„Żona harowała za granicą, by spłacić moje długi, a ja balowałem z kochankami. Szybko okazało się, że ona też ma coś za uszami”

Mężczyzna, który zdradza żonę fot. Adobe Stock, Paolese
„Nie mogłem patrzeć na tę opuchniętą od łez twarz. Tej nocy nie położyłem się już do łóżka. Wsiadłem w samochód i jeździłem po opustoszałych ulicach aż do rana. Całe moje życie zawaliło się w jednej chwili. Nie mogłem, po prostu nie potrafiłem już dzielić życia z tą kobietą. Nie po tym, czego się dowiedziałem".
/ 07.11.2022 09:45
Mężczyzna, który zdradza żonę fot. Adobe Stock, Paolese

Doskonale pamiętam ten dzień, gdy postanowiłem wziąć los we własne ręce. Z niedowierzaniem przeliczyłem gotówkę wręczoną mi przez wysztafirowaną na nastolatkę żonę szefa i powiedziałem: dość. Nie mogę być głupszy od patałachów, którzy zatrudniają mnie za psie pieniądze.

Ale czy człowiek bez układów i znajomości ma realne szanse? Już biorąc kredyt na rozwinięcie firmy, przeszacowałem… Niby na papierze wszystko wydawało się proste, jednak zaczęło się sypać przy wdrażaniu.

Firma budowlana, którą zalegalizowałem, miała przynosić dochody, ba, musiała je przynieść, ale w zupełnie niezrozumiały sposób prawie od początku wykazywała straty. Zleceń niby nie brakowało, tyle że oferowana zapłata z trudem pokrywała wydatki. By dogonić konkurencję, pierwszy kredyt przeznaczyłem na zakup ciężkiego sprzętu.

Małżeństwo musi się wspierać

– Czy nas na to stać, Andrzej? – nieśmiało wyraziła swój sceptycyzm Sylwia.

– Kochanie, ty zajmujesz się domem – wyjaśniłem – i ja cię nie pouczam, do której szafki masz wstawić to czy tamto. Nie mieszam się, bo jesteś fachowcem, rozumiesz? Umówmy się, że sprawy firmy są na mojej głowie.

Kupno koparki miało obniżyć koszty własne, bo wynajem ciężkiego sprzętu nadwyrężał budżet i ograniczał nasze możliwości. Z koparką mogłem już startować w konkretnych przetargach, tyle że te zawsze wygrywała inna firma.

Zarywałem noce, by na maksa obniżyć kosztorys, zawsze jednak dochodziłem do granicy, od której robota stawała się nieopłacalna. Nie mam pojęcia, jak sobie radziła z tym konkurencja, skoro brała zlecenia niemogące generować zysku… Zagadka życia.

I tym sposobem to, w co zainwestowałem, by stanąć w szranki z wielkimi graczami, zaczęło bezlitośnie ciągnąć mnie w dół. Kredyt spłacałem kredytem, słabo spałem, mało jadłem i paliłem jak lokomotywa. Skończyło się lekkim zawałem i okresem rekonwalescencji, po którym moja firma całkowicie wypadła z obiegu. Sprzedałem majątek ruchomy firmy, ale to i tak nie pokryło wszystkich długów.

– Może żona by ci pomogła? – doradził mi kumpel. – O ile wiem, nigdzie nie pracuje… Stać was na to?

– Prowadzi dom, patałachu – odpowiedziałem. – To też jest praca.

– Nie chciałem cię, Andrzejku, urazić – powiedział, rozlewając resztkę wódki do kieliszków. – Ale, powiedzmy sobie szczerze, teraz, kiedy wasz syn mieszka w internacie, za dużo roboty w domu nie ma, prawda? A ja mam namiary na świetną fuchę. Robota w Edynburgu, czyli sobie jeszcze kobieta pozwiedza, kawałek świata zobaczy… Zakwaterowanie za darmo i dziesięć funtów za godzinę sprzątania. I co ty na to?

Wzruszyłem ramionami. Kasa by się przydała, to jasne.

– Ale ja nie znam angielskiego – wyjąkała zaskoczona propozycją Sylwia, gdy wieczorem powtórzyłem jej rozmowę z kumplem.

Czy cokolwiek z mojej gadki do niej docierało?

– Jedziesz na gotowe – przekonywałem ją. – Firmę prowadzi Polak i nie potrzebujesz znajomości języka, by się osadzić. Trzeba tylko wpłacić dwieście funtów i dojechać do Szkocji – proste jak drut. Jeżeli cię to przerasta, to trudno, jakoś sobie poradzę z długiem. W końcu na razie komornicy jeszcze nie zabijają – zdobyłem się na wisielczy humor.

– Dam radę, Andrzej – odparła po chwili zastanowienia. – Po to jesteśmy razem, żeby sobie pomagać. Dzwoń do gościa, że przyjeżdżam.

Wiedziałem, że się w końcu zgodzi, to ambitna dziewczyna. Dogadałem się z facetem, którego numer dostałem od kolegi, wpłaciłem dwieście funtów na wskazane konto i wykupiłem bilet na samolot. Wydawało się, że los nam sprzyja i wszystko jakoś ogarniemy. Sylwia miała rację: po to jest małżeństwo, by razem ponosić odpowiedzialność.

Odwiozłem ją na lotnisko, pożegnałem czule i zapewniłem o swej miłości. Była spięta, bo pierwszy raz leciała samolotem i nie wiem, czy cokolwiek z mojej gadki do niej docierało. Bądź co bądź kilkanaście ostatnich lat żyła pod kloszem. Nie pracowała, bo wychodziłem z założenia, że to mężczyzna powinien zarabiać na rodzinę. 

– Ale ten mój angielski – szepnęła Sylwia, wtulając się we mnie. – Kompletnie nic nie pamiętam.

– Wszystko masz tam załatwione – zapewniłem po raz setny. – Zaufaj mi, będzie dobrze.
Poleciała i odetchnąłem z ulgą. Kazałem jej dzwonić w razie problemów, jednak nie przypuszczałem, że nastąpi to tak szybko. Raptem cztery godziny później.

– Już jestem na miejscu – usłyszałem jej ściszony głos. – Kochanie, nikt tu na mnie nie czeka.

– Nie panikuj – powiedziałem.

– Cierpliwości. Na drogach mogą być korki albo po prostu coś facetowi wypadło. Usiądź tam sobie gdzieś spokojnie i czekaj, a ja podzwonię i opierdzielę jednego i drugiego.

Złe przeczucia ogarnęły mnie dopiero po godzinie, podczas której nie udało mi się dodzwonić do faceta, który skasował dwieście funtów prowizji. Wyglądało na to, że gnojek nie odbiera telefonów ode mnie. A ten kumpel, który dał mi namiary na robotę i ręczył za rzetelność pośrednika w Anglii, nagle stwierdził, że telefon dostał od szwagra i tak naprawdę to nic nie wie.

– No to ładnie! – krzyknąłem. – Wystawiłeś mnie jakiemuś cwaniakowi, który zgarnął kasę i rozpłynął się we mgle. Pogratulować!

– Sorry – wyjąkał przestraszony kolega i się rozłączył.

Nie miałem pojęcia, co robić. Połączyłem się z Sylwią i starałem się ją uspokoić, ale już zdawała sobie sprawę, że nikt po nią nie przyjedzie. Jeszcze nie histeryzowała, ale słyszałem panikę w jej głosie. Z braku lepszych pomysłów uzgodniliśmy, że poczeka jeszcze, a ja będę cały czas próbował się dodzwonić.

Zaraz zacznie histeryzować

No cóż, z dzwonienia nic nie wyszło, bo facet wyłączył telefon… Bałem się poinformować o tym żonę i usiłowałem wymyślić naprędce jakiś alternatywny plan, ale miałem pustkę w głowie.
Jednak po godzinie to Sylwia zadzwoniła. Przygotowałem się na płacz i wypominanie.

– Nie martw się, Andrzejku – usłyszałem jej spokojny głos. – Na lotnisku poznałam bardzo miłą dziewczynę, Polkę, która zaproponowała mi pracę przy sprzątaniu. Właśnie jedziemy taksówką do jej mieszkania. Wszystko będzie dobrze, kocham cię, na razie, pa.

Rozłączyła się, a ja stałem na środku pokoju z przyciśniętą do ucha komórką i nie mogłem uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałem. Moja Sylwia? Tak po prostu, po przyjeździe do obcego kraju, jeszcze na lotnisku znalazła sobie pracę i mieszkanie? Nie doceniałem mojego kwiatuszka!

W każdym razie mi ulżyło. Teraz już wszystko powinno jakoś się ułożyć. Kolejne dni utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Sylwia dostała robotę i powoli aklimatyzowała się w nowym otoczeniu.

– Mam do sprzątania duże, dwupoziomowe mieszkanie – mówiła. – Trochę dziwne i nietypowe, ale dobrze płacą, więc nie narzekam.

Po trzech miesiącach Sylwia postanowiła wrócić, choć zapewniałem ją, że dajemy sobie doskonale bez niej radę. Młody wracał z internatu do domu tylko na weekendy, więc w te dni fundowaliśmy sobie megapizzę przy telewizorze i niczego więcej nie potrzebowaliśmy do szczęścia. Pranie i sprzątanie sam ogarniałem, więc nie wiedziałem, o co Sylwia się tak zamartwiała… Jak już się załapała do dobrej roboty, to powinna się jej trzymać, a nie myśleć o dezercji.

– Tęsknię za wami – rozpłakała się prawie, gdy próbowałem jej to wytłumaczyć. – Nie rozumiesz tego?!

Jasne, że rozumiałem, przecież dla mnie ta rozłąka też była trudna do zniesienia, ale są w życiu chwile, kiedy trzeba zacisnąć zęby i porzucić sentymentalne bzdety. Ale weź tu babie wytłumacz.
Nic, pomyślałem, ma prawo do odpoczynku. Przyjedzie, nacieszy się rodziną, wtedy pogadamy na spokojnie i określimy priorytety.

– Tylko pamiętaj, żeby nie palić za sobą mostów – zastrzegłem. – Nigdy nie wiadomo, kiedy się takie kontakty mogą przydać.

No, no, ktoś mi chyba podmienił żonę!

Kiedy wyjechałem po nią na lotnisko, prawie jej nie poznałem. Normalnie jakby mi ktoś domową furgonetkę podmienił na sportowy model! Makijaż, nowa fryzura, modne ciuchy i pewność siebie jak u gwiazdy filmowej.

– O rany – przytuliłem Sylwię i wymruczałem jej do ucha: – Tak się za tobą stęskniłem, że mógłbym cię natychmiast przelecieć, nawet w toalecie.

– Jakiś ty romantyczny – zauważyła ironicznie, po czym spytała: – A gdzie druga miłość mego życia? Dziś sobota, czemu Kajetan z tobą nie przyjechał?

– Twój syn się zakochał – powiedziałem, ładując walizki do bagażnika samochodowego – i jest z lekka przytłoczony nadmiarem uczuć. Wolałem go zostawić w domu, niż znosić te zmiany nastrojów podczas jazdy.

– No proszę – westchnęła Sylwia. – Mój syn się zakochał, a mnie nie ma przy tak ważnym wydarzeniu w jego życiu. Tyle mnie omija…

– Nie przesadzaj – przerwałem ten infantylny wywód. – Myślisz, że Kajetan potrzebuje twojej porady, obściskując się z dziewczyną?

– Nie musisz być od razu taki wulgarny, Andrzej – spojrzała na mnie z niesmakiem.

Moja Sylwia zmieniła się nie tylko z wyglądu

Przemiana sięgała głębiej i sam nie byłem pewien, czy będzie mi się to podobało na dłuższą metę. Ale na razie było miło. Dziewczyna przywiozła ze sobą tyle hajsu, że mnie po prostu zamurowało.

– Obrobiłaś bank czy co? – mruknąłem, przeliczając banknoty.

– Miałam farta i tyle – machnęła lekceważąco ręką. – Idę poleżeć w wannie, ale jakby wrócił Kajetan, to zastukaj do łazienki i wyciągnij mnie. Mam dla niego prezent.

Następne dni były jak beztroski festyn. Przede wszystkim spłaciłem ostatniego wierzyciela i poczułem, że ciężar, który nosiłem w sobie od jakiegoś czasu, rozpuszcza się, zostawiając za sobą uczucie ulgi. Wreszcie zasypiałem i budziłem się bez natrętnych myśli: „skąd wezmę pieniądze?” i „co z nami będzie?”. Można było od nowa budować przyszłość dla siebie i rodziny.
Trzeba jednak było mieć się od czego odbić, a stan naszych finansów oscylował w granicach zera.

– Pojedziesz jeszcze, kochanie? – zacząłem delikatnie urabiać Sylwię.

– Ostatni raz. Trzy miesiące i świat jest znowu nasz.

Odmawiała, ale z coraz mniejszym przekonaniem. Mieliśmy jeszcze trochę czasu i warto było poczekać, aż poukłada sobie wszystko w głowie. Sylwia lubiła myśleć o sobie, że jest osobą niezależną, a ja miałem nadzieję, że także odpowiedzialną. Potrzebowała tylko odpoczynku i obstawiałem, że miesiąc jej wystarczy.

Oj, to teraz chyba się wyda…

Tydzień po powrocie żony zaniepokojony bólem przy oddawaniu moczu poszedłem do lekarza.

– Przepiszę panu antybiotyki, ale powinien pan powiadomić partnerkę. Nie można lekceważyć tej choroby – powiedział poważnie.

– Pewnie się zaraziłem na basenie – wydukałem czerwony jak burak.

– Jeżeli jest pan aktywny płciowo – ciągnął niewzruszony lekarz, spoglądając na mnie znad okularów – już pan mógł kogoś zarazić.

– Jestem żonaty – powiedziałem z oburzeniem.

Lekarz pokiwał głową, a ja w tej chwili zdałem sobie sprawę, że przerabiał to już pewnie z niejednym niewiernym mężem. A ja byłem właśnie takim przypadkiem. Chyba trudno wymagać od zdrowego faceta w szczycie aktywności seksualnej, by wytrzymał bez kobiety przez trzy miesiące, nie?

Dwa razy skorzystałem z usług agencji, której ulotkę znalazłem kiedyś za wycieraczką auta. Jestem odpowiedzialnym facetem, nie robiłem tego bez zabezpieczenia, ale najwyraźniej nie ma stuprocentowo pewnych metod.

Nie miałem zamiaru wnosić reklamacji i robić szumu w tej agencji towarzyskiej. Prawdziwym problemem była Sylwia, którą z pewnością zdążyłem zarazić. Ściema z basenem nie przejdzie, wie przecież, że nie umiem pływać i unikam wody jak ognia. Może publiczna toaleta? Stamtąd też chyba można przywlec to cholerstwo…

Jedno było pewne: musiałem jej powiedzieć, że może być chora. Zwlekałem cały dzień, ale nic nie wskazywało na to, by ktoś miał mnie wyratować z tej sytuacji. Zdecydowałem się tuż przed pójściem do łóżka.

– Byłem dziś u lekarza – zakomunikowałem, wychodząc z łazienki.

– Jezu – zaniepokoiła się Sylwia. – Nie mówiłeś, że coś ci dolega.

– Bo nie dolegało, ale najprawdopodobniej coś gdzieś złapałem... – nie dokończyłem, bo głośny szloch Sylwii przerwał mi w pół słowa.

– Przeczuwałam, że wcześniej czy później się wyda – chlipała w poduszkę. – Jak mogłoby być inaczej? Za wszystko trzeba w życiu płacić. Boże, ależ byłam głupia. Przepraszam, przepraszam… – płakała Sylwia.

Za co ona mnie przeprasza?

Nic nie mogłem zrozumieć z tego bełkotu.

– Trudno się mówi. Trzeba to wziąć na klatę – otarła łzy i wzięła głęboki oddech. – Pracowałam w agencji – oświadczyła na tyle wyraźnie, bym nie mógł udawać, że nie słyszę.

– Co?! – spytałem mimo wszystko, obawiając się, że mam halucynacje.

– Heloł, a jak ci się wydaje, gdzie mogłam zarobić tyle pieniędzy, co? Naprawdę uwierzyłeś, że za sprzątanie tyle płacą? Z byka spadłeś?

Nie mogłem wydobyć z siebie słowa. 

– Tylko przez dwa – sprostowała. – Przez pierwszy miesiąc naprawdę tam sprzątałam, ale z tego ledwie się mogłam utrzymać, a trzeba było przecież spłacić długi w kraju. Musiałam zdecydować i dokonałam wyboru.

– Nie zasłaniaj mi się tu teraz długami! – krzyknąłem, nie panując nad sobą. – Nie zwalaj na mnie odpowiedzialności za to, co zrobiłaś!

– Sam mówiłeś, że po to jest małżeństwo – w wielkich niebieskich oczach Sylwii  lśniły łzy. – By dzielić odpowiedzialność.

Nie mogłem patrzeć na tę opuchniętą od łez twarz. Tej nocy nie położyłem się już do łóżka. Wsiadłem w samochód i jeździłem po opustoszałych ulicach aż do rana. Całe moje życie zawaliło się w jednej chwili. Nie mogłem, po prostu nie potrafiłem już dzielić życia z tą kobietą. Nie po tym, czego się dowiedziałem.

Postanowiłem, że wniosę o rozwód i o wyłączność opieki nad Kajetanem. Jestem pewien wygranej, przecież nikt o zdrowych zmysłach nie zostawi dzieciaka w rękach takiej kobiety.

Czytaj także:
„Mama nie znalazła dla mnie żadnego ciepłego słowa, za to dla kochanka już tak. Ja miałam figę z makiem, a on ciepły rosołek"
„Zostałam żoną niewłaściwego faceta. Kochałam męża, lecz to w łóżku z przystojnym szwagrem czułam się jak bogini”
„Przed problemami uciekłam na wieś, lecz i tam miałam same kłopoty. Samotność wdzierała się do mojego życia drzwiami i oknami”

Redakcja poleca

REKLAMA