„Żona nie widzi świata poza pieluchami. Rozterki i żale świeżo upieczonego tatusia topię w ramionach koleżanki z pracy”

facet fot. iStock by Getty Images, 10'000 Hours
„Poszliśmy do pobliskiego bistro. Powoli zacząłem opowiadać, jak trudno mi jest ostatnio w domu. Słuchała uważnie, nie przerywała. Kiedy skończyłem, poczułem, jakby spadał mi z serca jakiś ciężar”.
/ 05.11.2024 13:15
facet fot. iStock by Getty Images, 10'000 Hours

Zanim przyszła na świat Ola mieliśmy z żoną swoje małe rytuały, jak wieczorne oglądanie filmów z winem i dobrymi przekąskami. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy i ogólnie wspaniale spędzaliśmy razem czas. Było idealnie.

Odtrącała mnie

– Życie z dzieckiem to wyzwanie, ale zobaczysz, pokochasz rolę taty – mówiła jeszcze rok temu, gdy dowiedzieliśmy się, że będziemy rodzicami. Byłem wtedy pełen nadziei. Po porodzie wszystko oczywiście się zmieniło, ale nie tak, jak miało. Sylwia jakby stała się kimś zupełnie innym.

Oczywiście rozumiałem to na początku – nieprzespane noce, karmienia, pieluchy, strach o zdrowie dziecka. Przez pierwsze tygodnie dawałem z siebie wszystko, w każdej chwili starałem się być przy niej, pomagać, jak mogłem. Ale ona tylko mówiła, że sobie ze wszystkim poradzi. Nie chciała mojej pomocy. Skończyło się na tym, że niemal nie miałem dostępu do córki, bo żona non stop przy niej była.

Czułem się coraz bardziej samotny. Wracałem z pracy, widząc, jak biega od kuchni do pokoju córeczki, zatopiona w pieluchach, gotowaniu, uspokajaniu płaczu. Nie miałem do niej pretensji o to, że troszczy się o nasze dziecko, ale z czasem zorientowałem się, że ja przestałem się w ogóle liczyć.

Z dnia na dzień coraz bardziej czułem się jak duch we własnym domu. Była Sylwia i dziecko, a ja gdzieś na marginesie. Wstawałem rano, jadłem sam śniadanie, wracałem wieczorem i po prostu kładłem się spać niezauważony.

Zacząłem spędzać w pracy coraz więcej czasu. Tam przynajmniej ktoś dostrzegał, że istnieję. Nawet jeśli było to tylko kurtuazyjne „cześć” od kolegi czy koleżanki mijanych we wspólnej kuchni.

Nie umieliśmy dojść do zgody

Próbowałem o tym rozmawiać z żoną, ale mnie zbywała.

– Jestem zmęczona. – odpowiadała. – Zajmuję się dzieckiem cały dzień.

– Przecież mówiłem, że ci pomogę, odtrąciłaś mnie. Mam wrażenie, że mnie tu nie ma.

Przez chwilę myślałem, że coś odpowie, ale widziałem tylko, jak przymyka oczy, jakby trzymając złość na wodzy.

– Może twoje potrzeby nie są teraz najważniejsze.

Zamarłem. Czy ona nie widziała, że rujnuje nasze małżeństwo?

Nazajutrz w pracy nie mogłem przestać myśleć o tamtej kłótni. Z jednej strony czułem złość, z drugiej pustkę. Po prostu zabrakło między nami słów.

– Wszystko w porządku? – Głos Asi, koleżanki z pokoju obok, wyrwał mnie z zamyślenia. Stała obok mojego biurka.

– Tak… – odpowiedziałem, próbując się uśmiechnąć. – Po prostu ciężki dzień.

Dostrzegłem w jej oczach uwagę i chęć zrozumienia. Potrzebowałem rozmowy, nawet jeśli miała być z kimś, kogo właściwie dobrze nie znałem.

– Może chcesz wyskoczyć na lancz? Czasem trzeba coś po prostu z siebie wyrzucić – powiedziała.

Przez chwilę się wahałem. Przecież nie będę opowiadał koleżance z pracy o swoich problemach małżeńskich! Ale z drugiej strony to była jedyna osoba, która naprawdę zainteresowała się tym, jak się czuję.

Czułem się samotny

Poszliśmy do pobliskiego bistro. Powoli zacząłem opowiadać, jak trudno mi jest ostatnio w domu. Słuchała uważnie, nie przerywała. Kiedy skończyłem, poczułem, jakby spadał mi z serca jakiś ciężar.

– Naprawdę mi przykro – powiedziała. – Może Sylwia potrzebuje czasu.

Czułem wdzięczność za wsparcie, które okazała mi koleżanka. Od tamtej pory już nie była dla mnie tylko kumpelą z pracy. Z czasem zauważyłem, że zaczynam czekać na jej dyskretne pytania „Jak tam w domu?” podczas porannej przerwy na kawę.

Któregoś wieczoru zostałem dłużej w biurze po godzinach, by dokończyć projekt. Asia również postanowiła zostać.

– Dobrze, że ten dzień się kończy – westchnęła, kiedy spotkaliśmy się w kuchni. – Chyba dawno nie czułam się tak wyczerpana.

– To widać – zażartowałem.

I wtedy, kompletnie zez zastanowienia, pochyliłem się ku niej, a nasze usta się zetknęły. Nieśmiały pocałunek przerodził się w coś intensywniejszego. Serce waliło mi jak szalone, ale w tej samej sekundzie poczułem na sobie całe brzemię tego, co się właśnie wydarzyło.

To był moment

Chciałem coś powiedzieć, ale słowa grzęzły mi w gardle. Posunąłem się o krok za daleko. Ale może tego potrzebowałem.

Wróciłem do domu późno. Wziąłem głęboki wdech, próbując uspokoić rozszalałe myśli. Światło w salonie wciąż się świeciło. Sylwia spała na kanapie, a obok niej w łóżeczku nasza córka.

Stałem tak przez chwilę, patrząc na tę scenę. Nie zdążyłem nawet dojść do kuchni, kiedy Sylwia się poruszyła.

– Wróciłeś… – wymamrotała, przecierając oczy.

– Tak, projekt w pracy się przedłużył – rzuciłem.

Nie mogłem znieść jej spojrzenia. Przełknąłem ślinę, próbując zebrać myśli. Przez sekundę zastanawiałem się, czy powiedzieć jej prawdę o Asi. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

– Tęsknię za nami.

Te słowa wbiły się we mnie, mocno, ale nie obiecałem, że wszystko wróci do normy. Nocą przewracałem się z boku na bok, myśląc o Sylwii, o jej zmęczonej twarzy i tym jednym zdaniu, które powiedziała. Było w tym coś bolesnego, a jednocześnie miałem wrażenie, że nie potrafię tego już przywrócić. Jakbyśmy oboje zawędrowali za daleko i żadne z nas nie znało drogi powrotnej.

Następnego dnia w pracy wiedziałem, że muszę postawić sprawę jasno. Moje miejsce było w domu, z Sylwią i naszym dzieckiem. Nieważne, jak samotny się czasem czułem, coś we mnie pękło.

Miałem wyrzuty sumienia

Asia pojawiła się w drzwiach mojego gabinetu jakby nic się nie stało. Uśmiechnięta, pewna siebie, z filiżanką kawy w dłoni.

– Jak się masz po wczoraj? – spytała.

– To nie powinno się zdarzyć.

– Dlaczego? – zapytała. – Przecież między nami jest coś więcej niż tylko koleżeństwo, oboje to wiemy.

– Tak – przyznałem. – Ale mam rodzinę. Nie mogę tego przekreślić.

Przez chwilę milczała. W końcu odwróciła się do wyjścia.

– Rozumiem. Nie chciałam tego komplikować. Po prostu myślałam, że może też jestem dla ciebie kimś ważnym.

Patrzyłem na nią, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Była ważna. Była przystanią, której potrzebowałem, kiedy Sylwia wydawała się być daleko. Ale to była iluzja.

– Kocham Sylwię. I chcę, żebyśmy spróbowali to naprawić. Choć nie wiem jak.

Widziałem, jak jej oczy robią się wilgotne, ale po chwili kiwnęła głową, powoli wstając z biurka.

– Jasne. Czasem trzeba zrobić to, co się uważa za słuszne – powiedziała, odwracając się i wychodząc bez słowa.

W momencie, gdy drzwi się za nią zamknęły, poczułem ciężar na sercu, ale też pewnego rodzaju ulgę. W głębi duszy wiedziałem, że podjąłem jedyną decyzję, jaką mogłem. Teraz pozostało mi tylko zmierzyć się z tym, co sam zaprzepaściłem w domu.

Leszek, 40 lat

Czytaj także:
„Rozwiodłam się i zamknęłam serce na innych facetów. Wolałam już uchodzić za dziwaczkę, niż za naiwną desperatkę”
„Spakowałam walizkę i uciekłam od rodziny. Musiałam sobie przypomnieć, jak to jest, gdy nikt ode mnie nic nie chce”
„Takiej żmii jak moja teściowa trzeba ze świecą szukać. Każdy mój krok i zachowanie oceniała jak w reality show”

Redakcja poleca

REKLAMA