„Znalazłam rachunek od jubilera. Myślałam, że pod choinką znajdę diamenty. Dostała je inna baba, bo mi mąż dał szlafrok”

Strapiona kobieta fot. iStock by GettyImages, zoranm
„Zrozumiałam wtedy, że ta bransoletka wcale nie była dla mnie. Ale jeżeli nie dla mnie, to dla kogo? Mój mąż zgotował mi niezłą świąteczną niespodziankę”.
/ 24.12.2023 21:15
Strapiona kobieta fot. iStock by GettyImages, zoranm

Uwielbiam niespodzianki. Zresztą, która kobieta ich nie lubi? Niby musimy mieć wszystko pod kontrolą, ale i tak chcemy być zaskakiwane, zwłaszcza w Boże Narodzenie.

Kiedy przypadkiem znalazłam w portfelu męża rachunek za świąteczny prezent, zezłościłam się na siebie. W końcu to właśnie element zaskoczenia jest esencją radości z podarunku – to uczucie niepewności, które towarzyszy rozrywaniu papieru i otwieraniu pudełka. Byłam przekonana, że pozbawiłam się tego na własne życzenie. Cóż, pomyliłam się, bo w tym roku świąteczny upominek był dla mnie ogromnym zaskoczeniem.

Pod choinką znalazłam zupełnie inny prezent niż ten, który figurował na paragonie. Skoro nie dla mnie, to dla kogo była ta mała błyskotka od jubilera?

Gdyby nie pośpiech, o niczym bym nie wiedziała

Nie znoszę przedświątecznego pośpiechu. Każdego roku powtarzam sobie, że tym razem będzie inaczej. „Niczego nie zostawię na ostatnią chwilę i gdy święta będą już za pasem, będę miała spokojną głowę”.

Każdego roku przekonuję się jednak, że tę obietnicę mogę spokojnie postawić na jednej półce ze wszystkimi noworocznymi postanowieniami. Zawsze uspokajam się, że mam przecież dużo czasu i ze wszystkim zdążę. Niestety, doby nie da się rozciągnąć i gdy przychodzi chwila opamiętania, nagle uświadamiam sobie, że Boże Narodzenie tuż–tuż, a tu nawet zakupy niezrobione. Cała ja.

– Damian, pospiesz się. Jest już późno, a musimy jechać na zakupy – powiedziałam trochę za głośno, by kolejny raz ponaglić męża.

– Skarbie, zejdzie mi jeszcze ze dwie godziny – odpowiedział mi z miną wyrażającą żal. – Muszę skończyć ten projekt, inaczej stracę klienta. Załatw to sama, a obiecuję, że jutro będę do twojej dyspozycji.

No jasne, mogłam się tego spodziewać. Kiedy jest mi potrzebna pomocna dłoń, on zawsze ma coś pilnego do zrobienia. Nie miałam pretensji, że pracuje. W końcu to właśnie dzięki jego zarobkom możemy pozwolić sobie na wygodne życie. Nie mogłam jednak oprzeć się wrażeniu, że tego dnia nie spieszył się zbytnio, jakby chciał wymigać się od przedświątecznych obowiązków. „Umiesz liczyć, licz na siebie” – pomyślałam sobie.

– OK, ale musisz mi dać pieniądze. Z mojej wypłaty niewiele już zostało.

– Portfel mam w kurtce, weź kartę.

Niektóre moje przyjaciółki uważają, że kontrola jest najwyższą formą zaufania. Chcąc mieć pewność, że za ich plecami nie dzieje się nic niepokojącego, regularnie przeglądają rzeczy swoich mężów. Ja nie mam w zwyczaju kontrolować Damiana. Nie czytam jego wiadomości ani nie myszkuję w kieszeniach. Uważam, że nie na tym polega małżeństwo. Normalnie w takiej sytuacji zaniosłabym mu portfel i poprosiła, żeby sam wyjął z niego kartę płatniczą. Tym razem spieszyłam się, więc zrobiłam inaczej.

Moja babcia zawsze powtarzała, że „jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy”. Osobiście nie kupuję tych wszystkich ludowych mądrości, ale to przysłowie ma akurat sporo sensu. Gdy wyjmowałam mały kawałek plastiku z przegródki, z portfela wypadły wszystkie pozostałe karty i dokumenty. „Do diaska, akurat teraz!” – warknęłam pod nosem. Zaczęłam zbierać z podłogi zawartość portfela i wtedy podniosłam złożony na pół paragon. Sama nie wiem, czy kierowała mną ciekawość, czy raczej był to odruch, ale rozłożyłam rachunek, by sprawdzić, za co został wystawiony.

Mąż chce zrobić mi tak kosztowną niespodziankę?

„A niech mnie!” – pomyślałam zaskoczona. Na wydruku z kasy fiskalnej figurował skrót „BRANS. ZLOT. DIAM.”. W pierwszej chwili pomyślałam, że to nie może oznaczać złotej bransoletki z diamentami. Damian świetnie zarabia, ale też rozsądnie wydaje, więc z całą pewnością nie pozwoliłby sobie na tak luksusowy upominek.

Zerknęłam na dolną część rachunku, na której znajduje się kwota do zapłaty. „Stara, przeczucie cię nie myliło” – pomyślałam sobie. Paragon opiewał na dwadzieścia trzy tysiące złotych! Gdy spojrzałam, że wystawił go sklep jubilerski, który dobrze znałam, znikły wszelkie wątpliwości.

W drodze do galerii utknęłam w korku, więc miałam chwilę, by pomyśleć. Gdy minęło już uczucie szoku, zaczęłam pluć sobie w brodę. „I po co rozłożyłaś ten rachunek? Teraz nici ze świątecznej niespodzianki!” – krzyczałam sama na siebie. Kierowca stojący na pasie obok spojrzał na mnie z politowaniem. Najwyraźniej zachowywałam się trochę zbyt głośno, skoro w ulicznym zgiełku usłyszał mój krzyk. Trudno, miałam teraz inne zmartwienie. Książka, którą wybrałam na prezent dla Damiana, prezentowała się wyjątkowo marnie przy wysadzanej diamentami bransoletce.

Sięgnęłam po telefon i szybko sprawdziłam saldo konta. Sama nie wiem po co, bo wiedziałam, że zostało mi najwyżej tysiąc złotych. „Trudno, trzeba skorzystać z kredytówki. Moje kochanie zasługuje na lepszy prezent” – postanowiłam. Wiedziałam, że Damian upatrzył sobie lekkie karbonowe koła do roweru. Od kilku miesięcy powtarzał, że sprezentuje je sobie po nowym roku. Pomyślałam, że to będzie świetny upominek, mimo że ich wartość to i tak ledwie jedna czwarta ceny bransoletki, którą dla mnie wybrał.

Gdy otworzyłam prezent, opadła mi szczęka

Powtarzałam sobie, że nie mogę dać po sobie poznać, że paczka pod choinką nie będzie dla mnie żadną niespodzianką. Udało mi się. Mojemu mężowi nawet przez myśl nie przeszło, że wiem, co dla mnie wybrał.
Jak co roku, Wigilię spędziliśmy u moich rodziców. Mamy taki mały zwyczaj, że prezentami wymieniamy się dopiero po powrocie do domu. Chcemy po prostu cieszyć się tą wyjątkową chwilą wyłącznie w swoim towarzystwie.

– Zamknij oczy i nie podglądaj – nakazałam Damianowi i udałam się do sypialni po prezent, który dla niego kupiłam. – Teraz wyciągnij ręce i uważaj, żeby nie upuścić.

– Duże... co to może być?

– Odpakuj.

– Nie wierzę! Kupiłaś mi te stożki, do których się przymierzałem? Skarbie, nawet nie wiesz, ile radości mi sprawiłaś! – wykrzyczał uradowany Damian. – Teraz moja kolej. Zaczekaj tu chwilę.

– Już nie mogę się doczekać – powiedziałam zgodnie z prawdą, bo bardzo chciałam zobaczyć już to cacko.

Paczka była znacznie większa, niż się spodziewałam. Pomyślałam sobie, że pewnie dostałam coś więcej niż tylko bransoletkę. Pośpiesznie zdarłam papier z pudełka, jakbym była małą i bardzo zniecierpliwioną dziewczynką. Otworzyłam pudełko i wyjęłam jego zawartość. To nie było nic z biżuterii, a szlafrok. Sprawdziłam kieszenie, licząc, że pewnie tam ukrył błyskotkę. Nic. Potrząsnęłam pudełkiem z nadzieją, że coś w nim zabrzęczy. Nie zabrzęczało.

– Nie podoba ci się? – zapytał Damian.

– Bardzo mi się podoba, tylko spodziewałam się czegoś innego.

– A czego?

– Nie zgrywaj się, skarbie. Przypadkiem znalazłam rachunek od jubilera w twoim portfelu.

Mogę przysiąc, że gdy tylko wypowiedziałam te słowa, Damian pobladł. Zrozumiałam wtedy, że ta bransoletka wcale nie była dla mnie. Ale jeżeli nie dla mnie, to dla kogo? Udałam się do przedpokoju, wyjęłam portfel z kurtki męża i podałam mu go. „Ten, który schowałeś za kartą płatniczą” – powiedziałam z uśmiechem, mając jeszcze cień nadziei, że Damian się wygłupia. Niestety, nie wygłupiał się. Mój mąż zgotował mi niezłą świąteczną niespodziankę.

Zaczął się jąkać, jakby zapomniał języka w gębie.

– Ja nie... ja naprawdę... ja... – dukał.

– Damian? O co tu chodzi? – zapytałam przestraszona.

– Ja nie wiem, skąd to się tam wzięło. Pewnie przez pomyłkę wziąłem czyjś paragon, bo ostatnio nie kupowałem ci biżuterii – tłumaczył się nieudolnie.

– Skoro nie kupiłeś mi niczego z biżuterii, to wytłumacz mi, co robiłeś u jubilera?

Na to pytanie nie miał odpowiedzi. Przyciśnięty do ściany, przyznał się, że od roku ma romans. A ja naiwnie wierzyłam, że gdy się kogoś kocha, nie trzeba go kontrolować.

Czytaj także:
„W łóżku nie jestem kłodą, lubię pofiglować, ale mój mąż przesadza. Chyba chce ze mnie zrobić pannę lekkich obyczajów”
„Mój zięć traktował mnie jak popychadło. Zaczął się do mnie łasić, kiedy okazało się, że mam spory majątek”
„Jak co roku w pracy będą świąteczne upominki i bony. Wkurzam się, bo najwięcej dostają dzieciaci, to jest dyskryminacja”

Redakcja poleca

REKLAMA