Wiele razy zastanawiałam się, co by się stało, gdybym wtedy nie poszła z przyjaciółmi do pubu świętować swoich imienin. Miałabym nadal mój dobytek w domu? A tak złodzieje zrobili mi „prezent”! Wynieśli wszystko! Nie tylko telewizor, sprzęt grający i AGD, ale także meble. Po kilku godzinach nieobecności wróciłam do pustego domu…
Trudno opisać to, co wtedy przeżyłam
Szok, niedowierzanie. Przez moment myślałam, że pomyliłam mieszkania. Wiem, że to irracjonalne, bo deptałam przecież po swoich własnych rzeczach rozrzuconych przez złodziei po podłodze… Mam dobrych przyjaciół, więc kiedy dowiedzieli się, że zostałam bez niczego, zorganizowali dla mnie natychmiast zbiórkę. W ciągu niespełna miesiąca miałam znowu urządzone mieszkanie. Chociaż „urządzone” jest, niestety, słowem zdecydowanie na wyrost. Po prostu miałam na czym usiąść, na czym spać i gdzie poukładać swoje rzeczy, którymi wzgardzili złodzieje.
Najbardziej żal mi było moich mebli… Zgrabnej komódki, toaletki z lustrem, stoliczka do kawy. Były niepowtarzalne, bowiem zrobił je mój nieżyjący już wujek! Nie był zawodowym stolarzem. Parał się tym jedynie w wolnych chwilach, ale był prawdziwym mistrzem w swoim fachu. Spod jego ręki wychodziły prawdziwe cudeńka i nie było wśród moich znajomych człowieka, którego by nie zachwyciły jego meble. Byłam do nich wyjątkowo przywiązana i kiedy myślałam o tym, że już nigdy ich nie zobaczę, chciało mi się płakać. No cóż, co się stało, to się nie odstanie. Zamontowałam więc w domu drugie, pancerne drzwi i solidne zamki, myśląc, że teraz sforsowanie ich zajmie złodziejom dużo więcej czasu. Po roku dostałam także zawiadomienie z policji, że śledztwo w sprawie włamania zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawców. Wydawało się więc, że sprawa jest całkowicie zamknięta. Jakoś się psychicznie pozbierałam po tej traumie i zaczęłam znowu wieczorami wychodzić z przyjaciółmi. Zwalczyłam w sobie odruch wracania do domu po kilka razy i sprawdzania, czy moje drzwi nadal są zamknięte.
Lubię „nasz” pub
Powstał kilka lat temu, kiedy kończyliśmy szkołę, i od tamtej pory zwykle w sobotnie wieczory spotykam się tam z przyjaciółmi. Za barem stoi Marek, nasz ulubiony barman. Facet jest świetny, to urodzony gawędziarz! Potrafi też wspaniale słuchać, więc kiedy człowiek ma jakieś kłopoty, to nie potrzebuje terapeuty – Marek w zupełności wystarczy. Po kradzieży, której padłam ofiarą, jemu pierwszemu wypłakałam się w rękaw. Pocieszał mnie, postawił darmowe piwo. Może to niewiele, ale od razu zrobiło mi się lepiej. Nie tylko zresztą ja uważam, że jesteśmy w naszym pubie jak jedna wielka rodzina. Razem świętujemy nową pracę, ślub czy urodzenie się dziecka. Nieraz między stolikami krążyły zdjęcia z rozmaitych wypraw za granicę czy rodzinnych uroczystości. Dlatego tamtego dnia wcale mnie nie zdziwiło, kiedy razem z piwem, dostałam od kolegi plik zdjęć do obejrzenia.
– Córeczka Marka świętowała roczek. Zaczęła chodzić dokładnie w swoje urodziny! – uprzedził mnie, co na nich zobaczę.
Życzliwie rzuciłam okiem na fotografie, nie zamierzając dokładnie ich przeglądać, bo zdjęcia z takich uroczystości są wprawdzie całkiem fajne, ale tylko dla najbliższych.
„Miły brzdąc, ładny tort. Normalka…” – pomyślałam.
I już miałam je podać dalej, kiedy na jednym z nich coś przyciągnęło mój wzrok… Te nogi od stoliczka przykrytego długim obrusem, na którym stały smakołyki… Było widać tylko kawałek, a jednak wydały mi się znajome!
Zamarłam, nie wiedząc, co mam zrobić
Po chwili jednak dyskretnie, trzęsącymi rękami, schowałam to jedno zdjęcie do torebki. A potem ostatkiem sił powstrzymałam się, aby nie wybiec od razu z pubu, tylko siedziałam jeszcze bite trzy godziny, śmiejąc się i żartując ze znajomymi. Tylko do Marka nie podchodziłam. Bałam się, że zdradzi mnie wyraz mojej twarzy. Ale on nie zauważył ani tego, że zniknęło mu jedno ze zdjęć, ani że patrzę na niego z obrzydzeniem. Śmiał się, nalewał piwo i myślał pewnie tylko o tym, ile zarobi w taki gorący wieczór, kiedy wszystkim chce się pić. Dopiero kiedy wróciłam do domu, obejrzałam sobie dokładnie ukradzione zdjęcie i nie miałam już żadnych wątpliwości. Pod tym obrusem krył się mój stoliczek do kawy zrobiony przez wujka!
Natychmiast pojechałam na policję. Funkcjonariusze serio potraktowali moje doniesienie. W mieszkaniu Marka znaleźli nie tylko mój stolik do kawy, ale również toaletkę i komódkę. Potem dowiedziałam się, że od jakiegoś czasu podejrzewali barmana, że współpracuje z szajką złodziei. Moje doniesienie spadło im niczym gwiazdka z nieba, bo zyskali w ten sposób szansę, aby zdobyć na to twarde dowody. Tak, Marek faktycznie miał kumpli w kryminalnym światku, którzy okradali mieszkania. A on im w tym często pomagał, wystawiając swoich własnych klientów z baru. Meble od wujka odzyskałam i to jest dla mnie najważniejsze! Miałam szczęście, że Marek zatrzymał je dla siebie, bo mu się spodobały.
– Głupi był, bo żaden dobry złodziej nie trzyma w domu tak charakterystycznych fantów! – usłyszałam od policjantów.
A ja myślę, że Marek nie tyle był głupi, co czuł się zupełnie bezkarny. Gdyby bowiem policja złapała jakiś trop, pewnie powiedziałabym mu o tym pierwsza, podczas jednej z pogawędek przy jego barze. Wykorzystał w ten sposób moje zaufanie. I nie tylko moje, bo okradzionych wśród klientów pubu było więcej. Policja bada teraz wszystkie ślady, próbując odzyskać zrabowane rzeczy. Marek i jego kumple z bandy siedzą, a za barem stanął zupełnie nowy chłopak. Jest równie sympatyczny, ale już nie tak skory do słuchania zwierzeń, jak poprzedni barman. I dobrze, bo nie sądzę, abym chciała się przed nim otworzyć.
Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”