Kiedy weszła do kawiarni, od razu ją zauważyłam, choć akurat nalewałam piwo. Wszyscy się gapili na pioruńsko zgrabne nogi, popielate włosy do pasa i prześliczną kurteczkę z jedwabistej skórki. Najbardziej urzekająca była jej twarz, z ogromnymi błękitnymi oczami i porcelanową cerą. Zawsze miała skórę jak atłas, wszystkie dziewczyny z klasy jej tego zazdrościły!
Towarzyszył jej wysoki przystojny brunet. On wybrał stolik i długo rozmawiał z kelnerem o winach, by wreszcie zdecydować się na takie, którego cena równa się mojej tygodniówce z dobrymi napiwkami. Ona patrzyła w okno. Jedną ręką bawiła się złotym naszyjnikiem, palcami drugiej wystukiwała coś na blacie. Dłonie też miała piękne: delikatne, wypielęgnowane, z długimi paznokciami w kolorze malinowej czerwieni.
Stałam za swoim barem i nie mogłam od niej oderwać oczu. „Marlena – myślałam. – To na pewno ona! Jest jeszcze ładniejsza niż kiedyś”.
Wyglądała jak milion dolarów
Gdyby nie wyglądała jak gwiazda filmowa, może bym do niej podeszła. W końcu całe liceum siedziałyśmy w jednej ławce! Dawałam jej notorycznie ściągać na matmie, pisałam za nią wypracowania… Obiecywała, że się kiedyś odwdzięczy, ale po maturze zerwała kontakt ze wszystkimi. Wyjechała z miasta i nikt nie wiedział, co się z nią dzieje.
Uparcie gapiła się na ulicę widoczną przez olbrzymią szybę. Sprawiała wrażenie nieobecnej, nie odpowiadała również swojemu partnerowi, który coś do niej mówił. Wreszcie, jakby ściągnięta moim wzrokiem, popatrzyła na bar i na mnie. Uśmiechnęłam się do niej. Jeszcze mnie nie kojarzyła, w końcu sporo przytyłam i zmieniłam kolor włosów, ale nagle rozpromieniła się, jakby z jej pięknej twarzy spadła maska.
– Maja? To ty?– zawołała na cały lokal, a ja kiwnęłam potakująco głową. – Pracujesz tutaj?
Nie zwracając uwagi na swojego bruneta, przebiegła przez salę i po chwili znalazła się po mojej stronie baru.
Rzuciłyśmy się sobie na szyję, chociaż ryzykowałam burę od szefa, ale ten cwaniak szybko skalkulował, że to dobrzy goście i siedział cicho.
– Majka – powtarzała. – Co za spotkanie! Ze wszystkich ludzi na świecie, właśnie z tobą chciałam się zobaczyć. To nie może być przypadek!
– Wyglądasz jak milion dolarów! – zawołałam.
Jakby posmutniała.
– Może i tak, ale tylko „wyglądam” – powiedziała. – Niczego więcej nie osiągnęłam. Zawsze tylko „wyglądam”.
Poprosiła, żebym jej zrobiła mojego popisowego drinka. Wypiła prawie duszkiem, chciała następnego…
To cacko musiało kosztować majątek
Przy trzecim zaprotestowałam.
– Myślałam, że pogadamy, a ty się za chwilę tak zalejesz, że nie będziesz wiedziała, jak się nazywasz.
Miałam rację. Leciała z nóg, więc przystojniak, który z niepokojem obserwował, co się dzieje, zarzucił ją sobie na ramię i wytaszczył z lokalu. Przed wyjściem podał mi swoją wizytówkę.
– Może pani dzwonić, gdyby pani chciała z nią pogadać – powiedział. – Na pewno się ucieszy!
– Fiiiuuu – zagwizdał przez zęby mój szef, kiedy zobaczył nazwisko na kartoniku. – Masz znajomości warte każde pieniądze. Moje gratulacje!
Wieczorem, kiedy zdawałam zmianę, zobaczyłam, że pod barem coś błyszczy… To był naszyjnik Marleny. Złoty, z prawdziwymi kamieniami migocącymi jak promienie słońca w kroplach rosy. Ona nie założyłaby podróby, więc to cacko musiało kosztować majątek!
Miałabym na rehabilitację i plastykę piersi. Na początek kupiłabym dobrą protezę, potem mogłabym rozważyć rekonstrukcję w jakiejś klinice, gdzie robią cuda. Dowiadywałam się o ceny ekspanderów i na razie to dla mnie marzenie ściętej głowy! Mogłabym wyjechać na jakiś turnus odnowy biologicznej, do SPA albo sanatorium z bajerami dla kondycji i urody... Mogłabym tyle rzeczy, gdybym wsunęła to cudo do kieszeni, a potem sprzedała. Wystarczył jeden ruch i cacko leżało na dnie mojej torby. Serce mi biło jak oszalałe, kiedy wracałam do domu. Byłam przerażona i szczęśliwa! O Marlenie nie myślałam, ona miała pewnie z tuzin takich naszyjników!
Bogdan, mój mąż, jak zwykle czekał z kolacją. Jego też poznałam w liceum, tylko on był w równoległej klasie.
– Pamiętasz Marlenę?– zapytałam.
– Jasne. Kto by nie pamiętał naszej szkolnej miss? – roześmiał się. – Na początku szkoły nawet ja się w niej podkochiwałem.
– A później?
– Później poznałem ciebie i mi przeszło. Czemu pytasz?
Opowiedziałam mu ze szczegółami, jak weszła do lokalu, jak się zachowywała, i że dużo piła…
– Ale najważniejsze jest to – oznajmiłam, wyciągając z torebki naszyjnik. – Zobacz, co dzięki niej do mnie trafiło! Musiała zgubić, kiedy tak mnie ściskała. A wcześniej miętoliła to w palcach, pewnie obluzowała zapięcie.
– Prawdziwe brylanty – mruknął mąż. – Czyste, dobry szlif, warte kupę kasy. Musi być szalona, żeby w czymś takim paradować na co dzień!
– Pewnie ma tego z kilogram.
– Niech ma i tonę! Ucieszy się, kiedy jej zwrócisz zgubę.
– Jak to zwrócisz? Nie mówisz poważnie? Nie mam zamiaru tego robić. To mój bonus za wszystko złe, co mnie ostatnio spotkało. Taki prezent od losu. Rozumiesz?
– Ty nie mówisz poważnie? – Bogdan patrzył, jakby mnie widział po raz pierwszy. – Naprawdę mogłabyś ukraść cudzą własność?
– Jak to ukraść? To nie jest kradzież!
– A co? Jeśli znasz właścicielkę, wiesz, że ona zgubiła rzecz, która teraz jest w twoim posiadaniu, i nie chcesz tej rzeczy oddać, to jak nazwiesz takie zachowanie?
Bogdan to prawdziwy diament
Bogdan to porządny facet, uczciwy do bólu, swoje odda, ale cudzego nie ruszy. Zawsze taki był.
– Ty byś świętego wyprowadził z równowagi! – zezłościłam się.
– Każdy święty by mi przyznał rację – pokręcił głową. – Ty też mi ją przyznasz, kiedy ochłoniesz…
– Nie przyznam – zaczęłam płakać. – Już się łudziłam, że będzie na plastykę po mastektomii, że zadbam o siebie, o urodę… Nawet nie wiesz, jak ja przy tej Marlenie paskudnie wyglądam.
– Na operację są pieniądze, po to brałem tyle nadgodzin, żeby wystarczyło. O urodę dbać nie musisz, bo i tak jesteś najpiękniejsza, przynajmniej dla mnie! Ale jak koniecznie chcesz, weźmiemy kredyt, żebyś się w tym SPA mogła wysmarować czekoladą od góry do dołu. Jakoś sobie poradzimy.
Spojrzał mi w oczy i spytał:
– Po co ci ten kawałek metalu? Wiem, że ja ci takiego gadżetu nie mogę dać i jest mi przykro. Ale cię bardzo kocham i do mnie należy zapewnienie ci kasy na to, co jest naprawdę potrzebne. Gdyby było inaczej, poczułbym się fatalnie. Chcesz tego?
W tym momencie dotarło do mnie, jaki mam skarb w domu. Bogdan to prawdziwy diament, w dodatku mój własny!
– Masz absolutną rację.
Wzięłam wizytówkę Marleny i wybrałam numer telefonu. Po pierwszym sygnale odezwał się jej brunet, poznałam go po głosie.
Przyjaciół nie zostawia się w potrzebie
– Proszę uspokoić Marlenę, jeśli się martwi o swój naszyjnik – powiedziałam. – Znalazłam zgubę, wypadła jej w kawiarni. Jest u mnie do odbioru.
– Mówi pani poważnie? – mężczyzna był wyraźnie zaskoczony. – A jakie ma być znaleźne?
– Żadne. Niech się czasami odezwie i powie, co u niej…
– Nie wierzę własnym uszom. Od dawna nie mam dobrego zdania o ludziach, a tu taka niespodzianka.
– Bo pan nie znał chłopaków i dziewczyn z trzeciej b – roześmiałam się. – My się zawsze trzymamy razem i nie robimy sobie świństw.
– Ja się jednak zastanowię, jak pani podziękować – oświadczył mężczyzna. – Może turnus w dobrym sanatorium z pełnym zakresem zabiegów? Mam sieć takich zakładów leczniczych, dla mnie to drobiazg! Miałbym jednak jeszcze jedną prośbę, skoro pani taka miła…
– Słucham?
– Proszę spróbować na nowo zaprzyjaźnić się z Marleną. Straciła pion, na niczym jej nie zależy… Ja nie umiem do niej dotrzeć. Może pani się uda?
– To mogę obiecać. Szkolnej przyjaciółki nie zostawia się bez pomocy.
Czytaj także:
„Znalazłam portfel po brzegi wypchany kasą i oddałam zgubę właścicielce. To, co zrobiła, przeszło moje oczekiwania”
„Chciałam być uczciwa i oddać znaleziony portfel pełen kasy. Właściciel zamiast mi podziękować, zrobił ze mnie złodziejkę”
„Znalazłam portfel wypchany pieniędzmi i postanowiłam go oddać. Takiego obrotu spraw się jednak nie spodziewałam”