„Przez matkę mam dwie lewe ręce. Traktowała mnie jak księżniczkę i teraz nawet nie potrafię zrobić prania”

zmartwiona dziewczyna fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Im lepiej nam się razem pracowało, tym trudniej było nam razem mieszkać. Bogna cały czas narzekała. – Co ty jakaś królewna jesteś?! – denerwowała się. – Miałaś służących, którzy za ciebie sprzątali? W każdym razie ja nie zamierzam tego za ciebie robić!”.
/ 17.03.2024 21:15
zmartwiona dziewczyna fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

– Udało się! – krzyczałam szczęśliwa od progu. – Moje pomysły im się podobały i nawet nie zwrócili większej uwagi na to, że nie mam doświadczenia!

– Super! – odpowiedziała mama z radością. – Mam rozumiesz, że się wyprowadzasz?

W pierwszej chwili spojrzałam na nią zaskoczona, ale szybko zrozumiałam, że praca w Warszawie oznacza faktycznie wyprowadzkę. Nagle poczułam strach. Odkąd tata zmarł na białaczkę, byłyśmy z mamą same. Czułam wtedy smutek i złość. Oczekiwałam, że to mama będzie dla mnie pocieszeniem. Była przecież jedyną osobą, która mi została. Nigdy nie zapytałam jej o to, jak ona sobie radzi i skąd czerpie siłę na to wszystko.

Mama była nadopiekuńcza

Mama zawsze była pełna energii, ale kiedy zmarł tata, stała się jeszcze bardziej aktywna. Mimo wielu obowiązków zawsze miała jednak dla mnie czas. Mogłam zwrócić się do niej po poradę i pomoc. Nieraz mnie wyręczała. Na pewno aż skręcało ją w środku, jak widziała, że przez pół soboty odkurzam jeden mały pokój.

Daj, zrobię to za ciebie. Przecież osiwieję, zanim to skończysz. Zajmij się lekcjami.

Mama mnie rozpieszczała. Była zdania, że dzieci powinny mieć lepiej w życiu niż ich rodzice. Moim zadaniem było przede wszystkim się uczyć i muszę przyznać, że w tym jej nie zawodziłam. Zawsze miałam świadectwa z czerwonym paskiem, dużo czytałam, nawet pisałam własne wiersze.

Zdarzało mi się coś przypalić albo rozlać, ale przecież nie można być perfekcyjnym we wszystkim. Mama podchodziła do tego zawsze z humorem. Najważniejszy było to, że naprawdę się kochałyśmy i byłyśmy sobie bliskie. Mając taką mamę, nie potrzebowałam nawet przyjaciółki.

Z drugiej strony coś za coś. Nigdy nie byłam na obozie czy kolonii. Moja mama nigdy nie nawiązała z nikim bliższej relacji. Łączyło nas coś, co można porównać do niewidzialnej gumki. Gdy jedna była zbyt daleko, guma napinała się i sprawiała silny ból.

A teraz miałabym mieszkać aż 500 km od niej?! Taka odległość to przede wszystkim brak częstych odwiedzin. Ale przecież nie byłam już małą dziewczynką. Musiałam myśleć o swojej przyszłości. Czułam, że jeśli teraz zrezygnuję, kolejna szansa może się szybko nie pojawić. Wielki świat otworzył przede mną swoje drzwi, proponując mi skok w nieznane. Naprawdę bardzo chciałam spróbować.

Chciałam być samodzielna

Pojechałam do Warszawy. Pierwszego dnia przeżegnałam się, otworzyłam drzwi i z pełną siłą wpadłam na dziewczynę w krótkiej spódnicy.

– Uważaj! – rzuciła ze złością.

– Przepraszam! – pomogłam jej pozbierać dokumenty, które się rozsypały. – Trochę się pobrudziły, leje deszcz, stąd to błoto... - wyjąkałam.

– Nie martw się. I tak to jest do niczego.

Spojrzałam na kartki, które trzymałam w dłoniach. Była na nich kilka niezłych rysunków i kiepskie pomysły na hasła reklamowe. Nie ma nic dziwnego w tym, że szukali nowej osoby do pisania tekstów reklamowych.

Bogna, która była grafikiem, okazała się być bardzo miłą osobą. Przez kilka pierwszych dni pomagała mi odnaleźć się w nowym miejscu pracy. To właśnie dzięki niej szybko poczułam się w firmie naprawdę dobrze.

Szukałam mieszkania

Miałam jednak problem z akademikiem, w którym się zatrzymałam. Mieszkałam z mało rozmownymi dziewczynami, których nie znałam. Łazienka była na końcu korytarza, a w nocy z każdej strony dobiegała głośna muzyka.

– Tak, jest niedrogo, można pewnie wytrzymać tydzień, dwa, ale trudno dłużej mieszkać w takim bałaganie. Ciągłe imprezy, podpaski na stole... – skarżyłam się Bognie.

– Używane? – zapytała spokojnie.

– Bogna, przestań! – zdenerwowałam się. – Serio mam kłopot. Nie mam pieniędzy nawet na małe mieszkanie. Zarabiam po prostu za mało.

– Pamiętaj, że to nie ode mnie zależy. Do tego jesteś przecież dopiero na okresie próbnym – przypomniała mi.

– Jak czegoś nie wymyślę, to chyba będę musiała zrezygnować.

– To by było szkoda... – powiedziała cicho.

Zgadza się. Naprawdę polubiłam pracę, Bogusię zresztą też. Była naprawdę sympatyczna.

– Ok – powiedziała. – Możesz się do mnie wprowadzić. Szukam współlokatora. Narzeczony ma mnie gdzieś. Mieszkanie ma 40 metrów, czwarte piętro bez windy, jesteś zainteresowana?

– Oczywiście!

Problemy zaczęły się dość szybko

Potknęłam się o swoje buty, a Bogna prawie wybiła przez nie zęby. Oczywiście nawrzeszczała na mnie:

– Odkładaj buty na swoje miejsce! Skoro już rozmawiamy o porządkach, to masz też po sobie myć wannę naczynia!

"Chyba znowu miała kiepski dzień" – pomyślałam. Po dwóch latach związku rozstała się z narzeczonym i ostatnio nie bywała w najlepszym humorze. Nie chciałam jej denerwować. Wszystko działo się przypadkiem.

– Kupiłaś coś do jedzenia? – zapytała.

– Kurcze, całkiem zapomniałam...

– To co będziemy jeść?

– Kanapki! Robię takie dobre, że aż szkoda je zjadać!

– Super. Ale z czego je zrobisz? – westchnęła.

Poczułam, jak robię się cała czerwona. Przeze mnie lodówka była zupełnie pusta.

– Zamówmy pizzę. Ja płacę!

Udało mi się ją uspokoić, ale tylko na chwilę.

Nie widziałam problemu

Im lepiej nam się razem pracowało, tym trudniej było nam razem mieszkać. Bogna cały czas narzekała. Ciągłe wypominała mi błahostki, czepiała się o niepościelone łóżko czy zalegające śmieci. Mama nigdy nie zwracała na to uwagi, a Bogna marudziła jak stara baba.

– Co ty jakaś królewna jesteś?! – denerwowała się. – Miałaś służących, którzy za ciebie sprzątali?  W każdym razie ja nie zamierzam tego za ciebie robić!

Starałam się jej unikać. Dzwoniłam do mamy z telefonu stacjonarnego w mieszkaniu, bo musiałam się komuś wygadać. 

– Twierdzi, że jestem gorsza od jej najmłodszej siostry, która ma tylko osiem lat! – rozpaczałam. – I jeszcze te obowiązki... Ona zrobiła nawet harmonogram! W tym tygodniu ja mam zmywać i robić zakupy, ona zajmie się praniem i prasowaniem. Później zmiana. Sobota to z kolei dzień wielkiego sprzątania. A w każdą niedzielę każda z nas ma ugotować prawdziwy domowy obiad. Nie fast-food czy zupę z proszku!

– To naprawdę dobry pomysł. – usłyszałam. – Żałuję, że sama na to nie wpadłam...

– No, co ty! A co z obiadem? Bogna chce zjeść domowej roboty rosół z makaronem. A na deser zażyczyła sobie ciasto ze śliwkami! Co ona sobie myśli! Nie wierzy, że ja nawet jajka nie potrafię ugotować!

– Masz rację, nie potrafisz... - matka odezwała się tonem, który brzmiał jakby nagle odkryła coś smutnego. – Jak to możliwe, że nie nauczyłam cię gotować?

– Bo sama nie chciałam – odpowiedziałam, uspokajając ją.

Mama mi podpowiedziała

– Ale nigdy nie jest za późno. Spróbuj teraz. – Mówiła o kurczaku czy kurze w rosole? – zapytała moja mama.

– A to nie to samo?

– Może dla Chińczyków. Myślę, że chodziło o kurę. Słuchasz? Zapisuj...

Zapisałam sobie, jak zrobić rosół. Następnie mama podyktowała mi przepis na ciasto. Zrobiłam wszystko tak, jak powiedziała po czym zajęłam się pracą nad nowym hasłem reklamowym. I to wystarczyło. Rosół się wygotował, kurczak z jednej strony się przypalił, a z drugiej był surowy. Makaron stał się jedną wielką breją, a ciasto przypominało węgiel.

Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby Bogna śmiała się tak bardzo jak wtedy, kiedy zobaczyła swój niedzielny obiad. Myślałam, że udusi się ze śmiechu. Ledwo łapała oddech.

– Gdzie ty się uchowałaś, że nawet rosołu nie potrafisz ugotować?! O mój Boże, zaraz się zsikam ze śmiechu! Spaliłaś kurczakowi tyłek!
Miała tak świetny humor, że wykręciłam się kolejną pizzą. Kiedy jednak przyszedł rachunek za telefon, wszystko się zmieniło. Był naprawdę duży...

Czułam się jak idiotka

– To twoja wina! – Bogna pokazała na mnie palcem. – Masz już 25 lat, a ciągle wisisz na matce. Dzwonisz do niej nawet dziesięć razy dziennie i o wszystko pytasz!

Nie potrafiłam temu zaprzeczać. Wykorzystałam wszystko środki na karcie. Miałyśmy telefon stacjonarny i po prostu nie potrafiłam się powstrzymać. Brakowało mi długich rozmów przy kolacji, opowieści o tym, co wydarzyło się w ciągu dnia, sekretów, które wyznawałyśmy sobie przed snem.

Mama pewnie też czuła się samotna. W końcu została sama. Ja miałam przynajmniej Bognę. Wkurzała się, ale czułam, że mnie lubi. Naprawdę dobrze nam się razem pracowało, mieszkało w sumie też. Gdyby nie to, pewnie dawno by mnie pogoniła.

– Od teraz przez cały tydzień to ty jesteś odpowiedzialna za całe mieszkanie – powiedziała do mnie. – Oczywiście poza gotowaniem obiadów, bo życie mi jeszcze miłe. Możesz się zgodzić albo nie, ale dyskutować z tobą nie zamierzam. Liczę do trzech: jeden, dwa...

– Zgadzam się, zgadzam się! – krzyknęłam.

Próbowałam wszystko ogarnąć

Ale ja już w pierwszym dniu zaczęłam się gubić. Gdyby chociaż zostawiła mi kartkę: "Umyj wannę, kup chleb i masło, posprzątaj mieszkanie, wyprasuj bluzki na jutro", wiedziałabym, od czego zacząć. Tymczasem ja biegałam bez sensu między kuchnią, łazienką i balkonem, na którym stały więdnące już kwiatki. Próbowałam zrobić kilka rzeczy jednocześnie, a efekt był naprawdę mizerny. Nic nie zrobiłam dobrze.

Bogna zachowała się naprawdę w porządku. Nie robiła bałaganu, nie szukała z lupą drobinek kurzu. Nie komentowała też moich kolejnych wpadek, choć dziwiło ją, że dorosła osoba kompletnie nie ogarnia prowadzenia domu. Jak to możliwe, że potrafię zaplanować całą kampanię reklamową, a mam kłopot z przygotowaniem listy zakupów.

Najtrudniej było mi z praniem. Zorientowałam się, że kolorowych rzeczy nie można prać razem z białymi. Ale dlaczego do licha nikt mi nie powiedział, że zanim wrzucę coś do pralki powinnam sprawdzić kieszenie? Może jest w nich ważny paragon albo po prostu chusteczka higieniczna? 

Bogna była wściekła

Bogna niemal nie wpadła w szał, gdy na swoim czarnym swetrze zobaczyła fragmenty chusteczki. Czarę goryczy przelała jednak czerwona skarpeta w białym praniu.

– Jak mogłaś jej nie zauważyć?! – krzyczała, machając mi przed twarzą swoją elegancką bluzką, która teraz miała różowy odcień. – Do tego jeszcze ją ugotowałaś! Nadaje się tylko do wyrzucenia. Miałam ją założyć na prezentację, zapomniałaś?

– Wiedziałam o tym, dlatego ją wyprałam. Chciałam dobrze... – powiedziałam cicho.

Zaskoczonym wzrokiem patrzyła na mnie.

– Najgorsze, że ci wierzę – westchnęła. – Myślałam, że jesteś po prostu śmierdzącym leniem, który odgrywa sierotkę, żeby nic nie robić. Ale teraz nie wiem, co mam myśleć. Starasz się, ale nic ci nie wychodzi. Nie mam pojęcia, dlaczego. To jest dziwne!

Pomyślałam, że w każdej chwili może kazać mi się wyprowadzić.

Myślałam, że spalę się ze wstydu

Co mam zrobić, żeby ją przekonać? Może powinnam po prostu powiedzieć jej prawdę?

– Nie potrafię – przyznałam, czując, jak czerwienię się ze wstydu. – Nie radzę sobie, bo po prostu nie potrafię. Ty dorastałaś z młodszym rodzeństwem. Musiałaś nauczyć się samodzielności. Ja tego nie doświadczyłam. Mama zawsze wszystko za mnie robiła. Nie widziałam w tym nic złego, nigdy nie zastanawiałam się nad tym. Aż do teraz. Ten tydzień to był prawdziwy horror! Robienie prania, sprzątanie, robienie zakupów, tego wszystkiego było dla mnie po prostu za dużo! Nawet się oparzyłam podczas prasowania... – skarżyłam się. – O, tutaj!

– Jak to zrobiłaś? – zapytała zaskoczona Bogna. – Chociaż nie, chyba nie chcę wiedzieć. Co ja mam z tobą zrobić? Wydawałoby się, że jesteś normalną dziewczyną, a zachowujesz się jak ostatnia sierota. Czeka mnie ciężka praca...

Powoli uczyłam się wszystkiego

Jak mi poszło? Wolno. Zdecydowałyśmy się na strategię małych kroków. Początkowo musiałam nauczyć się obierać ziemniaki, a dopiero później przyrządzać z nich sałatkę. Z czasem przyszły pierwsze małe sukcesy.

Pierwszy raz bez poparzenia podczas prasowania, pierwszy raz, kiedy w sklepie kupiłam wszystko, co było potrzebne, pierwsze pranie bez wpadki... Nie spodziewałam się, że proste obowiązki domowe mogą dostarczyć tyle radości. To jak odkrywanie nowego świata! Do tego radziłam sobie coraz lepiej!

Trochę bałam się, jak mama zareaguje na dorosłą wersję mnie. Zastanawiałam się, czy nie będzie jej smutno, że nie potrzebuję już od niej tyle pomocy. Zaczęłam nawet rzadziej do niej dzwonić... Okazało się, że jej nie doceniłam. Kiedy upiekłam ciasto na jej urodziny, nie przestawała mnie chwalić. Była ze mnie naprawdę dumna.

– Moje małe dziecko już dorosło. Jestem szczęśliwa...

Nagle jej wypowiedź przerwał dźwięk dzwonka do drzwi. Poszła sprawdzić, kto przyszedł. Gdy wróciła, był z nią wysoki mężczyzna o włosach szpakowatych włosach. W jednej dłoni miał różę, w drugiej trzymał rękę mojej mamy. Czyżby niewidzialna guma, która nas łączyła, okazała się dużo bardziej elastyczna, niż mi się wydawało.

Czytaj także: „Rodzice traktują mnie jak swoją polisę na starość. Zainwestowali we mnie, więc mam ich niańczyć aż do śmierci”
„Kumpel myślał, że żona go zdradza, a ja wybijałem mu to z głowy. Nie mógł się dowiedzieć, że jestem jej kochankiem”
„Mąż wymienił mnie na nowszy model jak stary odkurzacz. Rozmyślił się, gdy młodziutka kochanka zaczęła szwankować”

Redakcja poleca

REKLAMA