Dziś mija dwadzieścia sześć lat od tamtej chwili, a ja ciągle rozglądam się i wypatruję, ciągle mam nadzieję, że pewnego dnia, gdzieś – może na jakiejś ławce w parku, może w sklepie – zobaczę moją starszą siostrę. Dziś miałaby 53 lata.
Moja siostra została uznana za zmarłą dziesięć lat po zaginięciu; oczywiście wszystko odbyło się zgodnie z procedurą, czego osobiście dopilnował mój szwagier. Załatwił formalności, a potem wyprawił pogrzeb, zamówił pomnik… Po co? Komu było potrzebne takie przedstawienie? Uznali, że nie żyje, czyż to nie wystarczyło? Po co jeszcze grób, pogrzeb?!
Nie wzięłam udziału w tym cyrku, podobnie jak rodzice. Emocjonalne historyjki Jarka mnie nie interesowały. Nie miałam nic przeciw niemu, a raczej… Nie miałam przeciw niemu żadnych twardych dowodów. Ale nieważne, co mówił ani ile łez wylał, nie potrafiłam mu uwierzyć, przejąć się jego żalem.
Albo czegoś się bała, albo wstydziła
Majka od dziecka była indywidualistką – radosną, wiecznie zadowoloną ze wszystkiego, nieco roztargnioną i charyzmatyczną. Rówieśnicy lgnęli do niej jak muchy do miodu. Jarek – syn sąsiadki – kolegował się z nami, odkąd pamiętam; wszędzie chodziliśmy razem, a właściwie to ja snułam się wszędzie z nimi. Jarka ciągnęło do Majki bardziej niż innych. Nie było dnia, żeby po nią nie przyszedł.
W liceum Majka z Jarkiem faktycznie zostali parą. Nasi rodzice akceptowali ten związek. Jarek uchodził za spokojnego, dobrego chłopaka. Majka wyglądała z nim na szczęśliwą. Uzupełniali się, ona była jak słońce, on jak księżyc odbijający jej światło. Jak dzień i noc. Niby różni, a nierozdzielni. Ojciec żartem mawiał, że jeśli ma ją ktoś skrzywdzić, lepiej niech to będzie ktoś znajomy, bo obcy łatwiej uniknie odpowiedzialności. Wtedy bawił nas czarny humor ojca, dziś zastanawiam się, czy aby nie wypowiedział tych słów w złą godzinę.
Krótko po maturze Majka i Jarek postanowili się pobrać. W tamtych czasach rodzina i małżeństwo były na pierwszym planie; dziś pewnie nie spieszyliby się ze ślubem. Jarek otrzymał intratną posadę w ówczesnej niezwykle stabilnej państwówce – w Geesie, Maja zaś studiowała historię. Zamieszkali w niewielkim domku, który Jarek odziedziczył po dziadkach. Inni mogli im tylko pozazdrościć. W tamtych latach własne mieszkanie było szczytem marzeń dla większości małżeństw. Oni mieli szczęście.
W każdą niedzielę przychodzili do nas na obiad. Uśmiechnięci, zadowoleni z życia, z własnych osiągnięć. Rodzice byli dumni, ja zazdrościłam, ale… po kilku latach coś zaczęło się psuć. Może z powodu braku dzieci… Niedzielne wizyty stawały się coraz rzadsze, a Majka, jeśli już wpadała do rodzinnego domu, to zazwyczaj sama. Gdy rodzice wypytywali o zięcia, tłumaczyła jego nieobecność pracą.
Nikt nie rozumiał tej obowiązkowości lepiej od naszego ojca. Wiele lat pracował jako maszynista i dopiero od niedawna cieszył się z emerytury. Pocieszał Maję, która czuła się zaniedbywana przez męża.
– Kiedyś chwili nie mógł beze mnie wytrzymać, a teraz… – wzdychała ciężko.
– Mężczyzna musi utrzymać dom i rodzinę, a nie zrobi tego, randkując w nieskończoność z własną żoną. Musisz to zrozumieć, córuś.
Majka przytakiwała ojcu, ale raczej z grzeczności. A jej wizyty stawały się coraz rzadsze...
Pewnego dnia, będąc na spacerze z koleżankami, zobaczyłam ją, jak siedzi samotnie w parku na ławce. Zdziwiłam się, bo nie spodziewałam się jej spotkać. Pożegnałam koleżanki i przysiadłam się do Mai.
– Co tam? Coś się stało? – zapytałam.
– Nic się nie stało. Dlaczego niby miałoby się coś stać? Ot, chciałam sobie posiedzieć.
Uśmiechnęła się do mnie, ale to już nie był ten uśmiech co dawniej. Zbladł, jakby słońce przysłoniły chmury.
– Nie wpadasz do domu ostatnio…
– Wiesz, jak jest. Czasu brak – oparła.
Pomyślałam, że kłamie. Nie umiałam sprecyzować, co mi nie pasowało, czułam jednak, że nie mówi prawdy, że coś ukrywa. Moja siostra zdawała mi się jakaś inna, przytłumiona, nieobecna. Mimo jej zapewnień, że wszystko jest w porządku, miałam wrażenie, że z czymś się zmaga albo czegoś się boi. Kilka kolejnych, zwykle przypadkowych spotkań, utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że Majka ma jakiś sekret.
Jakby rozpłynęła się w powietrzu
Próbowałam porozmawiać z mamą, zwrócić jej uwagę, że z Majką dzieje się coś złego. Ale niestety zbagatelizowała sprawę. Rodzice twierdzili, że małżeństwo oznacza koniec okresu zabaw i beztroski. Dla nich Maja zwyczajnie dorosła, więc też spoważniała. Nie przekonali mnie, więc postanowiłam odwiedzić siostrę i pogadać. Celowo wpadłam bez zapowiedzi.
Zachowywała się niby normalnie. Poczęstowała mnie herbatą, zrobiła kanapki. Pytała o rodziców, zagadywała o moje studia, ale gdy tylko próbowałam ją pociągnąć za język, wypytać o jej plany, zmieniała temat. Jakby nie miała żadnych planów albo nie chciała o nich mówić. Tak samo unikała rozmów o Jarku. Pytana, jak jest między nimi, zbyła krótkim: „okej”. Znałam ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że wcale okej nie jest.
Wreszcie nie wytrzymałam i zapytałam wprost:
– Maja, czy ty masz romans?
Spojrzała na mnie wzrokiem pełnym oburzenia, a ja poznałam odpowiedź, nim zdążyła jej udzielić. To było źle zadane pytanie.
– Majka, ale coś się dzieje, widzę to po tobie. Byłaś taka radosna, energiczna, miałaś tyle pomysłów. Pamiętasz, chciałaś rozpocząć doktorat. Zrezygnowałaś?
– Powiedzmy, że weryfikuję ten pomysł.
– Od jakiegoś czasu w ogóle nie przychodzicie z Jarkiem do nas. Powiedz wreszcie, o co chodzi? To on ma romans, tak?
Popatrzyła na mnie i… wzruszyła ramionami. Jak wtedy w parku. I jak wtedy nie umiałam zinterpretować tego gestu obojętności.
– Dorośliśmy i już nie ma powodów, by pod niebo skakać – odparła beznamiętnie. – Nie martw się, nic złego się nie dzieje.
W ogóle mnie nie uspokoiła, ale też nic więcej z niej nie wydusiłam. Tego dnia widziałam moją siostrę po raz ostatni.
Nazajutrz w trakcie obiadu zadzwonił telefon. Mama podeszła do aparatu. Oboje z ojcem słyszeliśmy tylko jej zaprzeczenia. W ciągu kilkunastu sekund wiele razy powtórzyła tylko jedno słowo: „nie”. Potem podeszła do stołu i opadła ciężko na krzesło.
– Dziwne… – westchnęła.
– Co jest dziwne? – spytał ojciec.
Mama streściła rozmowę, jaką właśnie odbyła z Jarkiem. Dzwonił, żeby zapytać, czy jest u nas Maja. Zaniepokoił się po powrocie z pracy, bo Maja powinna być w domu, a jej nie zastał i nie wie, dokąd mogła pójść, bo nie zostawiła żadnej informacji. Ojciec zdecydował, że trzeba pogadać twarzą w twarz. Po niecałej godzinie byliśmy na miejscu.
Jarek siedział w kuchni, wpatrując się w stół. Nie wydawał się zaskoczony naszą wizytą. Ojciec poklepał go przyjaźnie po plecach.
– Bez paniki. Pewnie zagadała się z którąś z koleżanek i niebawem wróci.
– Ale ona nigdzie nie wyszła, tato.
Jarek podniósł głowę. Był szary na twarzy.
– Jak to? – ojciec cofnął się lekko. – Przecież powiedziałeś matce, że jej nie ma…
– No bo jej nie ma, ale są buty, w których chodzi, i jest kurtka, którą nosi. Zniknęła tylko ona, zwyczajnie zniknęła.
– Może jest u sąsiadów?
– Pytałem wszystkich! Nie ma jej i nie było.
Mama dreptała w miejscu, ojciec pocierał nerwowo brodę, a ja nie mogłam przestać myśleć o tym, że Maja uciekła. Niedorzeczny pomysł, bo przecież zabrałaby jakieś rzeczy, nie uciekałaby z domu w kapciach i dresie. Inne wytłumaczenie nie przyszło mi jednak do głowy. I nie tylko ja o tym pomyślałam, bo Jarek zerwał się nagle i jak oszalały zaczął przeszukiwać dom i szafy. W nadziei, że coś zniknęło? Dokładnie tak.
W końcu ku naszemu przerażeniu powiedział, że wszystko jest. Łącznie z walizką, plecakiem, pieniędzmi i biżuterią. Ojciec został z Jarkiem, my z mamą wróciłyśmy do domu, na wypadek gdyby Maja się w nim pojawiła. Niestety, moja siostra nie pojawiła się, nie zadzwoniła ani nie dała żadnego innego znaku życia. Nie było też żadnych wiadomości, które mogłyby przyczynić się do odnalezienia Mai.
Dzień później ojciec razem z Jarkiem powiadomili policję. Podjęto czynności niemal natychmiast. Policjanci przepytywali nas oraz sąsiadów, ale udało im się ustalić jedynie tyle, że Maja była widziana około godziny jedenastej na podwórzu. Według słów świadka rozwieszała pranie. Uznano, że najprawdopodobniej zniknęła właśnie wtedy, bowiem miska, nie do końca opróżniona z mokrej i już pleśniejącej odzieży, wciąż znajdowała się na podwórku.
Ludzie wzięli go na języki
Dni mijały na bezustannym wyczekiwaniu. Daremnym i jałowym, bo żadne nowe informacje nie nadchodziły. Maja jakby zapadła się pod ziemię. Jakby wyparowała. Codziennie ktoś z nas zachodził na komisariat. Nie mogłam uwierzyć, by dorosła osoba tak zwyczajnie zniknęła bez śladu. To przeze mnie funkcjonariusze zaczęli baczniej obserwować Jarka. Po tym, jak podzieliłam się z nimi spostrzeżeniami na temat zmiany w zachowaniu Majki.
Tydzień po zniknięciu mojej siostry Jarek został zatrzymany do wyjaśnienia, a policja przystąpiła do dokładnych oględzin domu oraz terenu wokół niego. Dokładnie pamiętam ten dzień. Musiałam tam być, czekałam na jakikolwiek sygnał, wskazówkę. Kiedy służby przystąpiły do przekopywania podwórka, sama nie wiem, czego się spodziewałam. Stałam przed taśmą zabezpieczającą i myślałam o tym, co mogą tam znaleźć.
Nie znaleźli nic. Odetchnęłam z ulgą. Jeszcze wtedy tak, bo nie miałam pojęcia, że niepewność jest dużo gorsza od najstraszniejszej wiedzy. Moja siostra żyje – myślałam, choć dobrze wiedziałam, że to tylko nadzieja, nic pewnego. Nie wiedziałam za to, że nadzieja może tak dręczyć.
Mój szwagier wrócił do domu, a ja, ojciec i mama popadaliśmy w coraz większą paranoję. Nasłuchiwaliśmy kroków, sprawdzaliśmy kilkanaście razy dziennie, czy słuchawka od telefonu jest dobrze odłożona. Każde z nas regularnie robiło obchody pobliskich zarośli w poszukiwaniu jakiegokolwiek śladu. Oczywiście nic nie odkryliśmy.
Każdy dzień był dla nas udręką, wahaniem między rozpaczą a wiarą w szczęśliwe zakończenie. Nie mogłam spać, jeść, uczyć się. Moja praca magisterska leżała odłogiem i nawet nie było mi z tego powodu przykro. Jedyne marzenie, jakie w tamtym czasie miałam, dotyczyło Majki.
Po jakimś miesiącu ojciec odebrał telefon z policji. W pobliskim stawku odnaleziono ciało kobiety. Ogólne cechy denatki mogły sugerować, iż jest nią Majka, jednak stan rozkładu uniemożliwiał bezbłędną identyfikację. Według policji tylko najbliżsi mogliby rozpoznać ciało. Rodzice nie wahali się ani przez chwilę. Wszystko było lepsze od bezczynności i braku jakiejkolwiek informacji.
Kwadrans później pod dom zajechał radiowóz, a ojciec razem z mamą w pośpiechu wsiedli i pojechali do prosektorium. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca, nie wiedziałam, czy modlić się, żeby to była ona, czy jednak ktoś inny. Trop okazał się fałszywy. Tamta biedna kobieta ze stawu nie była Majką…
Nasze kontakty z Jarkiem samoistnie wygasły. Pół roku później mój szwagier spotykał się już z koleżanką z pracy. Okoliczni mieszkańcy dopiero wtedy wzięli go na języki. Szeptano, że pozbył się Majki, by rozpocząć nowe życie z inną kobietą, która da mu dziecko. Dłuższy czas krążyła plotka, że zabił ją i zabetonował w świeżo postawionym garażu.
Nie odnosiłam się nigdy do tych rewelacji. Wiedziałam przecież, że policja kilkakrotnie przeszukała teren ich domu oraz podwórka, i gdyby ciało Mai tam było, na pewno zostałoby odnalezione.
Po dwudziestu sześciu latach wciąż się zastanawiam, co się wtedy wydarzyło. Czy to możliwe, że moja siostra tak po prostu uciekła, zrywając kontakty nawet z najbliższymi? Nikt z nas do dziś w to nie wierzy. Nie chcemy uwierzyć, by mogła być tak okrutna. Sąsiadka, która jako ostatnia widziała Majkę – gdy ta wieszała pranie – zasugerowała policjantom, że Jarek wcale nie był takim dobrym mężem. Podobno kilka razy widziała go z różnymi kobietami, jeszcze zanim Majka zniknęła. Czy to możliwe, że jej dziwne zachowanie wynikało ze strachu przed mężem?
Chyba już nigdy nie dowiem się prawdy. Nigdy nie zaznam też spokoju. Zawsze będę czekać na telefon od niej, na list, maila, esemesa. Zawsze będę się za nią rozglądać i wypatrywać jej w tłumie. Bo choć rozum podpowiada, że już jej nie ma, ja wciąż szukam jej żywej.
Czytaj także:
„Robiłam wszystko, by syn żył jak pączek w maśle i to był błąd. Wychowałam wyrachowanego potwora bez serca”
„Pojechałem nad morze, żeby złowić jakąś chętną panienkę i sam zostałem upolowany. Skończyłem bez portfela i telefonu”
„10 lat temu mój kochanek zginął w wypadku, który ja spowodowałam. Każdego dnia drżałam, że jego żona zapragnie zemsty”