„Syn ciągle szuka wymówek, żeby nie iść do pracy. Martwię się, że mam na utrzymaniu darmozjada”

zamyślona kobieta fot. iStock by Getty Images, Sollina Images
„– Ciężko? – powtórzyłam po nim z irytacją. – Ciężko było w zeszłym roku, kiedy skończyłeś studia. A teraz? Teraz po prostu nie próbujesz! Siedzisz cały dzień przed komputerem, grasz, rozmawiasz z kolegami. Myślisz, że tego nie widzę?”.
/ 30.09.2024 13:15
zamyślona kobieta fot. iStock by Getty Images, Sollina Images

Od kilku miesięcy biję się z myślami. Nie wiem, co zrobiłam źle. Siedzę przy kuchennym stole, gapię się na kubek kawy, której nie piję, bo zimna, i zastanawiam się, co jeszcze mogłam zrobić lepiej. Mój syn, Bartek, od pół roku nie może znaleźć pracy. Nie, właściwie nawet nie szuka. Odkłada wszystko na później, wciąż wynajduje nowe wymówki.

Zaczynam się zastanawiać, czy nie przesadziliśmy z ojcem z dawaniem mu wszystkiego na tacy

– Mamo, teraz nie ma sensu, lato to martwy sezon. Później będzie więcej ofert – mówił mi w czerwcu, kiedy jeszcze miałam cierpliwość, żeby go słuchać.

Zrobił się strasznie leniwy

Teraz już nie wytrzymuję. Każdego dnia z coraz większym niepokojem obserwuję, jak Bartek wstaje o dziesiątej, przeciąga się leniwie, a potem spędza cały dzień przed komputerem. „Darmozjad” – to słowo wybrzmiewa mi w głowie, ale nie mogę go wypowiedzieć na głos. Jest moim synem, kocham go, zawsze byłam dumna z tego, jak dobrze radził sobie w szkole, ale teraz... teraz zaczynam się zastanawiać, czy nie przesadziliśmy z ojcem z dawaniem mu wszystkiego na tacy.

W końcu nie wytrzymałam. To był kolejny bezczynny dzień, kolejny wieczór, kiedy słyszałam, że śmieje się wniebogłosy z jakimiś internetowymi znajomymi. Mam dość.

– Bartek! – zawołałam z kuchni.

– Co jest, mamo? – wszedł do pomieszczenia powoli, jakby specjalnie przeciągał moment, kiedy będziemy musieli spojrzeć sobie w oczy.

– Bartek, nie rozumiem, dlaczego nie idziesz do pracy. Nie szukasz jej nawet. Wiesz, że to mnie martwi? – zaczęłam od razu, bez wstępu, bo przecież i tak oboje wiedzieliśmy, do czego zmierzam.

– Mamo, przecież szukam – odpowiedział odruchowo, jakby to była gotowa formułka. – Tylko teraz jest ciężko.

Widzę, jak jego oczy omijały moje spojrzenie, jak uciekał nimi w bok

– Ciężko? – powtórzyłam po nim z irytacją. – Ciężko było w zeszłym roku, kiedy skończyłeś studia. A teraz? Teraz po prostu nie próbujesz! Siedzisz cały dzień przed komputerem, grasz, rozmawiasz z kolegami. Myślisz, że tego nie widzę?

Pokręcił głową. To mnie najbardziej bolało: to unikanie.

Miał mnóstwo wymówek

– Mamo, nie rozumiesz. Rynek pracy teraz to zupełnie inna rzeczywistość niż kiedy ty zaczynałaś. Nie ma tak łatwo, firmy wymagają doświadczenia, którego nie mam. Poza tym… – zawahał się, jakby sam do końca nie wiedział, co powiedzieć.

– Poza tym co? – pochylam się nad stołem. – Poza tym, że boisz się spróbować? Że może nie wszystko pójdzie po twojej myśli? Bartek, ja wiem, że teraz jest trudno, ale ty nawet nie robisz kroku w stronę tej trudności. Siedzisz na miejscu i czekasz, aż wszystko samo się ułoży!

Cisza. Bartek milczał, a ja czułam, jak wzbiera we mnie frustracja. Boże, przecież nie tak to miało wyglądać. Zawsze wierzyłam, że wychowaliśmy go na odpowiedzialnego człowieka. Zawsze stawialiśmy mu granice, ale też dawaliśmy swobodę. Teraz widzę, że tej swobody może było za dużo. Może mój syn nie umie sobie radzić, bo zawsze wiedział, że ktoś go zabezpiecza. Że ma dom, ciepły obiad i mnie, która zawsze go wesprze, cokolwiek by się działo. To poczucie bezpieczeństwa jest w porządku, o ile nie mówimy o bańce, która sprawia, że dorosłe dziecko staje się nieporadne życiowo...

Nie widział problemu

– Wiesz, czego się boję? – spytałam cicho, patrząc na niego, gdy bawił się telefonem. – Boję się, że całe życie będziesz tak siedział. Że nigdy nie staniesz na własnych nogach. I że ja mam na utrzymaniu dorosłego faceta, który po prostu... który nie chce się starać.

Jego twarz zmieniła wyraz, widział w jego oczach gniew. W końcu popatrzył na mnie.

– Mamo, co ty w ogóle mówisz? – powiedział podniesionym głosem. – Przecież ja się staram! Nie widzisz, jak przeglądam oferty? Jak się przygotowuję do rozmów? A to, że nie wszystko mi wychodzi... no przepraszam, że nie jestem od razu dyrektorem banku!

W jego głosie słyszała sarkazm, ale i gorycz. Może nie powinnam była mówić tego wszystkiego, może przesadziłam. Jednak nie mogła się wycofać.

– Bartek, nie chodzi o to, żebyś od razu był dyrektorem. Ale widzę, że nie traktujesz tego poważnie. Masz dwadzieścia sześć lat. Ja w twoim wieku miałam już pracę i cię wychowywałam. Nie mogę patrzeć, jak tracisz czas.

– Nie rozumiesz mnie, mamo. Zawsze wszystko było takie proste dla ciebie, co? Idziesz na studia, masz pracę, dom, rodzinę. Teraz tak nie jest! – podniósł głos, a ja czułam, jak w środku coś we mnie pęka. To nie jest pierwszy raz, kiedy słyszał te słowa, ale za każdym razem bolą tak samo.

– To nie znaczy, że masz się poddać – powiedziała cicho, prawie do siebie.

Bartek jednak tego nie słyszał, bo już wyszedł z kuchni, trzaskając drzwiami swojego pokoju.

Nie wiedziałam, jak z nim rozmawiać

Wieczorem, kiedy próbowałam zasnąć, znowu słyszałam z jego pokoju dźwięki gry. Oczywiście, że się stara. Ale to nie to samo. Praca wymaga więcej wysiłku, prawdziwego zaangażowania, a nie tylko chwilowego przeglądania ofert, kliknięcia „aplikuj” i potem czekania na cud.

Następnego dnia, kiedy wstałam rano, Bartek już siedział przy komputerze. Wydawało mi się, że nawet nie poszedł spać. To zaczynało być niebezpieczne. Tak nie można żyć. Moje myśli krążyły w kółko – jak z nim rozmawiać, jak sprawić, żeby coś do niego dotarło?

– Bartek, możemy porozmawiać? – spytałam łagodniej niż ostatnim razem. Może byłam zbyt ostra, może za dużo oczekiwałam.

Nie odwrócił się od ekranu, ale mruczał coś w rodzaju „No dobra”.

– Może… Może ja cię źle rozumiem. Powiedz mi, co tak naprawdę się dzieje. Dlaczego nie idziesz do pracy?

Milczał przez chwilę, a potem westchnął.

Przyznał mi się do czegoś

– Mamo, ja po prostu nie wiem, co mam robić. Niby skończyłem te studia, ale teraz czuję, jakbym był do niczego.– jego słowa uderzyły mnie z taką siłą, że musiałam się oprzeć o krzesło.

– Jak to? Przecież zawsze radziłeś sobie świetnie – odpowiedziałam zdziwiona. Nie rozumiem, skąd wzięła się ta zmiana.

Bartek w końcu się odwrócił. Widziałam w jego oczach zmęczenie, którego nigdy wcześniej nie dostrzegłam. Jakby te miesiące bezczynności wcale nie były dla niego czasem odpoczynku, ale raczej czymś, co go wyniszczało od środka.

– Wiesz, czuję, że nie pasuję. Że wszyscy wokół mają jakiś plan, coś robią, a ja… ja jestem w miejscu. I nawet jak próbuję, to czuję, że to nic nie da. Że to się nie uda. – w jego głosie słyszałam rezygnację.

Czułam, jak łzy podchodzą mi do oczu. Zawsze myślałam, że Bartek jest pewny siebie, że znajdzie swoją drogę. Może nigdy nie zapytałam go, czy czuje się zagubiony.

– Może potrzebujesz pomocy, synu? –spytałam cicho. – Może nie jesteś sam w tym wszystkim. Wiem, że to nie jest proste, ale razem możemy coś wymyślić. Chcę cię wesprzeć, ale nie mogę cię zastąpić. Musisz w końcu spróbować.

Bartek spuścił wzrok.

– Może masz rację. Może powinienem spróbować. – odpowiedział, po czym wrócił do komputera, ale tym razem widziałam, że coś się zmieniło w jego wyrazie twarzy. Może wreszcie przyjdzie czas na zmianę na lepsze?

Marzena, 54 lata

Czytaj także:  „Mój facet pachniał drogimi perfumami, ale ukradkiem żył na kredyt. Myślał, że nigdy się nie dowiem”
„Syn nie zamierzał dorosnąć, więc dostał nauczkę. Koniec z czyszczeniem naszego portfela i lodówki”
„Mąż harował za granicą, a ja go zdradziłam. Nauczkę dostałam, gdy kochanek zostawił mi 100 zł i po prostu wyszedł”

Redakcja poleca

REKLAMA