„Znalazłem sposób na radzenie sobie z samotnością po wyjeździe żony. Ale gdy się dowiedziała, wpadła w szał”

Mój mąż prawie wykończył się dla pieniędzy fot. Adobe Stock, goodluz
„Tak to już z nią było. Gdy tylko coś jej się nie podobało, robiła awanturę stulecia. Bałem się tych jej wybuchów, więc naprawdę starałem się jej nie rozjuszać, ale czułem się winien, kiedy tak długo ukrywałem przed nią, co dzieje się w domu. Ale chyba moje małżeństwo nie może się rozpaść z tego powodu?”.
/ 21.01.2023 17:15
Mój mąż prawie wykończył się dla pieniędzy fot. Adobe Stock, goodluz

Była poła połowa lipca, kiedy moja żona wyjechała do naszej mieszkającej z rodziną w Nowym Jorku córki. Ja zaś w charakterze słomianego wdowca przez trzy miesiące miałem troszczyć się o mieszkanie. Wraz ze mną został uroczy i wyszczekany jamnik długowłosy. Docent, bo takie imię nosi, jest pełnoprawnym członkiem rodziny, podejrzewam wręcz, że uważa się za jej lidera. Wczesnym rankiem wyjechaliśmy na warszawskie Okęcie, skąd Ewelina miała odlecieć za ocean. Kilka godzin później jej samolot wzniósł się w powietrze, a ja powiedziałem do Docenta:

Słuchaj, stary, nie musimy przecież natychmiast wracać do domu. Odwiedzimy moją mamę, wpadniemy na dzień lub dwa do mojego serdecznego przyjaciela ze studiów Rysia. Co ty na to?

Docent nie miał nic przeciwko

Tak więc zostaliśmy w Warszawie. Po tygodniu intensywnych odwiedzin, zmęczeni, ale zadowoleni wróciliśmy do domu. Mieszkamy na czwartym, ostatnim piętrze bloku, w przyjemnym M4, którego okna wychodzą na park. Po pokonaniu osiemdziesięciu jeden stopni schodów i wejściu do mieszkania, zarówno Docent jak i ja byliśmy bardzo zmęczeni. On zaległ na kanapie, ja na fotelu i cieszyliśmy się spokojem… Nagle Docent poderwał się, wybiegł do przedpokoju i zaczął drapać w zamknięte drzwi sypialni.

– Daj spokój, stary – powiedziałem do niego. – Pani nie ma i długo nie będzie.

Ten jednak nie ustępował i najwyraźniej zachęcał mnie do otwarcia drzwi. Zaciekawiony wszedłem do sypialni. Wtem zaskoczył mnie nagły furkot skrzydeł i gwałtowny ruch za firanką. Zbliżyłem się ostrożnie i… Na parapecie, w doniczce z rozłożystym acz niewysokim kwiatem, zostało zbudowane z gałązek, patyków i trawy spore gniazdo. W nim leżały dwa piękne, śnieżnobiałe jajeczka. Jeden z dzikich gołębi zamieszkujących pobliski park postanowił podwyższyć sobie standard mieszkaniowy i przenieść się do mojej sypialni. Pewnie dostał się przez uchylone okno…

– Masz ci los! – wyrwało mi się. – Docent, mamy tu gołębnik!

Przegoniwszy podekscytowanego psa, zamknąłem drzwi i spoza nich nasłuchiwałem. Po pewnym czasie w sypialni zafurkotało. Zajrzałem – na gnieździe siedział piękny gołąb. Zaniepokojony poruszył się, ale nie uciekł. Co było robić? Wycofałem się pokornie, zostawiając sublokatora w spokoju. W internecie troszkę sobie o nim (niej?)poczytałem. Dowiedziałem się, że jaja wysiadują na przemian oboje rodzice. Przez pierwsze pięć dni po wykluciu młode są karmione wydzieliną wola rodziców tzw. ptasim mleczkiem, później dostają z wola rozmiękczone ziarno.

– Dobra nasza – oznajmiłem Docentowi. – Odpada nam zdobywanie pożywienia dla tych cwaniaczków.

Niestety, były także niewygodne strony sytuacji

Na czas około siedmiu tygodni (wysiadywanie i dorastanie młodych) musiałem przenieść się z sypialni na kanapę do salonu… Na szczęście moja żona swój pobyt w Stanach zaplanowała na trzy miesiące. Ona nie byłaby tak wyrozumiała wobec skrzydlatej samowoli. Wkrótce wykluł się mały gołąbek (tylko jeden, bo drugie jajko zostało wyrzucone z gniazda i potłuczone leżało na podłodze). Maluch szybko dorastał i stawał się coraz piękniejszy. Pod koniec sierpnia był już całkiem dużym i ładnie opierzonym ptakiem. Któregoś dnia zaczaiłem się za firanką z aparatem fotograficznym. Młody był sam… Gdy mnie dostrzegł, nastroszył pióra i bijąc skrzydłami, zaczął syczeć.

– Ach ty, hultaju! Straszysz gospodarza? Ładnie to tak? – zrugałem go, ale wycofałem się grzecznie.

Kiedy zajrzałem do sypialni po dwóch dniach, gniazdo było puste, gołębie odfrunęły do swoich spraw. Zrobiło mi się trochę smutno, ale pomyślałem że taka jest kolej rzeczy. Czy nam się to podoba czy nie, młodzi, zarówno nasze dzieci jak i gołębie, opuszczają rodzinne gniazda, by zacząć życie na własny rachunek… Całą tę przygodę wspominałbym bardzo dobrze, gdyby nie awantura z żoną. Postanowiłem jej w końcu powiedzieć o mojej małej hodowli pod jej nieobecność.

– Czyś ty zupełnie upadł na głowę, Rysiek?! Wyjeżdżam zaledwie na chwilę, a ty robisz z domu gołębnik! Te latające szczury przenoszą choroby, syfią i zapamiętują miejsca, w których już raz ich ugoszczono! Zanim wrócę, będzie ich cała chmara!

– Ale Ewuniu... Przecież ja dbam... Wszystko sprzątałem... – zacząłem się tłumaczyć przed żoną jak przerażony szkolniak. 

Ewelina nie odezwała się już do mnie tego dnia. Po prostu rzuciła słuchawką. Następnego dnia nie odebrała mojego telefonu. Tak to już z nią było. Gdy tylko coś jej się nie podobało, robiła awanturę stulecia. Bałem się tych jej wybuchów, więc naprawdę starałem się jej nie rozjuszać, ale czułem się winien, kiedy tak długo ukrywałem przed nią, co dzieje się w domu. Ale chyba moje małżeństwo nie może się rozpaść przez kilka gołębi?

Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA