Jestem ojcem. Ojcem najmądrzejszej i najwspanialszej córki, jaką sobie można wymarzyć. Zawsze starałem się wspierać ją i chronić przed niebezpieczeństwami, jakich teraz pełno we współczesnym świecie. Nie udało mi się jednak obronić Natalii przed jej własna matką…
Kiedy się urodziła nasza córcia, oszaleliśmy dla niej oboje. Była pięknym, grzecznym i rozkosznym bobasem. Ulubionym zajęciem mojej żony stało się teraz strojenie maleńkiej w coraz to piękniejsze i droższe ciuszki.
– Nasza Natalka musi wyglądać wyjątkowo, bo jest wyjątkowa! – mawiała.
Córka rosła, a wraz z nią rosły oczekiwania mojej żony. Już po drugich urodzinach Natalki Marta zaczęła ją uczyć literek i cyferek. Była przekonana, że to najlepszy wiek na taką edukację. Nie zrażało jej, że dziecko niespecjalnie interesowało się nauką.
Sam byłem zdziwiony postępami córeczki
– Wciągnie się, zobaczysz! Już świetnie rozpoznaje kilka liter – przekonywała mnie żona.
– A ja widzę, że bardziej ją interesują Teletubisie niż twoje mądre książki – powątpiewałem.
– Zauważyłam. Dlatego ograniczę jej tę ogłupiającą telewizję! A za pół roku planuję zapisać małą do tego prywatnego przedszkola, które powstało niedaleko nas. Mają tam bardzo ciekawy program. Nauka angielskiego, taniec i elementy dramy dla najmłodszych. Dziecko będzie się wspaniale rozwijać. Zobaczysz!
Jedynie medycyna, żadne inne studia!
No i rzeczywiście. Natalia została jednym z najmłodszych przedszkolaków. Radziła sobie całkiem nieźle. Panie ją bardzo chwaliły, była posłusznym i spokojnym dzieckiem. Jednak choć chętnie brała udział w zajęciach dodatkowych, Marta była niezadowolona.
– Sprawdzam każdego dnia jej angielski, ale nie zauważam postępów. Zna kilka słów, i tyle. Zastanawiam się nad zapisaniem jej do szkoły językowej. Sam wiesz, że teraz znajomość języków jest bardzo ważna – przekonywała mnie.
– Kobieto, ona ma dopiero trzy lata i mnóstwo czasu na naukę! Pozwól jej być dzieckiem!
– Ja wcale nie bronię Natalii się bawić! – żachnęła się żona. – Nauka w tej szkole właśnie polega na zabawie. I lepiej nie zabieraj głosu, jak się nie znasz na nowych sposobach edukacji!
Przestałem się więc wtrącać. Tym bardziej że Natalka była radosnym i kochanym dzieckiem. A kiedy poszła do zerówki, nawet przyznałem żonie rację. Nasza córka okazała się najlepsza w grupie! Byłem dumny!
Z czasem Marta zaczęła podnosić poprzeczkę. Oprócz angielskiego Natalka uczęszczała już na lekcje niemieckiego. W pierwszych latach szkoły podstawowej rozpoczęła naukę tańca. Zanim się obejrzałem, córeczka każde popołudnie miała zajęte. Osobiście zawoziłem ją w poniedziałek na angielski, w środę na naukę gry na fortepianie, w piątek na balet. Tylko w weekendy mogłem zabrać małą do kina czy zoo.
Nie zgłaszałem wtedy żadnych uwag, ponieważ miałem wrażenie, że córka dobrze się bawi i lubi te zajęcia. Poza tym, w szkole też radziła sobie świetnie. Kiedy zorientowałem się, że coś jest nie tak? Teraz myślę, że w gimnazjum… Natalia zaczęła dojrzewać. Kształtowała się jej osobowość, zaczęła mieć plany co do swojej przyszłości. Problem w tym, że plany i marzenia córki były dalekie od oczekiwań jej matki.
– Politechnika?! Inżynieria, informatyka?! Wykluczone! Powinnaś zdawać na medycynę – upierała się Marta. – Tak sobie wymarzyłam i mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz!
– Mamo, ja nie lubię biologii i chemii! – broniła się córka.
– Nie lubisz, ale oceny z tych przedmiotów masz świetne. To wystarczy. A jak nie wystarczy, to jeszcze w liceum pójdziesz na korepetycje. Musisz dostać się na wymarzone studia. Zostaniesz kiedyś światowej sławy lekarzem. Najlepiej chirurgiem albo neurochirurgiem… Będziesz świetna, zobaczysz!
– Mamo, czy ty nie rozumiesz, że ja tego nie chcę?!
– Ale ja chcę! A ja, moja droga, najlepiej wiem, co dla ciebie będzie dobre. Jeszcze mi podziękujesz – ucinała rozmowę żona.
Oczywiście ja jestem wszystkiemu winien
Postanowiłem się wtrącić i serio porozmawiać z Martą.
– Natalia ma umysł ścisły i widzę, że naprawdę fascynuje ją matematyka. Nie powinnaś tak naciskać. To jest jej życie.
– Ty chyba żartujesz? Nie po to inwestowałam w nią tyle czasu i pieniędzy, żeby ona sobie to życie zmarnowała!
– Marta, ale to jest JEJ życie! My ją możemy jedynie ukierunkować, a i tak to ona powinna podjąć ostateczne decyzje. Nie unieszczęśliwiaj jej. To mądre dziecko, pracowite i pilne – przekonywałem żonę.
– Nic nie wiesz, bo ciągle cię nie ma w domu. Jest krnąbrna i niegrzeczna. Tylko przy tobie gra aniołka. Ostatnio przyniosła z chemii czwórkę! Nie douczyła się, bo tylko koleżanki jej były w głowie… Skończę i to.
– Przesadzasz! W jej wieku znajomi są ważni. Dziewczyna musi mieć jakieś życie towarzyskie. A czwórka to bardzo dobra ocena! – broniłem córki.
– W wakacje będzie miała życie towarzyskie. Czas do egzaminów zleci bardzo szybko, a najlepsze liceum w mieście bierze tylko najlepszych! – tak Marta zakończyła temat.
Potem już było tylko gorzej. Żona wręcz oszalała na punkcie nauki naszej córki. Ograniczyła jej wyjścia z domu, zmuszała do ciągłego kucia, odpytywała ją, sprawdzała i wymagała coraz więcej i więcej… Natalka próbowała się buntować, często prosiła mnie o pomoc i radę. Starałem się wytłumaczyć żonie, że przesadza, że krzywdzi nasze dziecko… Ale to nie przynosiło rezultatów. Przeciwnie, stale się kłóciliśmy, a nasze małżeństwo weszło w fazę poważnego kryzysu.
Natalia dostała się do tego „najlepszego” liceum, a Marta konsekwentnie realizowała swoje plany. Żadnych znajomych, żadnych rozrywek. Tylko nauka! Zastanawiałem się, co stało się z moją żoną. Dlaczego jest taka uparta i bezwzględna? Przestała być matką, stała się strażnikiem edukacji córki. Nic się nie liczyło, tylko oceny i matura! Ja też przestałem być ważny. Stałem się wrogiem, bo nie rozumiałem jej. A do tego bezmyślnie marnowałem czas Natalii, zabierając ją czasami do kina…
– Jesteś zwykłym egoistą i nieudacznikiem. Nic mi nie pomagasz. To dlatego, że skończyłeś politechnikę! I teraz chcesz, żeby Natalia zrobiła taką samą głupotę. Będzie nikim jak ty! Ale ja na to nie pozwolę! – stale krzyczała.
Było coraz gorzej, i to nie tylko z moim małżeństwem. Natalka bardzo się zmieniła. Stała się milcząca i zamknięta w sobie. Nie walczyła już z matką o swoje racje. Miałem wrażenie, że się poddała… Teraz już nawet ze mną nie rozmawiała. Czasami słyszałem, jak płacze. Niepokoiłem się o nią.
– Nic jej nie będzie. Zakochała się chyba, ale ja wybiłam jej z głowy te miłostki. Teraz nie czas na to. Co jej po facecie? Tyle co i mnie po tobie! – usłyszałem od żony.
Byłem wściekły. Czułem, że Marta robi straszną krzywdę naszej córce.
Może powinniśmy się z Martą rozstać?
Pewnego dnia wezwano nas do szkoły. Okazało się, że Natalia w ciągu kilku ostatnich tygodni bardzo opuściła się w nauce, w dodatku wychowawczyni zauważyła zmiany w jej zachowaniu. Nie rozmawia z koleżankami i ma poważne kłopoty z koncentracją.
W domu Marta rozpętała piekło. Wydzierała się na Natalię, występując z pretensjami o słabsze oceny. Zupełnie nie przyszło jej do głowy, żeby zastanowić się nad przyczynami takiego spadku formy u naszej córki.
– Co ty sobie myślisz? Narobiłaś mi wstydu w szkole! Nauczycielka patrzyła na nas jak na patologiczną rodzinę! Co to za oceny?! Masz miesiąc na poprawienie tych trój i jedynki z biologii, bo jak nie, to…
– Uspokój się! Nie widzisz, że z Natalią coś się dzieje? Trzeba jej pomóc, a nie tylko wymagać – próbowałem rozmawiać z żoną na osobności.
– Pomóc? Stale jej pomagam. I co z tego mam? Wstyd! Pewnie znowu się zakochała, ja jej wybiję z głowy te głupoty! Za rok matura, co ona sobie myśli?!
– Otwórz oczy, kobieto! Nie nauka jest najważniejsza! Może Natalia jest przemęczona? A może ma kłopoty, o których nawet nie wiemy? Jesteś matką, powinnaś z nią porozmawiać, jak kobieta z kobietą… – próbowałem jej wytłumaczyć.
– Nie wtrącaj się! Odezwał się dobry tatuś! Stale cię nie ma, interesuje cię tylko praca. A teraz nagle ojciec miłosierny! Trzeba ją krótko trzymać, bo to jej zachowanie to po prostu bunt!
Żadne argumenty do Marty nie trafiały. Zachowywała się irracjonalnie i bardzo agresywnie.
– Najlepiej jakbyś wyprowadził się stąd i przestał ingerować w moje życie. Nie pomagasz i jeszcze mieszasz tej gówniarze w głowie – podsumowała żona.
Strasznie się wtedy pokłóciliśmy. Marta wspomniała nawet o rozstaniu, a ja zacząłem poważnie brać to pod uwagę.
Kumpel z pracy sugeruje nam terapię rodzinną. Podobno on i jego żona się wybrali i dobrze wpłynęło to na ich małżeństwo. Tyle że ja nie bardzo mam na to ochotę. Nie jestem przekonany, czy kolejne wspólne lata to dobry pomysł. Coś się wypaliło i skończyło. Najchętniej sam zająłbym się Natalią i pozwolił jej żyć tak, jak ona sobie wymarzyła. Postanowiłem, że zrobię wszystko, żeby moje dziecko było szczęśliwe i wolne od nacisków. To w końcu jej życie!
Czytaj także:
„Chciałam, by mama kochała mnie bezwarunkowo, a ona zaplanowała mi przyszłość i musiałam kłamać, by spełnić marzenie”
„Nie wymagałam od córki niczego i nieba bym jej uchyliła. Teraz wiem, że to błąd, bo wychowałam życiową kalekę”
„Ojciec zaplanował mi życie. Ślub, małżeństwo bez miłości i wysoki posag. Nie było tu miejsca na mnie i moje potrzeby”