Po rozwodzie z Maćkiem przysięgłam sobie jedno: nigdy więcej miłości. Zbyt wiele razy zostałam zraniona, by znowu ryzykować. Małżeństwo zostawiło we mnie blizny, które powoli goiłam, skupiając się na pracy i na sobie. Samotność stała się moim schronieniem, miejscem, gdzie mogłam poczuć się bezpiecznie. Nie potrzebowałam nikogo – tak sobie powtarzałam. Aż do momentu, gdy spotkałam Wojtka. Był jak tornado – spontaniczny, pełen energii, zupełnie inny niż Maciek. Jego obecność zaczęła we mnie coś budzić, coś, czego nie chciałam czuć.
– Przecież to nie ma sensu – mówiłam sobie, ale dlaczego nie mogłam przestać o nim myśleć?
To był zwykły wieczór u znajomych
Zgodziłam się pójść na tę imprezę, choć od dawna unikałam takich miejsc. Justyna przekonywała mnie, że potrzebuję trochę luzu, oderwania od codzienności, ale ja wolałam spokój. Wojtek pojawił się tam niespodziewanie – głośny, energiczny, rozśmieszał wszystkich wokół, a ja? Siedziałam z boku, obserwując. Był dokładnym przeciwieństwem wszystkiego, czego unikałam. Za bardzo przypominał ludzi, od których uciekałam po rozwodzie.
Jednak zanim zdążyłam zniknąć, stanął przede mną z szerokim uśmiechem.
– Hej! Czemu tu siedzisz sama? Takie imprezy są do zabawy, nie do siedzenia w kącie – powiedział z pełnym luzu głosem, jakby znał mnie od lat.
– Cóż, nie wszyscy muszą być duszą towarzystwa – odparłam, próbując go zniechęcić.
– Może i nie, ale tu nie chodzi o bycie duszą towarzystwa. Chodzi o to, żeby dobrze się bawić! Może zatańczysz?
– Nie, dzięki. Taniec to zdecydowanie nie mój żywioł – uśmiechnęłam się lekko, chcąc jak najszybciej zakończyć rozmowę.
Wojtek jednak nie odpuszczał. Zamiast zostawić mnie w spokoju, zaczął opowiadać historie z dzieciństwa, śmiał się i zadawał pytania, które z początku wydawały mi się zbyt bezpośrednie. Ale coś w jego uśmiechu, w tej beztrosce, sprawiło, że zaczęłam się otwierać, choć walczyłam z tym uczuciem.
– Naprawdę tu nie pasuję – dodałam, próbując go przekonać, że nie jestem zainteresowana rozmową.
– Niby czemu? – odpowiedział, nie przestając się uśmiechać. – Może właśnie pasujesz. Po prostu jeszcze o tym nie wiesz.
Jego słowa pozostały w mojej głowie jeszcze na długo po tej imprezie. Nie mogłam ich zignorować, mimo że starałam się z całych sił. Wojtek był inny. I to mnie przerażało.
Walczyłam z własnymi myślami
Po tamtej imprezie wiedziałam, że muszę unikać Wojtka. Wydawał się... niebezpieczny. Nie w sensie fizycznym, ale emocjonalnym. Był zbyt bliski temu, czego starałam się unikać – otwartości, spontaniczności, braku kontroli. Byłam pewna, że jeżeli pozwolę sobie na jakiekolwiek uczucia, skończę zraniona, jak to było z Maćkiem.
Mimo to Justyna nie dawała za wygraną. Zawsze, kiedy pytała mnie o Wojtka, próbowała namówić, bym przestała uciekać.
– Może chcesz jego numer? – spytała pewnego popołudnia, siedząc w mojej kuchni z kubkiem kawy.
– Justyna, przestań. On mnie nie interesuje – odpowiedziałam, ale czułam, że mówię to bardziej sobie niż jej.
– Naprawdę? Bo wydaje mi się, że jednak coś między wami iskrzyło. Nie każdy facet jest taki jak Maciek. Wojtek to zupełnie inna liga. Dlaczego nie spróbujesz?
– Nie rozumiesz. Nie chcę znowu przez to przechodzić. Maciek coś we mnie zniszczył – powiedziałam, zaciągając się powietrzem, jakbym znowu czuła ból rozwodu.
Justyna westchnęła, patrząc na mnie z troską.
– Może masz rację, może to zbyt wcześnie. Ale zasługujesz na szczęście. Zasługujesz na kogoś, kto cię pokocha taką, jaka jesteś.
Nie chciałam tego słuchać. W mojej głowie wciąż krążyło pytanie: co jeśli znowu zostanę zraniona? Wojtek był inny, ale czy to oznaczało, że nie mógł mnie zawieść? Mimo wszystko jego beztroski sposób bycia zaczynał mnie wciągać. Nawet jeśli to oznaczało ryzyko.
Nie mogłam go ignorować
Wojtek coraz częściej pojawiał się w moim życiu. To było jak przeznaczenie – zawsze znajdował sposób, by się spotkać. Na początku był delikatny, nie narzucał się. Jego humor, spontaniczność i ten uśmiech zaczynały przyciągać mnie coraz mocniej. Mimo że próbowałam trzymać dystans, to za każdym razem, kiedy spędzaliśmy razem czas, czułam, jak moje opory topnieją.
Spotykaliśmy się przypadkowo – najpierw w większej grupie, potem przy kawie, jakby nasze drogi krzyżowały się bez mojego wpływu. Za każdym razem, kiedy widziałam go rozbawionego, beztroskiego, zaczynałam kwestionować wszystko, co sobie obiecałam po rozwodzie. Przecież przysięgłam, że już nigdy nie pozwolę sobie na taką słabość. A jednak – z każdym kolejnym spotkaniem Wojtek burzył mur, który budowałam latami.
– Dlaczego tak bardzo mnie unikasz? – zapytał pewnego dnia, kiedy wróciliśmy razem z grupą znajomych z kina. Było późno, a my zostaliśmy na przystanku sami, czekając na autobus.
Spojrzałam na niego, czując, że mój wewnętrzny opór znów bierze górę.
– Nie unikam cię. Po prostu... mam swoje sprawy – próbowałam się wykręcić, choć wiedziałam, że to kłamstwo.
– Każdy ma swoje sprawy. Ale czuję, że jest coś więcej – powiedział cicho, patrząc mi prosto w oczy. – Masz w sobie coś, co trzyma cię z dala od innych. Co to jest?
Westchnęłam. Wiedziałam, że nie będę mogła unikać tej rozmowy wiecznie. Wojtek zasługiwał na szczerość, choć bałam się, że gdy mu ją wyznam, zniszczę to, co między nami zaczynało się tworzyć.
– Ja... miałam już związek, który mnie złamał – zaczęłam niepewnie. – Maciek, mój były mąż, zniszczył wszystko, czym byłam. Zdradził mnie, zrujnował moje zaufanie. Odbudowanie siebie zajęło mi lata. I teraz... boję się, że to się powtórzy.
Wojtek milczał przez chwilę, a ja czułam, jak serce bije mi mocniej. Bałam się, że po tej rozmowie wszystko się skończy. Że powie, że nie chce mieć do czynienia z moimi problemami. Ale jego słowa kompletnie mnie zaskoczyły.
– Rozumiem, dlaczego się boisz. Ale ja nie jestem nim. Nie możesz pozwolić, żeby jego błędy zrujnowały ci przyszłość – odpowiedział, a w jego głosie nie było cienia oceny, tylko zrozumienie.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Nie obiecuję, że wszystko będzie idealne. Ale mogę obiecać, że będę obok ciebie, jeśli mi pozwolisz – dodał.
Te słowa utkwiły we mnie głęboko. To była propozycja, której nie mogłam zignorować, choć nadal czułam w sobie opór. Miłość była dla mnie ryzykiem. Ale czy tym razem było warto zaryzykować?
Musiałam rozliczyć się z przeszłością
Słowa Wojtka dźwięczały mi w głowie przez następne dni. Jego propozycja – żeby spróbować, żeby zaryzykować – była jednocześnie przerażająca i kusząca. Nie chcę znowu przechodzić przez to samo, co z Maćkiem. Tamto rozczarowanie wciąż tkwiło we mnie głęboko, jak nieuleczona rana, którą trudno było zabliźnić. Jednak teraz... z Wojtkiem wszystko wydawało się inne. Czułam, że mogę mu zaufać, choć bałam się dopuścić do siebie tę myśl.
Musiałam z kimś o tym pogadać. Justyna była osobą, której mogłam powiedzieć wszystko, a teraz potrzebowałam jej rady bardziej niż kiedykolwiek.
– Powiedział ci, że chce spróbować? – zapytała, popijając kawę w naszej ulubionej kawiarni.
– Tak, ale nie wiem, co robić. Boję się, że to znowu się źle skończy – odpowiedziałam, próbując zapanować nad emocjami. – Przy Maćku też myślałam, że go znam. A okazało się, że mnie zdradzał. Jak mam teraz zaufać komuś innemu?
Przyjaciółka spojrzała na mnie ze współczuciem.
– Nie możesz całe życie żyć w cieniu tego, co zrobił twój były mąż. Wojtek to inna historia. Chcesz dać mu szansę? A jeśli tak, to musisz mu zaufać – powiedziała stanowczo. – Wiem, że to trudne. Ale z tego, co mówisz, Wojtek nie jest typem faceta, który chciałby cię zranić.
Westchnęłam. Wiedziałam, że Justyna ma rację, ale wciąż miałam wątpliwości. Każda myśl o Wojtku była teraz połączona z obawą, że znowu zostanę skrzywdzona. Jednak jedno było pewne – on nie zamierzał mnie oszukiwać. Był szczery i otwarty, a ja powoli zaczynałam czuć, że jego słowa – te o tym, że nie jest Maćkiem – były prawdziwe.
Kilka dni później Wojtek zaprosił mnie na spacer po parku. To miał być zwykły wieczór, bez żadnych zobowiązań. Ale dla mnie to było coś więcej – test, czy jestem gotowa na nowo otworzyć się na miłość. Gdy szliśmy alejkami, czułam się dziwnie spokojna, mimo że wciąż toczyłam wewnętrzną walkę.
– Myślałem ostatnio o naszej rozmowie – powiedział Wojtek, przerywając ciszę. – Chcę, żebyś wiedziała, że rozumiem, dlaczego jesteś ostrożna. Ale jestem tu i będę, jeśli mi na to pozwolisz.
Zatrzymałam się, patrząc na niego.
– Ale co, jeśli nie dam rady? Co, jeśli znowu coś pójdzie nie tak? – wyszeptałam, ledwo hamując emocje, które rosły we mnie od tygodni.
Podszedł bliżej, kładąc mi rękę na ramieniu.
– W życiu nic nie jest pewne. Ale jedno wiem: warto spróbować. Warto zaryzykować, żeby żyć naprawdę, a nie tylko unikać bólu. Co na to powiesz?
Patrzyłam na niego, czując, jak opory zaczynają we mnie pękać. Może Justyna miała rację. Może warto zaryzykować, żeby znaleźć szczęście. Może Wojtek naprawdę był inny.
– Zaryzykujmy – powiedziałam w końcu, czując, jak serce bije mi mocniej. Może po raz pierwszy od dawna miałam nadzieję.
Zaryzykowałam i podjęłam decyzję
Z Wojtkiem, ze sobą, z tym, co mogło się wydarzyć. Początkowo wszystko wydawało się dziwne. W głowie wciąż miałam lęki, że to tylko chwilowe, że coś pójdzie nie tak. Ale Wojtek nigdy nie dał mi powodów, by w to wierzyć. Był cierpliwy, otwarty, zawsze uśmiechnięty. Kiedyś te cechy mnie przerażały – wydawały się zbyt lekkie, zbyt nierealne. Teraz zaczęłam dostrzegać w nich siłę. To on pokazał mi, że życie nie musi być ciężkie, że można się cieszyć chwilą, nie myśląc o tym, co może się nie udać.
Jednego wieczoru, kiedy siedzieliśmy razem na balkonie, patrząc na miasto w dole, poczułam, że coś się zmieniło. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, a ja po raz pierwszy od dawna czułam spokój. Wojtek patrzył na mnie uważnie, jakby wiedział, że coś dzieje się w mojej głowie.
– Wiesz, myślałam o tym wszystkim – zaczęłam, czując, jak jego wzrok wbija się we mnie.
– Tak? – spytał, uśmiechając się lekko.
– Zaczęłam rozumieć, że moje lęki trzymały mnie w miejscu. Przez lata bałam się miłości, bałam się zaufać komuś. Ale... z tobą jest inaczej – powiedziałam, nie do końca wierząc, że te słowa naprawdę przechodzą przez moje usta.
Wojtek uśmiechnął się szeroko, choć jego spojrzenie było poważne.
– Cieszę się, że to mówisz. Ale to nie znaczy, że teraz wszystko będzie idealne. To oznacza tylko, że idziemy tą drogą razem – odpowiedział, chwytając mnie za rękę.
Spojrzałam na niego, czując ciepło jego dłoni i pewność, która bije z jego słów. Zrozumiałam wtedy, że miłość nie polega na tym, by unikać bólu, ale na tym, by mieć kogoś, kto będzie przy nas, kiedy ten ból się pojawi.
– Chyba warto zaryzykować – powiedziałam cicho, a on tylko ścisnął moją dłoń mocniej.
Klaudia, 33 lata
Czytaj także:
„Straciłam głowę dla faceta, który mógłby być moim ojcem. Wieczorami zamienia się jednak w namiętnego amanta”
„Miałam romans, bo brakowało mi wrażeń w życiu. Jedno wydarzenie sprawiło, że zaczął liczyć się dla mnie tylko mąż”
„Doniosłam na niewiernego faceta koleżanki. Nie mam zamiaru kryć tego zdradzieckiego typa i jego wypudrowanej kochanki”