„Żona chciała, żebym dał jej spokój, więc posłuchałem. Ona plotkowała z przyjaciółkami, a ja figlowałem z kochanką”

zakochany mąż fot. iStock, praetorianphoto
„To była kwestia czasu. Podjęcia męskiej decyzji. Kilka dni później, kiedy Iga znów była z przyjaciółkami, spakowałem swoje rzeczy i przeniosłem się do domu Matyldy”.
/ 03.08.2023 20:15
zakochany mąż fot. iStock, praetorianphoto

Iga zwracała na siebie uwagę odkąd pamiętam. Piękna, oszałamiająca, niezależna, sprawiła, że z miejsca się zakochałem. Teraz wiem, że to było zwykłe zauroczenie, ale wtedy świata poza nią nie widziałem.

Tak, jak nienawidziłem wyjść towarzyskich, tak wtedy ucieszyłem się, że poszedłem na urodziny Kryśki. Solenizantka poznała Igę na jakimś babskim wypadzie i także zaprosiła. Ja natomiast skorzystałem z okazji i do niej zagadałem.

W zasadzie nasza relacja rozwijała się bardzo szybko. Po trzech miesiącach byliśmy zaręczeni, a pół roku później braliśmy ślub. Ja nie posiadałem się ze szczęścia, a ona… ona przyjmowała wszystko z uśmiechem. Najbardziej interesowało ją dokumentowanie postępów w naszym związku kolejnymi zdjęciami, które rozsyłała przyjaciółkom i regularnie udostępniała je w mediach społecznościowych. Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jej przyjaciółki staną się ważną, jeśli nie najważniejszą, częścią naszego wspólnego życia.

Prawie mnie nie zauważała

Kiedy po ślubie wprowadziła się do mojego domu, nie posiadałem się ze szczęścia. Mieliśmy przecież teraz tyle czasu spędzać razem. Uważałem, że to jak najbardziej wykonalne – w końcu ja, jako korektor, przez większość czasu pracowałem z domu, a ona, jako kosmetyczka, też miała trochę czasu po opuszczeniu salonu.

Moje małżeństwo w rzeczywistości wyglądało jednak zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażałem. Iga skupiła się zupełnie na sobie. W domu prawie mnie nie zauważała. Głównie siedziała z nosem w smartfonie i pisała z tymi swoimi przyjaciółeczkami albo prowadziła z nimi długie rozmowy telefoniczne.

W weekendy, nawet wtedy, jak miała wolne, wychodziła zawsze z nimi. Ja z kolei siedziałem sam w domu, szukając sobie zajęcia. Choć wielokrotnie próbowałem, nie udało mi się jej namówić, żebyśmy zrobili cokolwiek razem.

– Marudzisz, Kazik – mawiała tylko. – Ja tu mam spotkanie z dziewczynami.

Przez dwa pierwsze lata wspólnego życia mocno to przeżywałem. Potem urodził się Janek i właściwie każdą wolną chwilę spędzałem w towarzystwie synka. Idze było to nawet na rękę, a ja jakoś tak przestałem narzekać.

Lata leciały

Janek dorastał i stawał się coraz bardziej samodzielny. Kiedy skończył czternaście lat, przestałem być dla niego aż tak atrakcyjny, jak do tej pory. Zdecydowanie wolał towarzystwo kolegów i to z nimi zwykle spędzał czas po szkole. Oczywiście, dbałem o to, byśmy nadal mieli świetny kontakt. Organizowałem jakieś wspólne wypady, z których bardzo się cieszył, ale powoli zaczynała mi doskwierać samotność.

W końcu uznałem, że za mało robię, by w naszym małżeństwie działo się lepiej. Postanowiłem więc zagadać do Igi i namówić ją na wspólny wieczór. Akurat był piątek. Moja żona wróciła wcześniej z pracy, ja specjalnie przełożyłem pracę nad tekstem na sobotę i usiedliśmy do obiadu – jedynego posiłku, który jedliśmy razem.

– Iga, słuchaj – zagadnąłem. – Mam dziś wolny wieczór, ty też. Może wyskoczymy gdzieś razem? Do kina albo…

– No, no, nie rozpędzaj się tak, Kaziu – mruknęła, nawet na mnie nie patrząc. – Ja już zaplanowałam wieczór z dziewczynami.

– Znowu? – wyrwało mi się. Byłem już zresztą mocno zirytowany. I tym razem nie miałem zamiaru dać się spławić. – A kiedy wyjdziemy gdzieś we dwoje, co?

Posłała mi pobłażliwy uśmiech.

– A co my, mamy po dwadzieścia lat? Muszę gdzieś z tobą koniecznie wychodzić, jak jesteś moim mężem?

– Normalne pary tak robią.

– Normalne pary? Co ty wiesz o normalnych parach? – Pokręciła głową. – Normalni faceci wychodzą gdzieś z kolegami, a ty? Czemu nie pójdziesz na piwo z kumplami? Nie stać cię na jakiś porządny męski wieczór?

– Nie mam takich kolegów… – To była prawda. Nadal pracowałem głównie zdalnie, z resztą redakcji nie miałem za wiele styczności, a nowych osób nie miałem gdzie poznawać. Zresztą, nigdy nie byłem duszą towarzystwa.

– No to już akurat nie moja wina, że nie potrafisz sobie znaleźć znajomych – stwierdziła obojętnie. – Jedyne, co umiesz, to marudzić, bo ja się dobrze bawię.

Zobaczyłem ją i stanąłem jak wryty

Byłem zły o tę rozmowę. I postanowiłem sobie, że utrę Idze nosa. Następnego dnia zaraz po śniadaniu wstałem i zacząłem się szykować do wyjścia.

– Co ty robisz? – spytała Iga, gdy zakładałem kurtkę.

– Wychodzę.

– Niby dokąd? – rzuciła lekko rozbawiona. – Sam mówiłeś, że nie masz z kim.

– A, przejdę się do baru albo gdzieś – burknąłem. – Może kogoś poznam.

– Jasne.

Nie ciągnąłem tej rozmowy, tylko po prostu wyszedłem. Kręciłem się trochę bez celu po mieście. Wcale nie miałem zamiaru szukać żadnych znajomych – chciałem tylko wywołać jakąś reakcję u żony. No i oczywiście jak zwykle się nie udało.

W końcu, po pół godziny łażenia, zdecydowałem się zajrzeć do nowo otwartej cukierni. Reklamowali kawę za połowę ceny, więc uznałem, że w sumie warto skorzystać. W drzwiach wpadłem na jakąś kobietę. Chciałem już przeprosić i ją wyminąć, ale wtedy dostrzegłem znajomą twarz.

– Matylda?

Zamrugała.

– Kazik?

Ostatni raz widziałem ją na zakończeniu roku, w liceum. Nic się nie zmieniła. Piękne, ciemnorude włosy, duże szaroniebieskie oczy i delikatne piegi na policzkach. Moja pierwsza wielka miłość.

– Szedłem na kawę i… – Popatrzyłem na nią. – Ale ty chyba wychodziłaś?

– Nie szkodzi. – Machnęła ręką i się wróciła. – Zostanę.

Przegadaliśmy w tej cukierni 3 godziny

Matylda opowiadała mi o swoim burzliwym rozwodzie, pracy w agencji marketingowej, ukochanym psie, Malibu. Ja z kolei opowiedziałem jej o Janku, jego sukcesach w szkolnej drużynie piłki nożnej i niekoniecznie udanym małżeństwie.

– Bardzo się cieszę, że się spotkaliśmy, Matylda – powiedziałem jej na koniec. – I mam nadzieję, że to jeszcze kiedyś powtórzymy.

Odnowienie znajomości z Matyldą było strzałem w dziesiątkę. Zaczęliśmy się regularnie spotykać – najpierw dwa razy w tygodniu, później co dwa dni. Nadrabiałem stracony czas z niemal całego swojego życia i chodziłem z nią wszędzie tam, gdzie przez ostatnie lata nie miałem okazji.

Byliśmy w kinie, i to tak wiele razy, że trudno było zliczyć. Wybieraliśmy się też do restauracji, czasem na szybko, do barów, do kawiarni, parę razy odwiedziliśmy teatr. Matylda lubiła spacery, więc niekiedy po prostu spacerowaliśmy po parku lub lesie, w towarzystwie Malibu. Polubiłem jej psiaka.

Matylda stała mi się bardzo bliska. Podczas pracy odliczałem godziny do naszych spotkań i cieszyłem się na nie jak nastolatek. Nawet Janek zauważył, że jestem bardziej radosny, a Iga zwróciła na mnie uwagę miedzy własnymi wyjściami.

– I gdzie ty tak ciągle łazisz? – spytała mnie któregoś razu.

– Do baru z kolegami – mruknąłem. – Poznałem ich tam kiedyś, przy okazji. 

– Świetnie – rzuciła i zajęła się pisaniem na telefonie. – W końcu tyle nie marudzisz.

Nie skomentowałem tego i wyszedłem na kolejne spotkanie. To właśnie wtedy Matylda wydała mi się dziwnie spięta. Martwiłem się, że może chce ograniczyć nasze kontakty, że złości się o to, że nie powiedziałem o nas żonie.

– Kazik, ja… to raczej nie jest tylko przyjaźń – stwierdziła w końcu. – Myślisz, że moglibyśmy być razem?

Uśmiechnąłem się do niej ciepło

– Mógłbym cię zapytać o to samo.

To była kwestia czasu. Podjęcia męskiej decyzji. Kilka dni później, kiedy Iga znów była z przyjaciółkami, spakowałem swoje rzeczy i przeniosłem się do domu Matyldy. Żonie zostawiłem kartkę z informacją, że składam pozew o rozwód. Dopisałem jeszcze, że z chęcią powiedziałbym jej to osobiście, ale niestety nie łapię się w jej przyjaciółkowym grafiku.

Janka od razu poinformowałem o tym, jaka jest sytuacja. O dziwo, nie zdenerwował się na mnie. Mało tego – powiedział, że cieszy się, że wreszcie jestem szczęśliwy, bo widział, co robi ze mną matka. Zapowiedział też, że jeśli nie napotka żadnych problemów i Matylda się zgodzi, przeniesie się do nas.

Iga dzwoniła do mnie wielokrotnie, ale ja nie odbierałem. Zobaczyliśmy się dopiero w sądzie. Jej mina była bezcenna. Trzeba jej jednak przyznać, że nie robiła problemów ani mnie, ani Jankowi, gdy ten przyznał, że wolałby zamieszkać ze mną. Teraz więc Matylda ma naszą trójkę: mnie, Janka i Malibu. Myślę, że nie narzeka. A Iga pewnie wypłakuje się przyjaciółkom.

Czytaj także:
„Mąż mnie nie szanował, dlatego zdradziłam go bez wahania. Chciałam nim wstrząsnąć, a wtedy on wytoczył ciężkie działa”
„Czułam, że mąż ma kochankę, ale nie, że to może być moja siostra. Zostałam podwójnie zdradzona”
„Chciałem połechtać swoje ego i zdradziłem żonę. To miał być jeden skok w bok, ale kochanka nie dała o sobie zapomnieć”

 

Redakcja poleca

REKLAMA