„Żona przepuściła nasze oszczędności na ciuchy i bzdury. Nie rozumie, ile muszę harować, żeby spłacić jej zachcianki”

Mąż uważał, że łożenie na rodzinę to rozdawnictwo fot. Adobe Stock, Tijana
„– Nie będę więźniem we własnym domu. Nie licz na to, że uda ci się mnie zamknąć! – Ja cię nie chcę nigdzie zamykać. Po prostu nie możesz tylu rzeczy kupować. Ewa, mówiłem ci już, że nas na to nie stać. Poza tym stajesz się nieobliczalna, kupujesz coraz więcej i więcej. Nie widzisz tego?”.
/ 12.03.2023 07:15
Mąż uważał, że łożenie na rodzinę to rozdawnictwo fot. Adobe Stock, Tijana

Moja Ewa zawsze uwielbiała biegać po sklepach. Jeszcze na studiach spędzała z przyjaciółkami całe popołudnia w galeriach handlowych. Przynosiła z tych wypraw całe mnóstwo przeróżnych drobiazgów, które właściwie niczemu nie służyły. Kiedy pytałem ją, po co właściwie kupiła te rzeczy, odpowiadała różnie. Twierdziła, że jej się spodobały, że są słodkie, śliczne, śmieszne…

Wtedy nie przywiązywałem do tego wagi

„Chce sobie kupować, niech kupuje” – myślałem. Tym bardziej że to były drobiazgi, nie kosztowały dużo, ot, głupstewka na studencką kieszeń. Jakoś nie pomyślałem, że wystarczy dodać drobiazg do drobiazgu, małą kwotę do małej kwoty i już mamy większą, potem jeszcze większą… Nigdy też nie sądziłem, że to zamiłowanie Ewy do zakupów może przeistoczyć się w swoistego rodzaju obsesję. Pierwszy raz zaniepokoiłem się, kiedy byliśmy już małżeństwem, Ewa w ciąży i zaczęła kompletować wyprawkę dla naszego synka. Ja też pragnąłem, aby mój pierwszy synek miał wszystko nowe i ładne. Mimo to, kiedy zobaczyłem, jak moja żona układa na kanapie całe stosy ubranek, nie potrafiłem się powstrzymać przed złośliwym komentarzem.

– Ewa, zlituj się – jęknąłem – po co ty to wszystko kupiłaś? Przecież to się w szafie nie zmieści.

– To dla naszego dziecka. A w szafie się zmieści, nie musisz się martwić.

– Ale wydaje mi się, że my będziemy mieli tylko jedno dziecko, a nie pięcioraczki. Czyżbym się mylił? – puściłem oczko w jej stronę.

– Nie, nie mylisz się – roześmiała się Ewa. – Dla pięcioraczków potrzebowalibyśmy pięć razy tyle rzeczy.

– Coś mi się wydaje, że to, co kupiłaś, swobodnie by wystarczyło.

Przecież to wcale nie wszystko – oznajmiła spokojnie moja żona. – Potrzebujemy jeszcze…

Zanim nasz syn przyszedł na świat, był wyposażony we wszystko, co tylko Ewa znalazła, dała radę kupić i przynieść albo przywieźć taksówką do domu. Mama Ewy kręciła tylko głową, nie wiem, czy ze zdziwienia, czy raczej z dezaprobaty.

– W połowę tych rzeczy nawet raz dzieciaka nie ubierzesz – mówiła.

Moje dziecko musi mieć wszystko, co najlepsze – odpowiadała Ewa.

– W porządku, ja rozumiem, że najlepsze. Nie rozumiem tylko dlaczego w takich ilościach…

Cieszyłem się, że moja mama się nie wtrąca, bo pewnie pokłóciłyby się z Ewą. Sam już też nic nie mówiłem, uznałem, że jak żona urodzi, to nie będzie chodziła na zakupy i wtedy ten nadmiar rzeczy jej się przyda.

Szybko jednak okazało się, że się pomyliłem

Ewa siedziała w domu tylko przez pierwszy miesiąc po porodzie, potem ubierała małego, brała go w wózek i zamiast do parku na spacer, szła z nim do galerii. Za każdym razem przynosiła coś nowego. Czasem nawet tego nie zauważałem, nie miałem czasu sprawdzać, co kupowała. Zresztą nawet nie przyszło mi do głowy, że powinienem, bo niby po co i z jakiego powodu. Ale któregoś dnia przebierałem małego i nie mogłem znaleźć dla niego śpiochów. No więc otworzyłem szafkę, w której Ewa trzymała rzeczy Kacperka. I zamarłem. Wszystko było wypchane po brzegi, aż mi się wysypało na podłogę. Chwilę stałem nad tym stosem dziecięcych ubranek i gapiłem się na nie.

– Ewa – jęknąłem wreszcie – skąd my tyle tego mamy?

– To wszystko jest dla Kacperka.

Jeden mały chłopczyk potrzebuje tylu ubrań?

– Potrzebuje, potrzebuje – Ewa wyjęła mi z ręki śpiochy i zdecydowanym ruchem zamknęła szafkę.

Potem przyszedł czas na zabawki, ciągle nowe. Ubranka może zresztą nadal kupowała, ale poupychane w szafach czy szufladach nie rzucały się w oczy. Zabawek już nie chowała do szafki, więc prędko nasze mieszkanie zaczęło przypominać sklep.

– Jak Kacper podrośnie, otworzymy sklep z używanymi zabawkami – stwierdziłem w końcu.

Kacper zresztą bawił się głównie kilkoma autkami, reszta cudów leżała na półkach albo po kątach. Długo trwało, zanim zorientowałem się, że moja Ewa nie tylko synowi kupowała niezliczone i w większości niepotrzebne rzeczy. Wyczerpany do zera debet na mojej karcie kredytowej, i to niemały debet, spowodował, że postanowiłem sprawdzać transakcje. Okazało się, że Ewa kupowała buty, sukienki, bluzki, serwetki, obrusy, wazoniki i mnóstwo różnych różności. Większość tych rzeczy chowała przede mną. Otworzyłem jej szafę, a na górnej półce stały równo poustawiane pudełka z butami. Niektórych ani razu nie miała na nogach.

– Ewka – jęknąłem – czy ty oszalałaś, dziewczyno?

– Nie czepiaj się, skarbie – usłyszałem w odpowiedzi.

– Ja się nie czepiam, ale po co tego nakupowałaś takie ilości? Ileż można mieć butów?!

– Zobacz, jakie śliczne, nie mogłam się oprzeć – Ewa otwierała kolejne pudełka i ustawiała wokół siebie buty, w różnych kolorach i na różnych obcasach.

– Kiedy ty masz zamiar w tym wszystkim chodzić? W tych butach? W tych sukienkach? Ewcia!

– Kiedyś! Zobaczysz, jak będę pięknie wyglądała.

– Ewka, opanuj się! – teraz już podniosłem głos. – Nakupowałaś tyle niepotrzebnych rzeczy, zrobiłaś ogromny debet na koncie! Jak my to teraz spłacimy?

– Debet? – Ewa spojrzała na mnie zdziwiona. – Nie miałam pojęcia, że zrobił się debet.

– Ewa, musisz przestać kupować – usiadłem obok niej na łóżku. – Nie stać nas na to.

– Przecież to wcale dużo nie kosztuje – sprzeciwiła się natychmiast. – Większość kupiłam na wyprzedaży.

– Może i na wyprzedaży, ale ile tego jest!

– Chyba trochę przesadzasz.

Pokazałem Ewie, na jaką kwotę jesteśmy zadłużeni na karcie.

Była najnormalniej w świecie zdziwiona

W ogóle się pewnie nie zastanawiała, ile te jej zakupy kosztują.

– Przepraszam, Rafał, przepraszam – powtarzała ze łzami w oczach. – Ja nie chciałam, ja po prostu nie mogłam się oprzeć. Te buty… sukienki… one są takie śliczne.

– Już nie płacz – powiedziałem w końcu – nie płacz, kochanie. Musisz tylko się kontrolować, nie możesz robić zakupów bez zastanowienia. Zacznij myśleć… proszę.

– Ja już nie będę – obiecywała. – W ogóle nie będę robiła zakupów.

Nie do końca byłem przekonany, czy Ewa jest w stanie dotrzymać tych obietnic, ale nie miałem wyjścia, musiałem jej wierzyć. Zresztą chciałem wierzyć, że mówiła szczerze.

– Damy radę, kochanie, będzie dobrze – powtarzałem jej, kiedy płakała.

Musieliśmy zacząć bardzo oszczędzać, żeby spłacić ten dług na karcie. Obserwowałem Ewę i niestety zauważyłem, że już tydzień później kupiła małemu nowe spodenki i chyba ze trzy kolorowe zabawki.

Ewa, czy to jest nowe? – zapytałem, podnosząc z podłogi gąsienicę.

Ewa zamrugała nerwowo.

– To nie było drogie – natychmiast zaczęła się bronić. – Była promocja. Kacperkowi tak bardzo się podobała.

Zrezygnowany usiadłem na kanapie.

– Ewa – westchnąłem – umawialiśmy się, prawda? Ta zabawka chyba bardziej podobała się tobie niż małemu.

– No tak, masz rację, ale… – zająknęła się – ale ja nie mogłam. Naprawdę bardzo się starałam, ale nie mogłam się oprzeć. Nie kosztowała dużo.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Ta moja Ewa chwilami była jak dziecko. I co miałem z nią zrobić? Chyba musiałem jakoś ograniczyć jej możliwości zakupowe. Inaczej czeka nas bankructwo!

– Ewa, a może teraz ja będę robić zakupy, co ty na to?

– Jak sobie to wyobrażasz?

No, po prostu nie będziesz chodziła do sklepów. Wtedy nie będziesz niczego zbędnego kupowała.

Przyglądała mi się bardzo uważnie, długo się zastanawiała.

Moja propozycja nie przypadła jej do gustu

– Chcesz mnie zamknąć w domu? – zapytała w końcu. – Mam jak więzień siedzieć i nigdzie nie wychodzić? Chcesz mnie potraktować jak chorą? – denerwowała się coraz mocniej i coraz bardziej nakręcała.

– Nie – zaprotestowałem – możesz chodzić do parku, na plac zabaw z małym, na spacer albo do rodziców. Tylko do galerii handlowych nie.

Ewa pokręciła głową.

– Nie będę więźniem we własnym domu! – stwierdziła. – Nie licz na to, że uda ci się mnie zamknąć.

– Ja cię nie chcę nigdzie zamykać. Po prostu nie możesz tylu rzeczy kupować. Ewa, mówiłem ci już, że nas na to nie stać. Poza tym stajesz się nieobliczalna, kupujesz coraz więcej i więcej. Nie widzisz tego?

– W takim razie pójdę do pracy! – krzyknęła Ewa. – Będę zarabiała, będę miała własne pieniądze i będę kupowała sobie, co zechcę. Nie jestem wariatką, wiesz?!

Myślałem, że tak tylko gada, trochę straszy, bo się rozzłościła. Przecież Kacper był jeszcze mały, ustalaliśmy, że zostanie z nim w domu do czasu, aż mały pójdzie do przedszkola. Ewa jednak naprawdę zaczęła sobie załatwiać powrót do pracy i szukać niańki dla Kacpra. W ogóle mnie nie słuchała. Wciąż powtarzała uparcie, że musi zacząć zarabiać, musi mieć własne pieniądze, bo ją ograniczam, zabraniam podejmować decyzje, zabraniam wychodzić z domu. Chwilami zaczynałem mieć wrażenie, że naprawdę zachowuje się jak osoba chora. Chora na zakupoholizm. Okazało się jednak, że z tą niańką wcale nie było łatwo, one wszystkie chciałyby tylko brać pieniądze i mieć jak najmniej obowiązków. Już myślałem, że wszystko rozejdzie się po kościach i Ewa zrezygnuje ze swoich planów, ale niespodziewanie moja mama zaoferowała swoją pomoc.

– Chętnie zaopiekuję się Kacperkiem – oznajmiła któregoś dnia. – W końcu jestem już na emeryturze, mogę zajmować się wnukiem.

Wcale nie byłem zadowolony z takiego rozwiązania, jednak mama pomału przekonała mnie.

– To naprawdę dobre będzie – powtarzała – i dla mnie, i dla Ewy również. Zapewniam cię. Twoja żona będzie chodziła do pracy, w domu dziecko, zobaczysz, jaka będzie zajęta. Choćby chciała, nie będzie miała czasu na bieganie po galeriach, wyprzedażach, szukanie promocji, przekonasz się.

W końcu ustąpiłem

Ewa poszła do pracy. Nie mogę powiedzieć, że raptem przestała robić zakupy, bo nie przestała. Ale już nie robiła tego tak obsesyjnie. Tak, jak zapowiadała moja mama, po prostu nie miała na to czasu. Doszedłem do wniosku, że może te nadmierne zakupy i obsesyjne bieganie po sklepach to było lekarstwo mojej żony na jednostajność i nudę siedzenia w domu. Co prawda, nadal kupowała czasem rzeczy, bez których mogła się obejść, oraz takie, które do niczego nie były jej potrzebne, ale już mniej. Zawsze lubiła mieć dużo butów i nowych ubrań, zarówno dla siebie, jak i dla Kacperka. Ja także bardzo często dostawałem nowe ciuchy.

Nie możesz wyglądać przy nas jak ubogi krewny – powtarzała Ewa, kiedy mówiłem, że coś mi jest niepotrzebne. – Zobacz, jakie to śliczne.

Miała tyle radości z każdego drobiazgu, z każdej spódniczki czy nowych bucików. Była taka szczęśliwa, kiedy kupiła sobie coś nowego i ładnego, że sam zaczynałem się cieszyć. Na jedno tylko nie dałem się namówić, na towarzyszenie jej w tych zakupowych szaleństwach. Dla mnie pobyt w tych galeriach wypełnionych ludźmi jest ogromnie męczący. Ewa zresztą chyba najbardziej lubi robić zakupy sama. A ostatnio przyznała się, że kocha robić zakupy, ale zaczęła jakoś to wszystko kontrolować. Mam tylko nadzieję, że tak już zostanie.

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA