„Żona poszła do lasu po kasztany i nie wróciła. Gdy ją w końcu znalazłem, mój świat się zawalił”

załamany mężczyzna fot. iStock by Getty Images, Olga Pankova
„Na zewnątrz zrobiło się zimno, wiatr zaczął kołysać drzewami, a ona wciąż nie wracała. Czekanie zaczynało doprowadzać mnie do szału. W końcu zadzwoniłem na policję. Powiedzieli, żeby czekać. Czekałem. Następnego dnia rozpoczęły się poszukiwania”.
/ 16.10.2024 16:00
załamany mężczyzna fot. iStock by Getty Images, Olga Pankova

Jesień zawsze miała w sobie coś magicznego. Te złote liście spadające leniwie na ziemię, chłodny wiatr niosący zapach wilgotnej trawy i kasztany – te przeklęte kasztany, które co roku zbieraliśmy z Weroniką. Z początku to był nasz mały rytuał, coś, co miało sens tylko dla nas. Teraz wydaje mi się, że już wtedy próbowała mi coś powiedzieć. Może te jej długie spacery, na które coraz częściej wychodziła sama, były pierwszym sygnałem, ale ja byłem zbyt zaślepiony codziennością, żeby to zauważyć.

Nie wróciła z lasu

– Wrócę za godzinę – powiedziała tamtego dnia, łapiąc kurtkę z wieszaka. – Idę po kasztany do dekoracji.

Pokręciłem głową z uśmiechem, wracając do pracy. Miałem do skończenia ważny projekt, coś, co musiałem dokończyć, zanim zacznie się weekend. Nawet nie spojrzałem na nią, kiedy zamykała za sobą drzwi. Gdyby ktoś wtedy powiedział mi, że to ostatni raz, kiedy widzę moją żonę, pewnie bym go wyśmiał.

Wieczorem zacząłem się martwić. Telefon Weroniki milczał. Zostawiła go w domu, jak zwykle, kiedy szła do lasu. "Z pewnością zapomniała, a może zatraciła się w zbieraniu kasztanów," pomyślałem, próbując nie panikować. Ale godziny mijały, a jej dalej nie było.

Niepokoiłem się

Pamiętam, jak stanąłem w progu, patrząc w ciemność za oknem. Na zewnątrz zrobiło się zimno, wiatr zaczął kołysać drzewami, a ona wciąż nie wracała. Czekanie zaczynało doprowadzać mnie do szału. W końcu zadzwoniłem na policję. Powiedzieli, żeby czekać. Czekałem. Następnego dnia rozpoczęły się poszukiwania.

– Panie Michale, czy żona miała jakieś problemy? – zapytał funkcjonariusz, zerkając na mnie znad kartki, na której notował moje zeznania.

– Problemy? Nie, skądże. Wszystko było dobrze. Po prostu... wyszła na spacer, jak co roku o tej porze.

Jednak coś w głębi mnie już wtedy krzyczało, że to nie jest przypadek. Ale nie chciałem w to wierzyć.

Minęły dwa tygodnie. Policja szukała jej w okolicy, przeczesywali las, wypytywali sąsiadów, przeglądali kamery. Znalazłem się w jakiejś próżni. Każdego dnia wstawałem z nadzieją, że to wszystko okaże się snem, że Weronika po prostu pojawi się w drzwiach z torbą pełną kasztanów i powie: "Zgubiłam się, ale jestem cała." Ale każdy poranek kończył się kolejnym rozczarowaniem. Tak minął kolejny miesiąc.

Byłem w szoku

Wszystko się zmieniło, kiedy zadzwonił Rafał, mój stary kumpel z pracy. Nie rozmawialiśmy od lat, ale usłyszał o zniknięciu Weroniki i postanowił się odezwać.

– Michał, musisz to zobaczyć – jego głos był dziwnie napięty.

Spotkaliśmy się na kawie, a on bez słowa wyciągnął telefon i pokazał mi zdjęcie. Najpierw nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Moja żona... siedziała uśmiechnięta w jakiejś kawiarni. Nie była sama. Obok niej siedział mężczyzna. Młodszy ode mnie, przystojny, a ona opierała się o jego ramię z takim uśmiechem, którego nie widziałem od lat.

– Rafał, skąd to masz? – ledwo wydusiłem, czując, jak serce zaczyna mi bić coraz szybciej.

– Znalazłem to na jakimś profilu na Facebooku. Ktoś to udostępnił. To jest Weronika, prawda? – Zapytał, jakby nie miał pewności, ale ja wiedziałem. To była ona.

Patrzyłem na to zdjęcie i czułem, jakby ktoś mi wbijał nóż w serce. Jak mogła? Jak mogła mi to zrobić? Zniknęła bez słowa, bez wyjaśnienia, a teraz... siedzi w kawiarni z jakimś facetem, jakby nasze życie nigdy nie istniało.

Musiałem ją znaleźć

W drodze do domu myśli krążyły mi w głowie jak szalone. Jak mogłem być tak ślepy? Co przeoczyłem? Tyle lat razem... Czy to wszystko było kłamstwem? Czy ona kiedykolwiek mnie kochała?

Kiedy dotarłem do mieszkania, usiadłem na sofie, wpatrując się w telefon. Musiałem wiedzieć więcej. Zacząłem przeszukiwać media społecznościowe, szukając kolejnych śladów. Po kilku godzinach znalazłem jej nowy profil z panieńskim nazwiskiem. Miała nowe życie. Nowego mężczyznę. I zostawiła mnie, nie zostawiając ani jednego słowa wyjaśnienia.

Zostawiła mnie bez słowa

Gniew. To było pierwsze, co poczułem, gdy tylko spojrzałem na jej nowe życie w mediach społecznościowych. Zdjęcia, które ukrywała przede mną. Zdjęcia z  tym facetem, z którym teraz mieszkała. Wszystko było tam jak na tacy. Ich wspólne wypady na weekendy, uśmiechy, śmiechy, spacery. Wszystko, co powinno należeć do nas, teraz należało do nich.

– Jak mogłaś? – mówiłem do ekranu telefonu, choć nikt mnie nie słyszał. Prawda była gorsza niż najczarniejszy koszmar.

Przez kilka dni nie mogłem myśleć o niczym innym. Śledziłem każdy jej krok, każdą nową informację, jaką udało mi się znaleźć w internecie. Wiedziałem, że muszę coś zrobić, że nie mogę po prostu tego zostawić. Zasługiwałem na wyjaśnienia. Na prawdę. Nie mogłem tak po prostu pozwolić jej odejść, jakby to wszystko było jakąś grą.

Wiedziałem, gdzie mieszka

Gdy kiedyś oznaczyła miejsce w mediach społecznościowych, okazało się, że mieszkają w małym miasteczku, jakieś dwie godziny drogi stąd. Nie wiedziałem, co zrobię, gdy tam dotrę. Nie miałem planu, tylko nieodpartą potrzebę konfrontacji.

Michał, to nie jest dobry pomysł – powiedział Rafał, kiedy opowiedziałem mu o swoich planach. – Może powinieneś dać jej spokój, spróbować ruszyć dalej. Takie rzeczy się zdarzają. Ludzie się zmieniają...

– A co z moim życiem, Rafał? – przerwałem mu, niemal wykrzykując te słowa. – Po prostu odejdę? Zapomnę o wszystkim? Pozwolę, żeby uciekła bez słowa? Myślisz, że tak to działa? Nie, muszę ją zobaczyć. Muszę usłyszeć to od niej.

Tego samego dnia wsiadłem do samochodu i ruszyłem w kierunku miasteczka, gdzie mieszkała Weronika. W mojej głowie tysiące myśli walczyły ze sobą. Co jej powiem? Jak zareaguje? Czy będzie w ogóle chciała mnie zobaczyć? Wiele pytań, na które nie miałem odpowiedzi, ale jedno było pewne – nie mogłem żyć w nieświadomości. Musiałem wiedzieć, dlaczego.

Dotarłem tam wieczorem. Ulica, na której mieszkali, była cicha, prawie senna. Ich dom był mały, ale przytulny, z ogródkiem pełnym kwiatów. Zatrzymałem samochód kilkanaście metrów od niego i obserwowałem. Gdy zobaczyłem ich razem – Weronikę i Pawła – jak wychodzą z domu, śmiejąc się z czegoś, czego nie mogłem usłyszeć, poczułem, że wszystko się we mnie gotuje.

To było nie do zniesienia.

Byłem wściekły, a ona zaskoczona

Siedziałem w samochodzie, patrząc, jak Weronika i Paweł idą w stronę samochodu zaparkowanego przed ich domem. Widziałem ich razem – beztroskich, szczęśliwych. Jej śmiech odbijał się w mojej głowie jak echo, które coraz bardziej wzbierało we mnie gniew. To ja powinienem być obok niej, nie on. To ja powinienem ją rozśmieszać, trzymać za rękę. A ona... po prostu odeszła, zostawiając mnie z niczym.

Zanim się zorientowałem, wysiadłem z samochodu. Moje serce biło jak szalone, gdy ruszyłem w ich stronę. Może to była wściekłość, a może desperacja – sam nie wiedziałem. Gdy byłem już kilka kroków od nich, Weronika mnie zauważyła. Zamarła. Jej uśmiech zniknął tak szybko, jak się pojawił.

– Michał? – jej głos drżał, gdy wypowiedziała moje imię. Paweł, stojący obok niej, spojrzał na mnie pytająco.

– Kim on jest? – zapytał, patrząc na nią zdezorientowany.

– To... – Weronika zaczęła mówić, ale nie dokończyła.

– Twój mąż, Weroniko. Twój cholerny mąż – rzuciłem zimno, czując, jak złość wrze we mnie coraz bardziej. Paweł spojrzał na nią z szokiem. Nie wiedział? 

Jej facet nie wiedział o mnie

Weronika zrobiła krok w moją stronę, jakby chciała mnie uspokoić. Ale nie mogła. Nie tym razem.

– Michał, to nie jest miejsce na takie rozmowy. – Jej głos był cichy, prawie błagalny.

– Nie jest miejsce? To może chcesz powiedzieć, kiedy był na to dobry moment? Kiedy planowałaś mi powiedzieć, że odchodzisz? Albo że masz nowe życie, nowego faceta? – mój głos podnosił się z każdą sekundą, a ja nie mogłem go powstrzymać. Paweł patrzył to na mnie, to na nią, coraz bardziej zdezorientowany.

– Co się tu dzieje? Weronika, kim on jest? – zapytał ponownie, ale ona nie odpowiedziała.

Zamiast tego jej oczy błyszczały łzami, a ja czułem, że moje serce krwawi. Przez te wszystkie tygodnie wyobrażałem sobie, jak się zachowam, jak ją skonfrontuję, ale teraz wszystko było tylko jednym wielkim chaosem.

Oszukała nas obu

– Czy on wie, Weroniko? – zapytałem lodowatym tonem. – Czy wie o nas? O naszym małżeństwie? O tych wszystkich latach, które spędziliśmy razem?

Paweł zaczął łączyć fakty. Cofnął się o krok, patrząc na Weronikę z niedowierzaniem.

– Byliście małżeństwem? – Jego głos brzmiał tak, jakby nie mógł w to uwierzyć.

Weronika opuściła wzrok. Nie mogła spojrzeć ani na niego, ani na mnie. To, co widziałem w jej oczach, nie było wcale ulgą. Raczej ciężarem, który nagle na nią spadł.

– Paweł... Proszę, pozwól mi to wytłumaczyć... – zaczęła mówić cicho, ale on ją przerwał.

Jak długo mnie okłamywałaś? Jak mogłaś nie powiedzieć mi czegoś takiego? – zapytał z niedowierzaniem, a w jego głosie pojawiła się nuta gniewu.

W tej chwili widziałem, jak ich idealne życie, to, co budowali, zaczyna się rozpadać na moich oczach. Ale nie czułem satysfakcji. Było tylko pustka. Weronika stała teraz między mną a Pawłem, jakby próbując złapać równowagę w chaosie, który sama stworzyła.

– Dlaczego? – zapytałem cicho, ale z naciskiem. – Dlaczego mi to zrobiłaś?

Jej oczy napotkały moje, pełne łez.

– Michał, to nie było takie proste. Nie byłam szczęśliwa... od dawna. Nie mogłam już tego dłużej znieść.

To była scena jak z filmu

Stałem tam, jakbym nie był częścią tej sceny, jakby to, co mówiła, dotyczyło kogoś innego. "Nie byłam szczęśliwa." Te słowa krążyły mi w głowie. Próbowałem coś powiedzieć, ale każde zdanie wydawało się niewłaściwe. Weronika spojrzała na Pawła, który stał z boku, jakby nagle wszystko, co budowali, zaczęło się sypać.

– Paweł, proszę... – zaczęła, wyciągając do niego rękę, ale on się odsunął, patrząc na nią z rosnącym gniewem.

– Jak mogłaś mnie tak oszukać? – rzucił w końcu, zszokowany. – Całe nasze życie to była jakaś farsa? Myślałem, że jesteśmy szczęśliwi, a ty miałaś męża? To, co widzę, nie mieści mi się w głowie!

Weronika wstrzymała oddech, jej twarz zbladła. To wszystko wymykało się spod kontroli. Ja natomiast czułem, jak gniew, który trzymałem w sobie, zmienia się w coś innego. Patrzyłem, jak Paweł odchodzi w stronę samochodu, jego kroki szybkie i pewne. Ona próbowała za nim biec, tłumaczyć się, ale on zatrzasnął drzwi. Zostaliśmy sami.

– A teraz, Weronika? Co teraz? – spytałem cicho, wpatrując się w nią, a ona po raz pierwszy wyglądała tak, jakby sama nie wiedziała, co odpowiedzieć.

Zniszczyła nasze życie

Weronika stała z opuszczonymi ramionami, jakby cały świat nagle runął na jej barki. Widziałem, jak walczyła ze sobą, szukając odpowiedzi, której chyba nigdy nie miała. Paweł odjechał bez słowa, zostawiając ją w samym środku tego chaosu, który sama stworzyła. W jej oczach była mieszanina strachu i rozpaczy, ale ja nie czułem współczucia. Czułem, że to ona zniszczyła nasze życie. I teraz, kiedy wszystko zaczęło się walić, nie mogła po prostu tego naprawić.

– Michał... – zaczęła, ale przerwałem jej.

– Nie, Weronika. Nie ma już "Michała" w twoim życiu. – Moje słowa były ostre, chłodne. – Uciekłaś, jakby nasze małżeństwo nigdy nie istniało. Jakby te lata razem nic nie znaczyły.

Weronika spuściła wzrok, jej oddech był płytki, a dłonie trzęsły się. Milczała. Nie miała żadnych argumentów. Próbowała zrozumieć, ale jednocześnie... widziałem, że nie żałuje. To mnie uderzyło najbardziej.

– Więc co teraz? – zapytałem ponownie, tym razem ciszej.

– Nie wiem... – odpowiedziała, jej głos był ledwie słyszalny. – Nie wiem, co mam zrobić.

– Nie ma już nas, Weronika – powiedziałem, obracając się na pięcie. – Nie ma już nic.

Zostawiłem ją tam, samą.

Rozwodzimy się

Miesiąc po tamtej nocy Weronika złożyła wniosek o rozwód. Nie było już o czym rozmawiać, nie było czego ratować. Wszystko, co nas łączyło, rozpłynęło się w powietrzu, jakby te lata nigdy nie miały znaczenia. Spotkaliśmy się tylko raz – na podpisanie papierów. To było krótkie, formalne, niemal bez emocji. Siedzieliśmy po dwóch stronach stołu, obcy sobie bardziej niż kiedykolwiek.

– Michał... – zaczęła, kiedy składaliśmy podpisy. – Czy kiedykolwiek będziesz w stanie mi wybaczyć?

Nie odpowiedziałem. Patrzyłem na nią, ale nie mogłem już nic poczuć. Dawniej jej słowa miały dla mnie znaczenie, ale teraz były puste. Weronika nie była już tą osobą, którą znałem. A może nigdy nią nie była, a ja po prostu nie widziałem prawdy.

Adwokat odchrząknął, podając mi długopis. Szybkim ruchem podpisałem ostatnią stronę. Nasze małżeństwo skończyło się nie w momencie, gdy Weronika odeszła do Pawła, ale w chwili, gdy podpisałem te dokumenty. To był koniec. Zaskakująco cichy, bez dramatu, bez łez.

Gdy wyszedłem z sądu, wziąłem głęboki oddech. Na zewnątrz padał deszcz, zimny i ciężki, jakby zmywał z ulicy to, co kiedyś było. Mój czas z Weroniką był zakończony. Pozostawało mi tylko jedno – zacząć żyć od nowa, bez niej, bez przeszłości, którą tak bardzo chciałem zachować.

Michał, 41 lat

Czytaj także: „Poleciałam na bicepsy młodego chłopaka z baru. Rano chciałam spalić się ze wstydu, gdy odkryłam, kim jest”
„Syn ciągle szuka wymówek, żeby nie iść do pracy. Martwię się, że mam na utrzymaniu darmozjada”
„Codziennie chodziłam do lasu. Mąż myślał, że przytulam się do drzew, a ja miałam tam lepsze doznania”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA