzecznie w swoich pokojach. Obejrzałam cały dom i z podziwu wyjść nie mogłam! Stary M. nie dbał o niego nigdy, ściany były podrapane, podłogi stare takie, drewniane. Łazienki nawet nie miał zrobionej. A teraz – Francja-elegancja! Ładnie, jak w jakimś katalogu! Sąsiad wrócił po jakichś dwóch godzinach. Sam. Okazało się, że jego żona miała kamicę nerkową, musiała zostać w szpitalu na badaniach, być może także na zabiegu.
– Przykro mi. Gdyby potrzebował pan jakiejś pomocy, to jestem do dyspozycji. I tak siedzę całymi dniami sama w domu – powiedziałam.
Mężczyzna bardzo mi dziękował. Szkoda mi się go nawet zrobiło. Za dwa dni jednak zmieniłam zdanie. Rano wsadził chłopaków do samochodu i jak zwykle pojechali. Wrócił jednak już przed południem i to nie sam. Przyjechała z nim jakaś atrakcyjna kobieta! Jeszcze młodsza niż ta jego żona… Poszli do domu i siedzieli tam kilka godzin. Potem kobieta wyszła i skierowała się do samochodu.
– Jedź ostrożnie, kochanie! – zawołał z progu, a ja zamarłam.
„Kochanie”?! Co to niby ma znaczyć?!
Biedna żona cierpi w szpitalu, a on już po dwóch dniach sprowadza sobie do domu młodą kochankę! Łajdak jeden! Jedna mu nie wystarcza? Tak się zdenerwowałam, że musiałam sobie melisy zaparzyć. Doszłam do wniosku, że nie mogę tego tak zostawić. Powiem o wszystkim jego żonie! Ma prawo wiedzieć. Biedaczka.
Po kilkudziesięciu minutach samochód wrócił. Wysiadła z niego ta młodziutka cizia razem z chłopcami. Ciekawe, jak im to tatuś wytłumaczył. Postanowiłam przeprowadzić małe śledztwo. Facet z kobietą zniknęli w domu, chłopcy grali w piłkę. Zawołałam jednego z nich do siatki.
– Powiedz mi skarbie, co to za ładna pani was ze szkoły przywiozła? – zapytałam przymilnie.
– Kasia – powiedział.
Kasia. Też mi coś!
– To jakaś wasza ciocia? Tata chyba ją lubi, co? – nie dawałam za wygraną.
– To nie ciocia, to Kasia. Tata ją kocha, słyszałem, jak mówił przez telefon – odparł i pobiegł do brata.
Krew we mnie zawrzała! Jak tak można? Na kogo wyrosną te dzieciaki, skoro w takiej patologii od małego są chowane? Postanowiłam powiedzieć sąsiadce o wszystkim, jak tylko wróci ze szpitala. Po chwili doszłam jednak do wniosku, że nie ma na co czekać. Nie mogłam pozwolić, żeby to dziewuszysko spędziło tam noc!
Może jeszcze nie było za późno…
Zdecydowanym krokiem ruszyłam w stronę domu sąsiada. Chłopcy nadal byli na dworze, cieszyłam się, że nie będą świadkami dekonspiracji ich ojca. Zapukałam gwałtownie do drzwi i, nie czekając na zaproszenie, weszłam do środka. Sąsiad kroił warzywa, a jego młoda towarzyszka zaparzała właśnie herbatę.
– Jak panu nie wstyd! – zaczęłam bez ogródek. – Przecież to dziecko ma ze dwadzieścia lat! – wskazałam palcem na nieco zdumioną dziewczynę.
– Tak, a dokładniej rzecz biorąc, skończy za dwa miesiące. Ale o co chodzi? – spytał, marszcząc brwi.
Jeszcze mi tu niewiniątko będzie udawał! Ale tak łatwo mi oczu nie zamydli. Nieraz w telewizji widziałam takie sytuacje. Ona młoda, naiwna, pewnie się zakochała. A może biedna jest, a on jej pieniądze proponuje? Łajdak jeden! Wykorzysta i porzuci pewnie. To takie oczywiste!
– Żona w szpitalu, a pan już tę… Kasię sobie sprowadził! I w głowie jej mąci. Pewnie o miłości mówi, złote góry obiecuje, pieniądze daje. I jeszcze chłopcy na to patrzą! – wytknęłam mu. – Tak się nie robi, proszę pana!
Ten bezwstydnik najpierw wytrzeszczył na mnie oczy, potem spojrzał na tę swoją kochankę i nagle jakby zrozumiał, co do niego mówię… Jednak wcale się tym nie przejął. Ba! On… zaczął się śmiać!
Wyglądał, jakby się świetnie bawił
– A owszem, daję czasem Kasi pieniądze – odparł zadowolony z siebie. – Dziewczyna młoda, to chce ładnie wyglądać, wystroić się…
Sama nie wiedziałam, czy to lepiej, że otwarcie się do tego przyznaje, czy raczej jego bezczelność przekroczyła wszelkie granice. Tymczasem on mówił dalej, że i owszem, kocha ją, ale żona doskonale o tym wie. Co więcej, żona też ją chyba kocha. A w każdym razie na pewno bardzo lubi.
Zamurowało mnie. Wie? I nie ma zupełnie nic przeciwko? Też kocha? Matko Boska! A może ona… No… biseksualna jest, czy jak to się tam nazywa? Rodzina wariatów! Bój się Boga, co za sąsiedzi mi się trafili! Zaczęłam wymyślać im obojgu od bezwstydników i zboczeńców.
– A co żeście chłopakom powiedzieli? Że kto to jest? Ciocia? Druga mama? – pytałam.
– Jak to mama? Kasia jest naszą siostrą! – powiedział jeden z chłopców, który nagle stanął w drzwiach.
Zamurowało mnie. Wszystkiego się spodziewałam, ale nie tego! Mężczyzna i kobieta wybuchnęli śmiechem, a ja stałam pośrodku kuchni i myślałam, że za chwilę spalę się ze wstydu. Skoro ich siostra, to jego córka… A ja wpadłam tu bez zapowiedzi i o takie świństwa ich oskarżałam!
– Kasia jest moją córką z pierwszego małżeństwa – wyjaśnił sąsiad.
Najchętniej zwiałabym stamtąd, gdzie pieprz rośnie albo zapadła się pod ziemię. Stałam jednak tylko z głupią miną i nie miałam pojęcia, co zrobić. Sąsiad i jego, jak się okazało, córka, mieli ubaw na całego. Mały, nie rozumiejąc, o co chodzi, napił się i pognał z powrotem na dwór, a ja wreszcie zaczęłam dukać:
Czułam, jak cała robię się purpurowa
– Przepraszam bardzo, naprawdę… Myślałam… Chciałam… po prostu… – nie potrafiłam sklecić zdania.
Z pomocą przyszedł mi sąsiad. Zaczął zapewniać, że nic się nie stało i w sumie to nawet się cieszy, że ma tak czujną sąsiadkę, bo czuje się teraz o wiele bezpieczniej. Miałam wrażenie, że się ze mnie nabija. Ale w sumie miał prawo. Tak się wygłupiłam!
Ten facet najzwyczajniej w świecie bał się, że nie poradzi sobie sam z prowadzeniem domu, gotowaniem, sprzątaniem, opieką nad dziećmi, ponieważ okazało się, że jego żona musi zostać w szpitalu co najmniej przez tydzień. Dlatego też poprosił swoją dorosłą już córkę o pomoc. Taki wstyd! No, ale skąd mogłam wiedzieć?
Na szczęście sąsiad okazał się bardzo wyrozumiały. Nie dość, że się nie obraził, to jeszcze obiecał nie mówić o niczym żonie. Dość, że przed nim i Kasią zrobiłam z siebie wariatkę! Na przyszłość lepiej się wszystkiemu przyjrzę i przeprowadzę dokładniejsze śledztwo, zanim kogoś o coś oskarżę. Tak będzie bezpieczniej.
Czytaj także:
„Sąsiad wykorzystał schorowaną staruszkę, by zarobić na alkohol. Miał się nią opiekować, a żeruje na jej dobrym sercu”
„Byłam pewna, że mężowi odbiło na starość i zdradza mnie z jakąś młodą siksą. To co odkryłam, przeszło moje oczekiwania”
„26 lat temu moja siostra zniknęła bez śladu. Ludzie w mieście natychmiast zaczęli gadać, że maczał w tym palce jej mąż”