Na całym świecie nie ma chyba kobiety, która nie lubi niespodzianek. Gdy zbliżają się święta, zaczynam zachowywać się jak mała dziewczynka – węszę po domu w poszukiwaniu prezentów, choć wiem, że Łukasz chowa je po mistrzowsku i najczęściej moje poszukiwania prowadzą mnie donikąd. W tym roku wpadłam jednak na ślad, który jednoznacznie wskazywał, co znajdę pod choinką. Tym większe było moje zdziwienie, gdy po zerwaniu papieru z pudełka w środku zobaczyłam coś zupełnie innego. Wciąż o tym myślę.
Wciąż drzemie we mnie dziecko
Niektórzy uważają, że w pewnym wieku nie przystoi już ekscytować się drobnostkami. Ja nie należę do tej grupy. Przeciwnie, nie chcę zabijać dziecięcej radości, która wciąż jeszcze we mnie drzemie, tym bardziej, że ta nie koliduje ze zdrowym rozsądkiem. Na co dzień jestem stateczną kobietą. Mam dobrą pracę, męża i twarde postanowienie powiększenia rodziny. Potrafię zachować się stosownie do każdej sytuacji, ale w tych rzadkich chwilach, gdy mogę zrzucić z barków całą odpowiedzialność, lubię dopuścić do głosu dziecięcą część mojej osobowości.
Uwielbiam biegać boso po pokrytej rosą łące. Kocham zrywać kwiaty i potrafię godzinami zachwycać się ich zapachem. Zwykłe wyjście do kina jest dla mnie wielką przygodą. Lubię, gdy w dniu moich urodzin bliscy traktują mnie jak księżniczkę, a gdy jestem smutna, poprawiam sobie nastrój odrobiną czekolady. Nic jednak nie może się równać z Gwiazdką.
Gdy zbliżają się święta, drzemiąca we mnie mała dziewczynka przestaje szeptać, a zaczyna krzyczeć. Daję słowo, nic nie cieszy mnie, tak jak Boże narodzenie i prezenty pod choinką. Uwielbiam obdarowywać bliskich, a jeszcze bardziej lubię przyjmować podarunki. Dziecinne? Pewnie tak, ale póki co, mogę sobie na to pozwolić. Zmienię się, gdy zostanę matką, a na razie chcę cieszyć się drobnostkami w każdym momencie mojego życia.
Uwielbiam wszelkie niespodzianki
Już na początku grudnia rozpoczęłam rajd po sklepach w poszukiwaniu idealnych prezentów dla rodziny i najbliższych przyjaciół. Wybierając podarunki, kieruję się prostą zasadą – żadnych skarpet, kapci, swetrów i innych praktycznych bzdur. Świąteczna niespodzianka ma sprawić radość obdarowanemu.
– Spójrz na ten kosmiczny zestaw – powiedziałam do mojej siostry Igi, pokazując jej wielkie pudełko z klockami. – Łukasz oszaleje!
– Naprawdę chcesz kupić mężowi zabawkę? – zdziwiła się.
– A niby czemu nie? Jakiś czas temu narzekał, że jako dziecko zawsze chciał dostać oryginalne klocki, ale jego rodziców nie było stać na taki wydatek. Czas to nadrobić – wyjaśniłam z zadowoleniem.
– A może lepiej chodźmy na dział narzędziowy. Tam znajdziesz coś stosowniejszego dla faceta w jego wieku – podpowiadała koleżanka.
– Mam kupić mężowi młotek i zestaw śrubokrętów? Chyba żartujesz – prychnęłam.
– Czasami zachowujesz się jak dziecko, wiesz?
– Wiem i dobrze mi z tym – odpowiedziałam z uśmiechem.
Gdy podjechałam przed blok, z zadowoleniem zauważyłam, że na parkingu nie ma samochodu Łukasza. To oznaczało, że zdążyłam przed nim. „Świetnie, nie będę musiała ukrywać prezentu w bagażniku” – pomyślałam i popędziłam do mieszkania, by schować świąteczną niespodziankę. Gdy wypełniłam zadanie, zabrałam się za poszukiwania niespodzianki, którą on przygotował dla mnie. Szukałam i szukałam, ale bez rezultatu. Nic nowego. Mieszkamy razem od siedmiu lat i w tym czasie nie udało mi się odszukać jego schowków. Ale to nic. Najlepsza przecież jest niepewność i ekscytacja, która jej towarzyszy.
Przypadkiem znalazłam rachunek
Spojrzałam na zegarek i z przerażeniem spostrzegłam, że jest już osiemnasta. „Rany, przecież w łazience piętrzy się stos prania” – przypomniałam sobie i zabrałam się za obowiązki. Zanim skompletowałam wsad, sprawdziłam wszystkie kieszenie. Zawsze tak robię. Po tym, jak raz wyprałam telefon męża, wolę upewnić się, że do pralki nie trafi nic wartościowego lub ważnego. W dżinsach Łukasza znalazłam paragon ze sklepu i choć zwykle od razu wyrzucam takie świstki, tym razem coś mnie tknęło, by sprawdzić, skąd pochodzi i co na nim jest.
„O kurczę!” – wykrzyczałam głośniej niż powinnam. Paragon pochodził z drogerii. Była na nim tylko jednak pozycja – francuskie perfumy, o których marzyłam od dawna, ale zawsze szkoda mi było wydać na nie tak dużo pieniędzy. „Och, w tym roku Gwiazdka będzie wyjątkowo udana!” – ucieszyłam się. Byłam tak podekscytowana, że tamtej nocy nie mogłam zasnąć. Do rana wierciłam się pod kołdrą i rozmyślałam o boskim zapachu pachnidła, przygotowanego przez mistrzów perfumiarstwa.
Pod choinką byłam zaskoczona
Wigilię, jak co roku, spędziliśmy u mojej mamy. W naszej rodzinie panuje tradycja, że prezenty wręczamy sobie dopiero po wieczerzy. Dla mnie to najlepsza część świąt.
Gdy uporaliśmy się z tradycyjną kolacją, pierwsza popędziłam pod choinkę. Złapałam za prezent dla mamy i taty, a po nich wręczyłam podarunek Idze. Najlepsze zostawiłam na koniec.
– Klocki! – ucieszył się Łukasz. – Zawsze marzyłem o takim zestawie! Dziękuję ci, kotku.
– A co ty dla mnie masz? – niecierpliwiłam się.
– Coś, co na pewno ci się spodoba – powiedział i wręczył mi niewielkie pudełko, a ja z zachłannością zerwałam z niego papier.
– Kolczyki? – zdziwiłam się.
– Czyżbym nie trafił z niespodzianką?
– Przeciwnie. Są śliczne, mój skarbie – powiedziałam zgodnie z prawdą i pocałowałam męża.
Skoro ja dostałam kolczyki, to kto dostał perfumy? Pomyślałam sobie, że biżuteria to pewnie wstęp do właściwej niespodzianki. „Na pewno zaskoczy mnie w domu” – pomyślałam.
Po rodzinnej Wigilii wróciliśmy do siebie. Gdy tylko zdjęłam płaszcz i buty, od razu weszłam do salonu, ale pod choinką nie znalazłam żadnego prezentu. To było dziwne.
– To był bardzo miły wieczór – zauważył Łukasz i objął mnie czule.
– To prawda, ale chyba dopiero się zaczyna. Masz dla mnie jeszcze jakąś niespodziankę, kochanie? – zapytałam, a on najwyraźniej pomyślał, że zebrało mi się na amory. Uśmiechnął się zadziornie i pocałował mnie, a ja nie zamierzałam się wzbraniać. Odwzajemniłam pocałunek, a on wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
Twierdził, że to pomyłka
– Dobra, już nie musisz udawać – powiedziałam, gdy leżeliśmy w łóżku, nadzy, spoceni i zadowoleni.
– Obawiam się, że nie rozumiem – zdziwił się.
– Daj już spokój – trąciłam go w ramię. – Dobrze wiem, że czeka mnie jeszcze jedna niespodzianka.
Łukasz spojrzał na mnie pytająco, a ja pomyślałam, że zamierza przeciągać swoją grę. Ale nie chciałam dłużej czekać, więc powiedziałam mu prawdę.
– Znalazłam w twoich spodniach paragon z drogerii.
– Ale ja nie kupowałem niczego w drogerii.
– Nie kupiłeś flakonu francuskich perfum, które tak bardzo mi się podobają, a na które zawsze było mi szkoda pieniędzy? – zapytałam, a on wyraźnie się zmieszał.
– Cóż, myślałem o tym, ale uznałem, że dam ci je z okazji urodzin.
Momentalnie poderwałam się i usiadłam. Skoro nie robił zakupów w drogerii, to skąd wziął się ten rachunek?
– Łukasz, czy ty chcesz mi coś może powiedzieć?
– Niby co?
– Och, sama nie wiem... – ironizowałam. – Może wyjaśnisz mi, co w twojej kieszeni robił ten paragon?
– Nie wiem. To pewnie... może... – motał się – już wiem! Jakiś czas temu kupowałem piankę do golenia. Pewnie przypadkowo zabrałem rachunek, który zostawił poprzedni klient. A ty co sobie pomyślałaś? Że kupowałem prezent dla innej?
– A wiesz, przeszło mi to przez myśl.
– Moja ty zazdrośnico – zaśmiał się.
Ale mnie nie było do śmiechu.
Nie kupiłam tego tłumaczenia
Teoretycznie nie mam powodów, by nie wierzyć mężowi. Nic nie wskazuje na to, że ma kochankę. Coś jednak mi się tu nie zgadza. Łukasz zawsze płaci w kasie samoobsługowej i nie przypominam sobie, by kiedykolwiek zabierał paragon. No i to zmieszanie w jego głosie. Ewidentnie go zaskoczyłam.
Nie mam na to twardych dowodów, ale podejrzewam, że mój ukochany ma coś na sumieniu. Muszę go bacznie obserwować. Jeżeli jest jakaś inna kobieta, nie zdoła tego ukryć.
Amelia, 29 lat
Czytaj także:
„W Święta pod choinką znalazłam nauczkę od życia. Ze złamanym serce usiądę do Wigilii, bo zaufałam facetowi”
„W świątecznym prezencie od ukochanego dostałam krem na zmarszczki. To był cios poniżej pasa, który popamięta na długo”
„Nienawidzę kupować prezentów na Święta, bo mnie nie stać. Aż mnie telepie, jak mam znowu wydać kasę na głupoty”