W ten piątek, który zmienił wszystko, poszłam razem z ekipą z pracy sprawdzić nową knajpę w okolicy. Obserwowałam tańczących facetów i uderzyło mnie, że prawie każdy na parkiecie to młodszy rocznik. Przyszło mi do głowy, że niedługo wypadają moje urodziny. Chyba odpuszczę sobie imprezę w tym roku – jakoś nie mam ochoty ogłaszać wszem i wobec, że dobijam do czterdziestki.
Chciałam im udowodnić
Ogarnęła mnie złość na samą siebie. Co z tego, że ci kręcący biodrami chłopcy są ode mnie młodsi? Przecież jestem spełnioną babką – mam świetną posadę, niezłą kasę, mieszkanie na własność i porządne auto. Mogę sobie pozwolić na luksusowe wakacje za granicą. Jasne, żeby to wszystko zdobyć, musiałam harować latami. Oni na razie mają tylko swój młody wiek.
Obserwowałam te młode laski z idealnymi sylwetkami i poczułam nagłą chęć pokazania im, że są przy mnie nikim. Bo przecież nie dość, że odniosłam życiowy sukces, to jeszcze mogę poderwać faceta z ich świata. Rozglądałam się przez moment, aż w końcu znalazłam odpowiedniego kandydata. Całkiem niezły gość stał obok baru. Wyglądał na jakieś dwadzieścia lat. Bacznie przyglądał się tańczącym dziewczynom. Coś mi mówiło, że przyszedł tu w tym samym celu co ja – szukał kogoś na szybki numerek.
Zauważył, że się w niego wpatruję. Posłałam mu jeden z tych flirciarskich uśmiechów, którymi kobiety dają znać facetom, że wpadli im w oko. Chwilę później razem ze znajomymi ruszyłam na parkiet. Czułam na sobie jego wzrok – pewnie rozważał, czy warto się mną zainteresować. Najwyraźniej uznał, że tak, bo niedługo później pojawił się obok. Nie minęło dużo czasu, a zostaliśmy na parkiecie tylko we dwoje.
Postawiłam na swoim
Gdy po godzinie szykowałam się do wyjścia, Iza rzuciła:
– Widzę, że zamieniłaś się w kuguara i polujesz na młodych?
– Można tak powiedzieć – odpowiedziałam. – Lepiej nie wydzwaniaj do mnie z rana!
Wybuchnęła śmiechem.
Zarezerwowaliśmy pokój w hotelu. Zawsze kieruję się zdrowym rozsądkiem i nigdy nie prowadzę świeżo poznanych mężczyzn do swojego mieszkania. Marcin był uprzejmy i dawał z siebie wszystko. Było przyjemnie, choć nie mogłam nazwać tego najlepszym spotkaniem w moim życiu. Wciąż uważam, że praktyka i wiedza są ważniejsze od młodzieńczego zapału. Wydaje mi się, że Marcin również to dostrzegł i zrozumiał, ponieważ zapytał:
– Może umówimy się na jutro?
Najpierw uporządkowałam ubranie i przygładziłam potargane włosy, dopiero później odpowiedziałam, patrząc mu w oczy:
– Przecież już w barze uzgodniliśmy, że to tylko na jeden raz.
– Moglibyśmy przemyśleć tę decyzję, zwłaszcza że było tak super – zbliżył się, chcąc mnie przytulić, lecz zręcznie się odsunęłam.
– Faktycznie, świetnie spędziliśmy czas, ale nie wchodzę w trwałe związki.
– Kto wspomina o związku? Po prostu rewelacyjnie mi się z tobą spędzało czas i chętnie bym to powtórzył.
Nie odpuszczał
– Miło mi to słyszeć. Też fantastycznie się bawiłam. Ale według mnie drugie spotkanie to już prawie jak chodzenie ze sobą. Trzymaj się ustalonych zasad – rzuciłam bez owijania w bawełnę.
Na moje szczęście tylko wzruszył ramionami i opuścił pokój. Z ulgą wypuściłam powietrze. To była dla mnie zupełnie nowa sytuacja. Do tej pory nikt nie próbował tego kwestionować.
Byłam przekonana, że to koniec mojej znajomości z Marcinem. Ale się pomyliłam. Najwidoczniej wziął sobie za punkt honoru, żeby wpłynąć na moją opinię o nim. Pierwszym krokiem były bukiety. Na początku dostarczał je pod mój dom, później zaczęły pojawiać się w miejscu, gdzie pracuję.
To jasno wskazywało, że ktoś mnie obserwuje. Denerwowało mnie to okropnie, ale nic nie mogłam z tym zrobić – nie wiedziałam, gdzie mieszka ani jak się z nim skontaktować. Kilka dni później przyszła wiadomość na telefon. Do dziś zastanawiam się, skąd ten dzieciak wytrzasnął mój numer komórki. „Wero, nie mogę przestać o tobie myśleć, brakuje mi twojej bliskości. Czuję, że ty też tego pragniesz. Nie walcz z tym”. Napisałam krótko: „Przestań się ze mną kontaktować. Jak nie dasz mi spokoju, pójdę na policję i zgłoszę nękanie”.
Nachodził mnie
Wydawało mi się, że zrozumiał. Każdy rozsądny człowiek by odpuścił po takiej odpowiedzi. Jednak on najwyraźniej do takich nie należał.
Mój apartament znajduje się w strzeżonym budynku w samym sercu miasta. Wszędzie są kamery, domofony i ochrona, więc do dziś nie rozumiem, jak Marcin zdołał się tam dostać. Była środa, późno wieczorem, gdy wracałam padnięta po kolejnym dniu pracy. Zjechałam do garażu pod budynkiem i zaparkowałam na swoim miejscu. Gdy wysiadłam z auta i zatrzasnęłam drzwi, poczułam jak ktoś przygniata mnie do karoserii. Chciałam wrzasnąć, ale zakrył mi buzię dłonią.
– Ty mała manipulantko – mruknął, a jego oddech pachniał nieprzyjemnie. – Myślisz, że możesz się tak bawić mężczyznami? Traktujesz ich jak jednorazówki i potem się ich pozbywasz? Ze mną ten numer nie przejdzie.
Strach ścisnął mi żołądek. Szarpałam się, chciałam go zranić obcasem w stopę, lecz przewidział mój ruch. Zamarł w bezruchu i mocniej docisnął mnie do samochodu. Znieruchomiałam ze strachu. Mimo szalonego tętna i pulsowania w skroniach, usłyszałam nadchodzące kroki, później odezwał się ochroniarz.
Miałam szczęście
– Jest tam kto? Słychać coś dziwnego – w tym momencie agresor wymamrotał niewyraźnie jakieś przekleństwo, po czym z rozmachem przywalił mi w głowę i rzucił się do ucieczki.
Po tym jak oberwałam, najpierw zrobiło mi się słabo, ale gdy już doszłam do siebie, od razu zaczęłam wołać o pomoc. Ochroniarz natychmiast zareagował i wezwał policję, jednak po Marcinie nie było już śladu. Dopiero później, oglądając monitoring z parkingu, zobaczyłam jak przemyka pomiędzy zaparkowanymi samochodami.
– Ten gość dokładnie wiedział gdzie są kamery – stwierdził funkcjonariusz po przyjeździe na miejsce. – To nie było przypadkowe działanie – dodał.
Z każdym dniem nadzieja na schwytanie prześladowcy malała. Funkcjonariusze przyjęli moje zgłoszenie i zapewniali o pomocy, ale śledztwo utknęło w martwym punkcie. Sytuacji nie ułatwiał fakt, że spotkałam go podczas otwarcia lokalu – obsługa nie zdążyła zapamiętać żadnego z gości.
Facet nie figurował w policyjnych rejestrach, więc nie było jak go zidentyfikować. Nawet sporządzony na podstawie mojego opisu portret pamięciowy okazał się bezużyteczny. Od tamtego wieczoru, gdy wpadłam na Marcina, już więcej nie pokazał się w tym miejscu.
Spróbował ponownie
Noce spędzałam przewracając się z boku na bok. Podczas pracy moje myśli ciągle odpływały. Nawet własne cztery ściany nie dawały mi poczucia bezpieczeństwa. Byłam pewna, że wciąż na mnie poluje. Najchętniej rzuciłabym pracę i uciekła gdzieś daleko. Czasem, gdy czułam się silniejsza, powtarzałam sobie w duchu, że nie dam się zastraszyć jakiemuś świrowi.
Pewnego zimowego wieczoru tuż przed Świętami szłam przez opustoszały skwer do domu. Zupełnie niespodziewanie poczułam szarpnięcie za ramię. Gdy się obejrzałam, zobaczyłam jego – ze złością wymalowaną na twarzy.
– No i jak? – wycedził przez zęby, ale nie zdołał posunąć się dalej. Jak spod ziemi wyskoczyli trzej faceci, którzy błyskawicznie go złapali, unieruchomili i powalili.
Ten paraliżujący strach trzymał się mnie nawet po powrocie do mieszkania. Leżąc w łóżku, z lodowatym niepokojem ściskającym mnie od środka, przypomniały mi się słowa, które kiedyś wypowiedziała mama:
– Igranie z emocjami innych zawsze źle się kończy. Prędzej czy później to się na tobie odbije.
Dostałam nauczkę
Przypomniałam sobie, jak moi rodzice wspólnie spędzali wieczory przed telewizorem, przykryci jednym pledem. Zobaczyłam w pamięci ten szczególny wyraz twarzy mojej mamy, gdy spoglądała na męża. I te momenty, gdy tata, myśląc że nikt nie patrzy, delikatnie przeczesywał jej kosmyki.
Na samo wspomnienie zalałam się łzami – tak bardzo zatęskniłam za tym obrazem. Dotarło do mnie, że trzeba wreszcie przystopować. Nadchodzi moment, by wpuścić kogoś do swojego życia. Kogoś, kogo zrozumiem bez słów i będę miała pewność, że nie wkurzy się, kiedy powiem mu o swoim złym samopoczuciu i braku energii. Kogoś, kto w takich sytuacjach po prostu okaże mi czułość, przeczesując delikatnie włosy dłonią.
Sylwia, 39 lat
Czytaj także:
„Najpierw mi się oświadczył, a później wyznał, że nigdy nie kochał. Przestałam wierzyć facetom, ale los dał mi prezent”
„Znalazłam faceta dla przyjaciółki, ale musiałam sama go sprawdzić. Testowanie przeszło moje najśmielsze oczekiwania”
„Za wygraną chciałem kupić nowe życie z dala od rodziny. Marzyłem o lazurowym morzu, a wylądowałem w brudnej kałuży”