– Oczywiście, kochanie. Tylko uprzedzam, nie od razu. Najpierw chcę trochę popracować. Nie po to kończyłam studia, nie po to walczyłam o etat w korporacji, żeby zaraz pakować się w pieluchy – odpowiadała.
Byłem zawiedziony, ale nie pokazałem tego po sobie. Doceniłem, że niczego przede mną nie ukrywa i szczerze mówi o swoich planach. Kobiety często obiecują facetom złote góry, a jak już założą obrączkę na palec to szybciutko o tych obietnicach zapominają.
Moja Monia wydawała się zupełnie inna
Byłem przekonany, że dotrzyma słowa i za trzy, góra cztery lata po raz pierwszy zostanę ojcem. A potem już pójdzie…
Na początku naszego małżeństwa nie wspominałem słowem o dzieciach. Grzecznie czekałem, aż żona da znak, że już sobie popracowała i jest gotowa do roli matki. Ale czas płynął, a obiecanego znaku nie było. Zacząłem więc naciskać. Najpierw delikatnie, potem już bez owijania w bawełnę. Za każdym razem odpowiadała, że jeszcze nie teraz, że może w przyszłym roku. Bo właśnie zaczęła pracę nad nowym projektem, bo ma szansę na awans i wyższą pensję… Jestem wyrozumiałym i cierpliwym facetem, ale miałem już dość czekania. Przecież nie tak się umawialiśmy! Kiedy więc któregoś dnia po raz kolejny przypomniałem Monice o obietnicy i jak zwykle usłyszałem, że jeszcze nie teraz, wpadłem w szał.
– Słuchaj, a może ty mnie oszukałaś?! Może wcale nie chcesz mieć dzieci? Przyznaj się! – wrzasnąłem.
– Ależ skąd! Jasne, że chcę… W takich sprawach się przecież nie kłamie. To byłoby największe świństwo – obruszyła się.
– No myślę! A więc kiedy? Tym razem nie odpuszczę, jak nie usłyszę konkretnej daty! – nacierałem nadal.
Zastanawiała się przez dłuższą chwilę.
– No dobrze… Za pół roku… Tak… Wtedy już będę miała ugruntowaną pozycję w firmie i urlop macierzyński nie zaszkodzi mi w karierze – uśmiechnęła się.
Już miałem jej przypomnieć, że na jednym urlopie się nie skończy, ale ugryzłem się w język. Nie chciałem, by się rozmyśliła.
Tylko pamiętaj, żadnych wymówek! Za sześć miesięcy odstawiasz antykoncepcję i…
– I najdalej za półtora roku powitamy na świecie nasze maleństwo. Mój ginekolog twierdzi, że wyniki badań mam świetne, więc nie będzie żadnych problemów – przytuliła się do mnie.
Byłem taki szczęśliwy!
Cieszyłem się, że moja cierpliwość wreszcie zostanie nagrodzona. Żona dotrzymała słowa. Równiutko po pół roku uroczyście wyrzuciliśmy tabletki antykoncepcyjne do śmieci i rozpoczęliśmy starania o dziecko. Ale choć odstawiłem używki, dobrze się odżywiałem, a w nocy dawałem z siebie wszystko, efektów nie było. Im dłużej to trwało, tym czułem się coraz gorzej. Jak pół faceta albo nawet ćwierć. Monika też wyglądała na zawiedzioną.
– Tak naciskałeś, tak się awanturowałeś, a teraz proszę, nic. Musisz zrobić badania – powiedziała któregoś dnia.
– Po co? U mnie na pewno wszystko w porządku – obruszyłem się.
– Tak? To dlaczego nie jestem w ciąży? Wielu mężczyzn ma teraz kłopoty z płodnością. Jak nie wierzysz, to zajrzyj do internetu – odparła.
Zajrzałem, a jakże. Jeszcze tego samego dnia. I z przerażeniem odkryłem, że moja żona ma rację. Schowałem więc dumę do kieszeni i poszedłem do lekarza. Czekanie na wyniki było koszmarne. Z nerwów nie mogłem spać ani jeść.
– Idealnie nie jest, ale źle też nie. Proszę próbować dalej – usłyszałem od lekarza.
Po powrocie do domu natychmiast przekazałem dobre wieści Monice.
– To na co czekasz? Chyba zastosujesz się do zaleceń pana doktora? – spojrzała zachęcająco w stronę sypialni.
Zastosowałem się. Tej nocy i przez następne. I pewnie robiłbym to do dziś, gdyby nie przypadek. To było miesiąc temu. Monika brała prysznic, więc postanowiłem poszukać w jej torebce kluczyków do samochodu. Spieszyłem się na ważne spotkanie i nie mogłem czekać, aż wyjdzie z łazienki i sama mi je wręczy. W torebce było mydło i powidło, więc wysypałem zawartość na stół. I wtedy wśród góry drobiazgów dostrzegłem znajomo wyglądające opakowanie z lekami. Wziąłem je do ręki i zdębiałem. To były tabletki antykoncepcyjne! Identyczne jak te, które uroczyście wyrzuciliśmy do śmieci, ponoć żegnając się z nimi na zawsze. Dotarło do mnie, że przez te wszystkie lata żona robiła ze mnie idiotę, wodziła za nos, karmiła złudnymi nadziejami. To było jak cios nożem w samo serce. Złapałem pudełko i wparowałem do łazienki. Żona akurat wycierała się ręcznikiem.
– Co to jest?! – podsunąłem jej tabletki pod nos.
– Zajrzałeś do mojej torebki? Jakim prawem?! – poczerwieniała.
– Szukałem kluczyków do samochodu. A więc?! – patrzyłem jej w oczy.
– Nic takiego… Jakiś stary zapas. Pewnie zapomniałam wyrzucić – zaczerwieniła się jeszcze bardziej i spuściła wzrok.
Na kilometr widać było, że kłamie.
– Przyznaj się, nadal je bierzesz! – ledwie trzymałem nerwy na wodzy. Podniosła wolno głowę.
– Tak, biorę. Przykro mi, ale nie chcę mieć dzieci…
– To dlaczego mnie zwodziłaś? Dlaczego udawałaś, że chcesz zajść w ciążę? Dlaczego wysłałaś mnie na te cholerne badania?
– Bo cię kocham i bałam się, że jak wyznam ci prawdę, to mnie porzucisz. A ja nie wyobrażam sobie bez ciebie życia. A badania? Łudziłam się, że może jesteś bezpłodny. Wtedy nie musiałabym udawać – wykrztusiła.
– Ale nie jestem. A to pech, co? – wycedziłem, a potem odwróciłem się na pięcie i wybiegłem z mieszkania.
Nie miałem ochoty dłużej oglądać Moniki
Żałowałem, że kiedykolwiek spotkałem ją na swojej drodze. Od tamtej pory mieszkam u kolegi. Monika dzwoni, pisze rozpaczliwe maile. Błaga o wybaczenie, a nawet obiecuje, że teraz naprawdę odstawi antykoncepcję i za dziewięć miesięcy zostaniemy rodzicami. Mowy nie ma! To koniec naszego małżeństwa. Nigdy jej nie wybaczę i nie zaufam! To niemożliwe po tym, co mi zrobiła.
Poza tym, gdyby nawet rzeczywiście urodziła, co z niej będzie za matka? Wolę już poszukać kobiety, która naprawdę chce mieć dzieci i pokocha je całym sercem. Na szczęście mam jeszcze czas…
Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”