`Wpatrywałem się niewidzącym wzrokiem w ciemną toń wody. Łódka kołysała się lekko na drobnej fali. Powiew wiatru zepchnął mnie nieco w stronę brzegu. Powinienem poruszyć wiosłami, żeby wrócić na poprzednie miejsce, ale nawet tego mi się nie chciało. Nic mi się nie chciało. A najgorsze było poczucie samotności. Miałem wybrać się na ryby z Konradem, ale wymówił się poprzedniego wieczoru, że jego żona źle się czuje i nie może jej zostawić. Nieszczególnie mu wierzyłem. W uszach wciąż jeszcze dźwięczały mi słowa byłej małżonki.
– Zostaniesz sam, zobaczysz – wysyczała podczas jednej z kłótni. – Odejdą od ciebie wszyscy znajomi i przyjaciele!
– Przyjaciół akurat nikt mi nie zabierze – odparłem, z trudem zachowując spokój.
– Tak? – uśmiechnęła się szyderczo. – Ja ci ich zabiorę!
Nasza więź wyraźnie się rozluźniła
Nie wierzyłem w to oczywiście, ale ostatnie dni świadczyły, że faktycznie mogła spełnić swoją groźbę. Zostałem zupełnie sam, tak jak przepowiadała. Po końcowej sprawie rozwodowej nie widziałem się z nikim znajomym. Konrad i Grzesiek wprawdzie rozmawiali ze mną telefonicznie, ale jakoś tak niemrawo. W ogóle od kilku miesięcy widywaliśmy się rzadko. Nie bardzo miałem się z nimi gdzie spotkać, bo w domu panowała marna atmosfera, a w ogóle musiałem się wyprowadzić do rodziców, zanim się jakoś ustawię. Do nich było mi jakoś niezręcznie zachodzić, gdyż moja była już żona dobrze się znała z Ewką i Kaśką, więc patrzyły na mnie krzywo.
W związku z tym rozwodem nie miałem powodów do dumy. Uczciwie rzecz ujmując, to była głównie moja wina. W małżeństwie działo się źle od paru lat, ale faktem pozostaje, że to ja pierwszy znalazłem sobie kogoś na boku. Początkowo miała być to znajomość niezobowiązująca, bez burzenia dotychczasowych układów, ale dość szybko się zakochałem.
Żona domyśliła się, że ją zdradzam, po niedługim czasie. Nie musiała się zresztą wielce domyślać, bo nie bardzo się ukrywałem z nowym związkiem. Nie chwaliłem się oczywiście na prawo i lewo, jednak można było nas razem zobaczyć w samochodzie, a nawet na spacerze czy w kawiarni.
– Przyjdą do ciebie z sądu papiery rozwodowe – powiedziała pewnego wieczoru żona.
Przyznam, że nawet się ucieszyłem. Sam miałem zamiar wnieść o rozwód. Sytuacja w domu stawała się nie do wytrzymania, cierpieli na tym wszyscy, a najbardziej dzieci.
Tylko że z rozwodem nie poszło łatwo. Żona powołała na świadków, kogo tylko mogła, nawet moich najbliższych kumpli. To również sprawiało, że bardzo źle znosiłem sprawy w sądzie. Wprawdzie Konrad i Grzesiek zgodnie oświadczyli, że nie wiedzą nic więcej, niż to, co usłyszeli od mojej żony, więc nie są w stanie potwierdzić, jak było, ale jej chodziło tylko o to, żeby w ogóle stanęli przed składem sędziowskim i żebym musiał na to patrzeć.
Moi przyjaciele zachowali się w porządku, tyle że po tych wydarzeniach wyraźnie rozluźniły się nasze więzi. Widywaliśmy się od czasu do czasu na jakimś piwie w ulubionej knajpce, czułem jednak, że chłopakom zaczęła ciążyć znajomość ze mną. A wczorajszy wykręt Konrada tylko to potwierdził.
Na tym chyba polega przyjaźń
Patrzyłem na spławik i myślałem, że jestem równie samotny, jak on. Podskakiwał na falkach, tak samo jak ja na powierzchni życia, tyle że on nie musiał się o nic martwić. Ani o trudny rozwód, ani o to, co zrobić ze sobą w przyszłości, ani o to, że ta, dla której zmarnowałem małżeństwo, i tak odeszła… Zostałem sam ze sobą, a to w moim stanie ducha było nader kiepskie towarzystwo.
Spławik nagle drgnął, zanurzył się, poczułem drgnięcie na wędce. Odruchowo poderwałem żyłkę, ale zaraz zrezygnowałem. Sam się czułem jak ryba wzięta na haczyk, jakoś mi było głupio wyciągać z wody Bogu ducha winną rybę. Miałem nadzieję, że nie nabiła się mocno na ostrze i zaraz odpłynie. Popuszczałem żyłkę, aż w końcu poczułem luz. Ryba popłynęła w swoją stronę, a ja znów zapatrzyłem się na wodę i spławik. Już nic pewnie z przynęty nie zostało – i dobrze. Posiedzę spokojnie, udając, że czekam na branie.
W pewnej chwili doleciał do mnie zza pleców plusk wioseł. Nie obejrzałem się nawet. Po co? Jakiś wędkarz też postanowił zażyć uroków wędkowania z łódki. Żeby tylko mi nie przeszkadzał… Ale plusk zbliżał się, najwyraźniej tamtemu też pasował ten obszar jeziora. Trudno, trzeba będzie się zbierać. Jeszcze zacznie mnie zagadywać, czy ryby biorą…
Nagle poczułem dość mocne uderzenie. Odwróciłem się, żeby zdrowo objechać intruza, ale zamarłem z otwartymi ustami.
– No, co jest, stary? – roześmiał się Konrad, przytrzymując się ręką burty mojej łodzi. – Widzisz, jednak się urwałem. Kaśka poczuła się lepiej, a poza tym w domu są dzieciaki, mogą jej polecieć po zakupy. A ty nie powinieneś siedzieć sam jak palec.
– Rany… – byłem tak zaskoczony, że nie wiedziałem, co powiedzieć. – Dzięki, stary.
– Na brzegu czeka Grzesiek – zaskoczył mnie po raz drugi. – Wiesz przecież, że on nie lubi wędkowania, ale opiekuje się browarkami i robi kanapeczki. Jak stąd się zawiniemy, będzie co w gardziołko zapodać.
– Kurczę – wymamrotałem. – Ewka i Kaśka chyba nie są zadowolone.
Potrząsnął głową.
– Jesteś naszym przyjacielem, chłopie – oznajmił dziwnie uroczystym jak na niego tonem. – I żony muszą się z tym pogodzić. Zrobiłeś, co zrobiłeś, żaden z nas tego nie pochwala. Ale to nie oznacza, że mamy cię od razu potępić w czambuł i zapomnieć, że się znamy. Na tym chyba polega przyjaźń, co? Ty też byś mnie w tyłek nie kopnął w takiej sytuacji.
– Dziękuję – wciąż zbierałem myśli.
Spojrzałem na brzeg. Grzesiek właśnie wyszedł zza krzaków i pomachał do nas.
Czytaj także:
„Po rozwodzie miałam nabrać wiatru w żagle, a skończyłam jak rozbitek na bezludnej wyspie. Wszyscy się ode mnie odwrócili”
„Mąż zostawił mnie dla młodszej, piękniejszej i... pyskatej. Już po rozwodzie on i jego mamusia tego żałowali”
„Po rozwodzie, mąż wycisnął mnie jak cytrynę. Odebrał mi wszystko, nawet przyjaciółkę. Kupił ją za awans i ciepłą posadkę”