„Po 40-stce czułem, że czegoś mi brakuje w życiu. Wpadłem na świetny pomysł, ale wszyscy mnie wyśmiali, łącznie z żoną”

uśmiechnięci mężczyźni fot. Adobe Stock, Drobot Dean
„– Bóg mi świadkiem, nigdy więcej nie wsiądę na motocykl – oznajmiłem zdecydowanie. – Wolałbym założyć wrotki, bandanę na włosy i robić fikołki na głównej alei miasta, poruszając się w rytm dźwięków z przenośnego radia. Nigdy, nigdy, nigdy! – przekonywałem”.
/ 18.03.2024 07:15
uśmiechnięci mężczyźni fot. Adobe Stock, Drobot Dean

Podobno mężczyźni w okolicach czterdziestki często doświadczają tzw. kryzysu wieku średniego. Od pięciu lat analizuję to zjawisko, jednak nie zauważyłem u siebie chęci do nowych pasji, ochoty na gorący romans, pragnienia zrobienia sobie tatuażu czy nagłej konieczności zwiększenia poziomu adrenaliny w moim organizmie. Strach to nie dla mnie, igieł się obawiam, a za romans żona dałaby mi popalić.

Ale przecież... gdzie moja pasja? Dlaczego nie zainteresowałem się żadnym hobby dla dorosłych? W końcu mam już 45 lat! Nie chcąc dyskredytować naukowych podstaw, zdecydowałem, że muszę odkryć swoją życiową pasję, by stać się wzorowym mężczyzną, czyli typowym facetem w kryzysie wieku średniego.

Potrzebowałem czegoś nowego

Całkiem prawdopodobne, że mój kryzys przejawiał się jako stres spowodowany brakiem kryzysu. Przecież wielu uważa, że posiadanie żony, córek i pracy jest niewystarczające. Więc co powinienem robić? Łowić ryby, grać w szachy? Żadna nowość, robię to od najmłodszych lat, najpierw z moim ojcem, a potem sam. Poza tym, trudno zaskoczyć kogoś takimi zainteresowaniami i pokazać swój "męski" charakter. Nie jestem jak mój kumpel i wspólnik, który dojeżdża do pracy motorem, z którego korzysta także popołudniami.

Mając na wyciągnięcie ręki takie instruktora, powinienem dać szansę motocyklom jako mojemu nowemu hobby. Głuchy dźwięk mechanicznych rumaków, swobodna postawa mężczyzny, który posiadł cały świat, choć wcale mu na tym nie zależy, bo żeby być szczęśliwym wystarczy mu zapach paliwa i setki kilometrów pokonanej trasy. Tak, to jest to!

Kolega miał swój świat

Mój partner w biznesie nie tylko miał na swoim koncie jazdę na motorze, ale także nosił ciasne skórzane ubrania i długie włosy, a czystość jego paznokci pozostawiała wiele do życzenia. Oczywiście jego codziennością była muzyka rockowa. Typowy motocyklista do szpiku kości. Na moje szczęście, oprócz tych wszystkich cech, był również zdolnym specjalistą IT, co czyniło go wartościowym członkiem zespołu i doskonałym wspólnikiem w prowadzeniu firmy.

Zadzwoniłem do niego i ustaliliśmy, że spotkamy się jak zwykle w sobotę. Przez całe lato, kiedy tylko byliśmy w mieście i nie mieliśmy innych planów, umawialiśmy się na sobotnie grillowanie całymi rodzinami. Gdy przy butelce piwa wyjawiłem koledze, co chciałbym od niego, wyraźnie się ucieszył.

– Witamy w klubie! – krzyknął.

– Macie swój klub? – zapytałem z niedowierzaniem.

Nigdy nie byłem członkiem ani zuchów, ani harcerzy, a uczestnictwo w jakiejkolwiek organizacji zawsze było dla mnie odpychające.

– Nie wygłupiaj się – roześmiał się. – Chodźmy do garażu. W końcu dokładnie obejrzysz moje cacuszka.

Były aż trzy.

Zobaczyłem jego zabawki 

– Tutaj mamy Czopera, Śmigacza i Krosa – Adam wyjaśnił w sposób fachowy. – Pierwszy z nich jest najbardziej komfortowy do pokonywania długich dystansów, drugi przemierza przestrzeń z prędkością stu błyskawic, a ostatni sprawdzi się idealnie podczas eskapad poza utarte szlaki.

– Czyli rozumiem, że powinienem zakupić wszystkie trzy od razu? – zapytałem z niepokojem.

Zacznij od jednego. Na przykład od tego – podniósł brodę wskazując na największy z pojazdów. – Jest to niemal oryginalny Harley–Davidson.

– Dlaczego niemal?

– Ponieważ musiałem wymienić połowę z jego części – Adam roześmiał się. Ale działa jak marzenie – zapewnił.

– Pojeździmy trochę?

– Cóż... na ogół działa jak marzenie, kiedy działa, ale teraz akurat nie działa – wyraźnie się zaniepokoił. – Podejrzewam, że to coś z układem paliwowym, nie jestem pewien, bo jeszcze nie odkryłem powodu awarii. Ale możesz śmiało usiąść – uprzejmie zaproponował. – Sam zobaczysz, jakie to wygodne.

Nie czułem się komfortowo

Zajmując miejsce za kierownicą, położyłem ręce wysoko na kierownicę, a nogi umieściłem na przednich podnóżkach. Okazało się, że moje plecy nie dotykają oparcia. Aby móc się oprzeć, musiałem przesunąć się i zwolnić uchwyt kierownicy.

– Wygląda na to, że mam zbyt krótkie ręce – odparłem z ironią.

– Musisz więc wybrać taką maszynę, która będzie dla ciebie odpowiednia – radził mi kolega. – W końcu jestem o dwadzieścia centymetrów wyższy od ciebie.

– Siedemnaście – sprostowałem, co nie zmieniło faktu, że Adam był ode mnie znacznie wyższy i smuklejszy. Gdyby on miał przypominać bilardowy kij, to ja zdecydowanie przypominałem bilardową kulę. Nie toczyłem się tylko dlatego, że nogi mi na to nie pozwalały.

Usadowiłem się komfortowo, zaprzestając kontrolowania kierownicy. Adam kontynuował swój wywód z iskrą w oczach:

– Widziałem ostatnio w salonie czoperka, ma zaledwie cztery lata, za nieco mniej niż siedemdziesiąt tysięcy. Ale można znaleźć dwudziestokilkuletniego za połowę tej sumy. Trzeba jednak liczyć się z koniecznością naprawy kilku elementów, a części do nich są albo kosztowne, albo niedostępne. Można je zamówić z USA, jednak to czasochłonne i nie zawsze wszystko pasuje idealnie. Ale nie martw się, wszystko da się dostosować, potrzebne są tylko różne złącza i przełączniki. A kiedy w końcu jedziesz i czujesz wiatr we włosach... – Adam rozmarzył się. 

Opowiadał z wielką pasją

Syknąłem cicho.

– Czy coś nie tak? – odparł zaskoczony. – Przynudzam?

– Nie, to nie to, tylko... pomóż mi się podnieść. Coś mnie w kręgosłupie zabolało... pewnie przez tę wygodę – skwitowałem z nutą sarkazmu.

Pomógł mi zsiąść i podprowadził do następnej maszyny.

– Zwróć uwagę na te opony. Bez problemu da radę na nich przejechać po drodze szutrowej o nachyleniu prawie sześćdziesiąt stopni. A w lesie pędzi tak, że trawa wylatuje spod kół.

– Może wybierzemy się na przejażdżkę? – zasugerowałem.

– W zasadzie to byśmy mogli, ale ten sprzęt jest jednoosobowy. A do tego przegląd mi wygasł tydzień temu.

– A ten? – pokazałem ostatni pojazd.

– W pełni sprawny, gotowy do jazdy, wszystko działa, można wsiąść.

Nie mogłem się doczekać

– Ruszajmy! – pchnąłem go do działania. – Dasz mi te niesamowite skórzane gatki i kurtkę?

Zastanawiał się przez moment.

– Mam spodnie, dla mnie już za ciasne, ale z kurtką może być problem. Mam tylko puchową, ale ze skórzanymi  wzmocnieniami na łokciach. To ci odpowiada?

– Odpowiada.

Przytargał z domu ubrania i zacząłem się przebierać. Spodnie okazały się za wąskie. Mój brzuch stanowił przeszkodę nie do pokonania.

– Zaczekaj, znajdę ci jakiś pasek – mruknął Adam.

Kiedy on poszukiwał paska, ja usiłowałem podwinąć nogawki. Jednak skóra była twarda, więc udało mi się tylko nieznacznie ją pofałdować. Dzięki paskowi spodnie nie zsuwały mi się z pośladków, ale jednocześnie duża klamra wbijała mi się prosto w pępek.

Gdy założyłem na to kurtkę, mój kumpel wybuchnął śmiechem. Następnie wręczył mi kask.

– To jest kask Maryśki, więc może być w środku trochę zapachu...

– Zapachu? Czego?

– Perfum.

– Perfumy jakoś przeżyję – stwierdziłem.

– Ruszamy!

– A co z butami?

Z pewnym wysiłkiem spowodowanym grubością kurtki i moją ogólną puszystością – obserwowałem moje wykwintne mokasyny. W żaden sposób nie harmonizowały z resztą ubioru, ale przyznam szczerze: tutaj nic do siebie nie pasowało, więc odpuściłem. Nie mogło być lepiej, a gdyby Adam pożyczył mi swoje buty w rozmiarze czterdzieści sześć, na pewno wyglądałoby to jeszcze bardziej komicznie.

Byłem podekscytowany przejażdżką

Załadowaliśmy się na motor. To znaczy Adam musiał mnie podnieść. Dobrze, że nie widziały tego nasze małżonki czy moje córeczki, bo śmiechu by nie było końca. Zapakował mnie więc, sam zajął miejsce z przodu i zawołał:

– Jedziemy, Władziu!

I ruszyliśmy.

Na początku bardzo wolno, ponieważ trasa z jego domu do asfaltowej drogi jest pełna nierówności, gruntowa i nieutwardzona. Niesamowicie trzęsło, ale siedziałem komfortowo, z rękami swobodnie wiszącymi po bokach, wnętrze kasku miało zapach luksusowych perfum. Czysta magia. W mojej wyobraźni już widziałem siebie na takim wyścigowym motorze, pędzącym między stojącymi w korku samochodami. I na ten wyimaginowany obraz, moja twarz uśmiechnęła się szeroko.

Dotarliśmy do asfaltowej drogi prowadzącej do miasta i moje podekscytowanie prawie natychmiast zniknęło. Kiedy Adam przyspieszył, motocykl nagle szarpnął, zmuszając mnie do chwycenia go za pas. To nie było zbyt męskie i niezbyt komfortowe, ponieważ nie mogłem go objąć, trzymałem go więc za boki. Na domiar złego, pod kaskiem okulary zjechały mi na czubek nosa. Nie mogłem ich poprawić, ponieważ Adam nie powiedział mi, jak podnieść tę przeklętą klapkę.

Może to i dobrze, bo gdybym podniósł, prąd powietrza wepchnąłby mi ten mój uśmiech z powrotem prosto do gardła.

Z uwagi na prowizoryczną budowę mojego tymczasowego ubrania do jazdy, zimne powietrze wdzierało się przez nogawki aż do gatek, potem swobodnie przemieszczało się pod koszulą coraz wyżej, aż docierało do wnętrza kasku. Nie ogrzewało się ani trochę, za to powodowało, że resztki moich włosów stawały dęba, a hałas był tak głośny, że nie mogłem usłyszeć własnych myśli.

To była katastrofa

Kiedy Adam zatrzymał się na chwilę, by przepuścić przechodniów na pasach, wykorzystałem ten moment i umieściłem okulary na swoim miejscu, wkładając palec do wnętrza kasku od dołu. Był to jednak podwójny błąd. Po pierwsze, Adam, chcąc zapewne zrobić na mnie wrażenie, ruszył gwałtownie, co spowodowało, że nie zdążyłem wyciągnąć palca i skręciłem go.

Po drugie, po poprawieniu okularów mogłem zobaczyć wszystko znacznie wyraźniej. A w tym momencie właśnie wjeżdżaliśmy do miasta...

W ciągu najbliższych dwudziestu minut miałem uczucie, że każdy wokół postanowił nas uśmiercić. Przejechać, potrącić, zgnieść, zniszczyć. Każdy, włączając Adama, który wciskał się między auta, wykonywał gwałtowne skręty, dodawał gazu i hamując, unikał zderzenia, gdy inny pojazd wymuszał na nas pierwszeństwo. Wyglądało na to, że świetnie się bawił.

Ja zdecydowanie nie. Najbardziej przestraszyłem się dostawczego Mercedesa, który jechał prosto na nas. Nie mogłem przestać myśleć, że charakterystyczne koło na jego masce to celownik strzelca skierowany bezpośrednio w naszą stronę. I że kierowcy tego busa uda się to, czego innym nie udało się do tej pory – że w końcu nas zastrzeli.

Wygłupiłem się 

Na szczęście, udało nam się i tym razem cudem uniknąć śmierci. Kiedy dostrzegłem, że Adam kieruje się w stronę domu, poczułem ulgę. Francuskie perfumy jego żony zaczęły mnie dusić... Kiedy dojeżdżaliśmy do domu, syn Adama nagrał nas telefonem. Później tłumaczył, że był ciekawy, co tata przewozi na motorze, bo z daleka wyglądało to jak ludzik Michelin. 

– Jeśli spróbujesz wrzucić ten filmik na YouTube, to cię uduszę – zagroziłem mu.

– Ależ wujku, nigdy bym tak nie zrobił! – odparł szybko.

Zbyt szybko, co sprawiło, że zacząłem podejrzewać, że już to zrobił. Te nowoczesne telefony mają ogromne możliwości, a dzieci potrafią nimi zaskakująco sprawnie operować.

Miałem nauczkę

– Jakie są twoje wrażenia? – zapytała żona, dusząc się ze śmiechu, ponieważ zanim zdążyłem zdjąć moją zbroję, ona już obejrzała ten film dwa razy.

– Bóg mi świadkiem, nigdy więcej nie wsiądę na motocykl – oznajmiłem zdecydowanie. – Wolałbym założyć wrotki, bandanę na włosy i robić fikołki na głównej alei miasta, poruszając się w rytm dźwięków z przenośnego radia. Nigdy, nigdy, nigdy! – przekonywałem.

– Dlaczego tak mówisz? – Adam był wyraźnie zaskoczony.

– Po tej wyprawie zdałem sobie sprawę, że to nie jest dla mnie – odparłem z brutalną szczerością. – Nigdy wcześniej nie spotkałem tak wielu osób, które próbowały mnie wykończyć. Włącznie z tobą! – obarczyłem go winą, wskazując na niego palcem.

– Przesadzasz – odparł spokojnie.

– To jest sobota, więc ruch jest tak niewielki, że nie mogło się nic stać.

– Skoro tak, to wolę sobie nawet nie wyobrażać, jak wyglądałaby nasza jazda w piątkowe popołudnie, kiedy wszyscy siedzą za kierownicą i polują na motocyklistów – odparłem.

– A co z twoim hobby i kryzysem wieku średniego? – kontynuowała moja żona.

– Już to mam za sobą. Na dobre – zapewniłem. – Kryzys minął.

Czytaj także: „Rodzice traktują mnie jak swoją polisę na starość. Zainwestowali we mnie, więc mam ich niańczyć aż do śmierci”
„Kumpel myślał, że żona go zdradza, a ja wybijałem mu to z głowy. Nie mógł się dowiedzieć, że jestem jej kochankiem”
„Mąż wymienił mnie na nowszy model jak stary odkurzacz. Rozmyślił się, gdy młodziutka kochanka zaczęła szwankować”

 

Redakcja poleca

REKLAMA