„Żona odejmowała sobie od ust, by spełnić marzenie męża. W tym czasie on sam balował i szastał kasą na prawo i lewo”

oszczędna kobieta fot. iStock by Getty Images, nicoletaionescu
„– Nie muszę wspominać, że Hubert z nią po knajpach nie chodził, przecież oszczędzali… – powiedziała z przekąsem Mańka. – Daria nie miała pojęcia, że jej mąż, surowy zwolennik najprostszych wygód, lubi światowe życie, i że korzysta z niego bez niej”.
/ 02.09.2023 20:14
oszczędna kobieta fot. iStock by Getty Images, nicoletaionescu

Mówią, że trzeba mieć marzenia. Odważnie po nie sięgać, wytrwale dążyć do celu, a wtedy się urzeczywistnią, my zaś będziemy szczęśliwi. Święta prawda, niestety, nie w każdym przypadku. Historia Darii i Huberta zadawała kłam temu twierdzeniu, chociaż, jak się okazało, nie do końca. Para nie trafiła do mnie na terapię, z czego bardzo się ucieszyłam, bo doprawdy nie wiedziałabym, jak im pomóc. A było blisko, Daria jest córką jednej z moich koleżanek i matka bardzo chciała ją do mnie skierować, oczywiście z mężem. Hubert stawił bierny opór i nie pojawili się w moim gabinecie, ale o ich losach  informowana byłam na bieżąco.

Poznali się w Bieszczadach, na szczycie góry, oczekując na wschód słońca. To było miejsce magiczne, oferujące doskonały widok na połoniny i łańcuchy górskie, o brzasku oświetlane jutrzenką, a potem promieniami wyłaniającego się zza horyzontu słońca. Dociera się tam w nocy, a potem siedzi i czeka na spektakl, w otoczeniu innych góromaniaków  zakochanych w bieszczadzkiej przyrodzie. Rodzą się znajomości na całe życie, przyjaźnie, a czasem coś więcej.

Niech każdy żyje po swojemu

Daria przyszła szlakiem z grupką znajomych, Hubert był sam i szybko dołączył do jej towarzystwa. Wschodzące słońce oświetliło ich promieniami, spojrzeli na siebie i… Nie, tak szybko to nie działa, jeszcze wtedy się w sobie nie zakochali, chociaż nie wykluczam, że iskra przeskoczyła. On pomyślał, że dziewczyna z włosami zebranymi w koński ogon jest całkiem fajna, ona goniła go wzrokiem zastanawiając się, kim jest i czy kogoś ma. Razem zeszli z góry i rozstali się, obiecując sobie, że kiedyś spotkają się na szlaku. Dwa dni później wpadli na siebie w jednym z bieszczadzkich schronisk.

Lało jak z cebra, zły czas przeczekiwali, wystawiając do ognia nogi odziane w skarpety i susząc ubłocone buty. Siedzieli obok siebie, ich ramiona stykały się, ktoś brzdąkał na gitarze. Tak zrodziła się miłość naznaczona umiłowaniem zielonych bieszczadzkich szczytów.

Zapowiadało się idealnie, nie ma to jak spotkać bratnią duszę, człowieka, który lubi to samo i myśli podobnie. Oboje wiedzieli, że kiedyś zamieszkają w górach, kupią ziemię i wybudują dom, w którym będą przyjmować gości. Pensjonat w typie schroniska, gdzie każdy będzie mile widziany – ten, co zarezerwuje pokój na dłuższy pobyt, i ten, kto zejdzie ze szlaku i będzie chciał odpocząć. Oboje tak właśnie chcieli żyć, z dala od miasta, blisko połonin i błękitnego nieba, w zgodzie z naturą.

– Mrzonki dwojga wariatów – prychała Mańka, opowiadając mi o córce i jej mężu. – Mają tu pracę, , są niezależni i mogą się rozwijać. A oni chcą to rzucić i wyjechać na odludzie! Nigdy bym się tego po Darii nie spodziewała, nie poznaję jej.

Broniłam ich, niech każdy żyje, jak chce, jeśli go to uszczęśliwia.

– Mówisz tak, bo nie masz dzieci, o które musiałabyś się martwić – Mańka spojrzała na mnie krzywo. – Fajnie jest chodzić z plecakiem po górach, czuć wiatr we włosach i wyobrażać sobie, że jest się wolnym i swobodnym. Prawdziwe życie tak nie wygląda.

Gdy nadal upierałam się, że każdy ma prawo do wyboru własnej drogi, słyszałam to, co zawsze.

– I ty, terapeutka, mówisz takie rzeczy? Wiesz, że małżeństwo to kompromis, sztuka nagięcia oczekiwań, z wolnością nie ma to wiele wspólnego.

Mańka gadała i gadała, wyrzucając z siebie, co jej leżało na sercu, a ja myślałam, że cokolwiek by powiedziała, młodzi i tak zrobią swoje. Można było pozazdrościć im takiego zgrania, wspólnego dążenia do celu. Dla wielu jest to niedościgły ideał, podstawa małżeństwa na dobre i na złe.

Daria i Hubert konsekwentnie realizowali wspólny plan, oszczędzali na wszystkim, odkładając każdy grosz na wymarzony cel. Mogliby wcześniej zyskać potrzebne fundusze na wymarzony dom w górach, ale nie chcieli ubierać się w kredyt, zdaje się, że uzależnienie się od banku kolidowało z ich przekonaniami.

– Masz czas? – spytała pewnego razu Mańka. – Zresztą to nieważne, musisz iść ze mną, chcę ci coś pokazać. Jak zobaczysz to na własne oczy, wreszcie zrozumiesz, czym się martwię.

Zabrała mnie z wizytą do córki i zięcia, pod blokiem zaparłam się jak osioł, przekonana, że chce wykorzystać ich nieobecność, by pokazać mi, jak mieszkają.

– Daj spokój, Daria jest w domu, czeka na nas – Mańka niemal siłą przepchnęła mnie przez drzwi klatki schodowej.

Nie do końca jej wierzyłam, bo wiedziałam, że ma klucze do mieszkania córki. Nie chciałam uczestniczyć w penetrowaniu cudzego mieszkania pod nieobecność gospodarzy.

– Zobaczysz, jak mieszkają, i wypowiesz się jako terapeutka – pouczała mnie Mańka, gdy szłyśmy po schodach.

– A guzik, ja tu jestem prywatnie – pohamowałam ją.

Nie słuchała mnie, była rozkojarzona i naprawdę zmartwiona.

To, co miałam zobaczyć i ocenić, było ascetycznym umeblowaniem mieszkania. Młodzi spali na rzuconym na podłogę materacu, półki, stoliki i komody zrobiono z palet, do siedzenia przeznaczono turystyczne foteliki, telewizora nie zauważyłam.

– Aż dziwne, że prądu nie odłączyli, skoro tak kochają proste życie – zauważyła z przekąsem Mańka, nie krępując się obecnością córki.

Daria natychmiast odparła, że niewiele im do szczęścia potrzeba, ona i Hubert nie zamierzają obrastać w zbędne przedmioty, wiodą proste życie, starając się pozostawić po sobie jak najmniej śmieci, by nie zanieczyszczać planety. Mańka przewróciła oczami, aż się zlękłam, że tak jej zostanie. Wyciągnęłam ją od Darii najszybciej, jak umiałam.

Ona robi to wszystko dla niego...

Kolejne wieści, jakie do mnie docierały, wcale nie były alarmujące, choć Mańka za takie je uważała.

Dobrze zarabiają, ale żyją za grosze, nigdzie nie bywają, wyjeżdżają tylko w góry – opowiadała.

Zaczęłam uważać moją skądinąd sympatyczną przyjaciółkę za straszną teściową, toksyczną babę, która chce układać młodym życie według własnego widzimisię. Po jakimś czasie usłyszałam jednak coś, co sprawiło, że stałam się czujna.

Daria strasznie się zaniedbała – meldowała Mańka – wygląda jak ofiara powodzi, tylko Hubert prezentuje się przyzwoicie, w pracy obowiązuje go dress-code. On kupuje garnitury i marynarki w sklepie, Daria ubiera się w lumpeksach.

– Jak rozporządzają pieniędzmi? – spytałam ostrożnie.

Nieraz miałam do czynienia z patologicznymi skąpcami wydzielającymi żonie każdy grosz. O dziwo, dusigroszami byli na ogół mężczyźni, może dlatego, że ich żony robiły zakupy i doskonale wiedziały, ile co kosztuje.

– O ile wiem, mają wspólne konto, na które wpływają ich pensje. Wydają tylko małą część pieniędzy, resztę odkładają na ten cholerny dom w Bieszczadach – powiedziała Mańka. – Nikt Darii nie zmusza do poświęceń, ona sama wpadła na pomysł restrykcyjnych oszczędności. Słyszałaś, co mówiła? Nic im nie jest potrzebne, podoba im się proste życie, takie jak w górach, na szlaku, gdzie śpi się byle gdzie, najlepiej pod gwiazdami.

– Jeśli to jej wybór, wszystko jest w porządku – uspokoiłam siebie i Mańkę.

– Nie, nie jest! – oświadczyła stanowczo przyjaciółka. – Znam własną córkę, ona robi to dla Huberta. Ty jako terapeutka powinnaś…

Czego to ja nie powinnam jako terapeutka! Mańka żądała, bym oceniła styl życia Darii i Huberta, meble, a nawet ich plany na przyszłość. Wkręcała mnie we własne sprawy, lecz chociaż bardzo ją lubiłam, nie zamierzałam stawać po jej stronie w wojnie z córką. Dobitnie jej to powiedziałam, a Mańka, jak to ona, natychmiast mnie uciszyła:

– Nie masz racji, wcale się nie czepiam. Wiem, że dzieje się coś złego. Daria lubiła jeździć w góry, ale bez przesady. Robiła to dla towarzystwa, jak znajomi wybierali się na szlak, ona zabierała się z nimi, nigdy jednak nie była szalona na tym punkcie. Hubert, przeciwnie, jeździł w Bieszczady w każdej wolnej chwili, włóczył się samotnie, wolny jak ptak. To znaczy tak mu się wydawało, wiesz, co na ten temat myślę. Kiedy Daria spotkała Huberta, nagle dziwnym trafem zrozumiała, że jej miejsce jest w chatce pod szczytem, z ukochanym. Teraz jest gotowa na każde poświęcenie, które przybliży tę wizję i uszczęśliwi Huberta.

– Powiedziała ci to?

– Ja to wiem, widzę, co się dzieje – powiedziała niespokojnie Mańka. – Boję się o nią, bo wiem, jak życie może skopać cztery litery kobiecie, która całkowicie podporządkowuje się facetowi. Daria poświęciła dla niego wygodę, nie robi planów na przyszłość, żyje jak mniszka. Wmawia sobie, że tak jest dobrze, prawdziwe szczęście przyjdzie, gdy zrealizują cel i osiądą w wymarzonym domu. Wtedy naprawdę zaczną żyć, teraz tylko wegetują, czekając na finał. A życie to nie film, rzadko kończy się happy endem. Martwię się, że Daria przejrzy na oczy i dozna strasznego zawodu!

Czasem podejrzewam Mańkę, że miewa napady jasnowidzenia, a ona tylko potrafi obserwować ludzi i wyciągać prawidłowe wnioski. Kilka miesięcy później jej słowa zaczęły się spełniać. Daria znalazła w oddanych do prania mężowskich spodniach rachunek z restauracji. Opiewał na kwotę, za którą robiła zakupy na tydzień.

– Nie muszę wspominać, że Hubert z nią po knajpach nie chodził, przecież oszczędzali… – powiedziała z przekąsem Mańka. – Daria nie miała pojęcia, że jej mąż, surowy zwolennik najprostszych wygód, lubi światowe życie, i że korzysta z niego bez niej.

– A z kim? – spytałam natychmiast.

– Tego Daria nie wie, Hubert nie chciał się zwierzyć – zaśmiała się ponuro. – Niedobrze teraz u nich się dzieje, prawie ze sobą nie rozmawiają. Daria odkryła, że oszczędności odkładane z takim mozołem na dom w górach stopniały, Hubert nieszczęśliwie je zainwestował. Nie miałaby pretensji, gdyby nie zrobił tego za jej plecami, do tej pory była dumna, że omawiają każde posunięcie, to było sensem ich związku. Okazało się, że mąż ma własne sprawy, o których nie chce jej informować, to ją bardzo zabolało.

Jego marzenie wreszcie się spełniło

Nie tylko ją, Hubert też miał zmartwienie. Kiedy plany budowy domu oddaliły się w bliżej nieznaną przyszłość, nie wytrzymał. Wziął urlop i wyjechał w Bieszczady sam, bez Darii. Spakował plecak, oznajmił, że potrzebuje złapać oddech, przemyśleć parę spraw, i tyle go widziano.

Daria płakała i czekała. Naprawdę kochała Huberta, tęskniła za nim, chciała, żeby wrócił i powiedział, jak teraz mają żyć. Plan nie wypalił, nie uda im się odłożyć na chatę w górach, ale przecież mogą wziąć kredyt. Hubert był przeciwny takiemu rozwiązaniu, nie chciał nakładać sobie kajdan, ale innego wyjścia Daria nie widziała. Chciała o tym porozmawiać z mężem, a jego nie było. Telefon milczał, widać Hubert wyłączył go, by zostać sam na sam z naturą.

Urlop się skończył, dzwoniono z pracy, pytano, gdzie jest i czemu nie wraca. Daria też tego nie wiedziała, Hubert przepadł, prawdopodobnie swoim zwyczajem włóczył się po połoninach. Już chciała zgłosić zaginięcie męża, gdy Hubert znienacka wrócił. Pomieszkał trochę w domu, ale o planach na przyszłość nie chciał rozmawiać. Był w bardzo złym nastroju, nie powiedział Darii, że zrezygnował z pracy, po prostu pewnego dnia oznajmił jej, że wyjeżdża. Oczywiście w Bieszczady.

Mańka dosłownie szalała, dzwoniła do mnie codziennie.

– Ten człowiek jest nieodpowiedzialny, to się skończy rozwodem! – prorokowała. – Co o tym myślisz jako terapeutka?

Według mnie Daria wyszła za mąż za człowieka, który nie był wolny, wcześniej poślubił marzenie o życiu w górach. Kochał Darię, dopóki było mu z nią po drodze, kiedy zobaczył, że razem nie osiągną tego, czego pragnął, po prostu się urwał. Nie powiedziałam tego Mańce, nie chciałam jej dołować.

Jakiś czas później do Darii dotarły wieści, że Hubert zamieszkał u kobiety, która prowadzi pensjonat, taki, o jakim zawsze marzył. Szybko się rozwiedli, Daria dość długo lizała rany, ale kiedy kupiła normalne meble, Mańka się ucieszyła. Twierdziła, że jej córka znów jest sobą, otrząsnęła się po związku z dziwnym facetem. 

Dziś Daria jest samotna i bardzo ostrożnie podchodzi do znajomości z mężczyznami, boi się, żeby nie powtórzyć błędów. Hubert z nową kobietą długo nie wytrwał, widać chatka w górach nie jest gwarantem szczęścia. Wrócił do miasta, przywdział garnitur i znalazł pracę w prywatnej firmie. Na spotkaniu integracyjnym poznał córkę właściciela, bardzo zamożnego biznesmena. Tak zauroczył dziewczynę, że nie zważając na nic, postanowiła mieć go na własność.

Kochający tatko wyprawił córce huczne weselisko, zadbał o apartament dla młodych, a w charakterze ślubnego prezentu dorzucił kawał ziemi w Bieszczadach, córka go o to prosiła. Trwa budowa domu, dogląda jej Hubert, wreszcie szczęśliwy, że jego marzenie zyskuje realny kształt. Długo na nie czekał, ale jak wiemy, trzeba odważnie sięgać po to, na czym nam zależy, wytrwale dążyć do celu. Jest tylko jedno ale. Teść-biznesmen okazał się podobnie podejrzliwy jak Mańka, powstającą chatkę i ziemię przepisał na córkę. No ale nie ma róży bez kolców. Hubert jako mąż też będzie mógł z niej korzystać.

Czytaj także:
„Z mężem rozwiodłam się, bo szastał kasą. Mówili, że jestem sknerą, a ja po latach z własnej woli oddałam mu oszczędności”
„Mąż zbierał na nowe auto, więc zaczął wydzielać mi pieniądze na dom. Sęk w tym, że nie miał pojęcia, ile co kosztuje”
„Mąż mojej sąsiadki przepuścił całą wypłatę w jeden dzień. Biedaczka nie ma czym dzieci wykarmić, a ten bałwan baluje”

Redakcja poleca

REKLAMA